Amerykanin dołączył do Kinga wraz z początkiem obecnego sezonu. Można go było określać sprawdzonym graczem, bowiem jeszcze kilka miesięcy wcześniej był częścią Twardych Pierników Toruń. Zdecydował się na podpisanie kontraktu w Szczecinie, gdzie – jak się okazało – otrzymał znacząco inną rolę niż w poprzednim zespole. I to było kluczowe.

– Twierdzę, że James to bardzo dobry zawodnik. On jednak potrzebuje większej liczby minut. Traktowałem go, jako zadaniowca. On jako profesjonalista wywiązywał się z wszystkich powierzanych mu zadań. Minuty w naszym zespole były tak podzielone, że dla niego ich brakowało. Mamy mnóstwo dobrych graczy. James do samego końca nie był zadowolony ze swojej roli – czytamy wypowiedź trenera Kinga, Arkadiusza Miłoszewskiego.

– Przed świętami usiedliśmy, porozmawialiśmy i obydwaj podjęliśmy decyzję, że James dostanie zielone światło na poszukiwania nowego klubu. Pojechał z nami na turniej w ENBL w Brnie. Zagrał świetnie, pokazał pełen profesjonalizm – chwali Amerykanina szkoleniowiec.

Już we wpisie w mediach społecznościowych King zapowiadał, że 25-latek daleko nie wyjeżdża. Twierdzimy, że było to pojęcie względne. James Eads pozostanie w Polsce, natomiast przed nim podróż chyba najdłuższa z możliwych, bo aż do znajdującego się w województwie podkarpackim Łańcuta. Amerykanin ma jednak sporo szczęścia, bo jego nowa drużyna już dziś gra w pobliskim Stargardzie, a tym samym do Łańcuta uda się prawdopodobnie z całą ekipą. Sam prezes Rawlplug Sokoła zapowiadał, że w najbliższej przyszłości może dojść do transferu. I doszło! James Eads stał się częścią tegorocznego beniaminka.