REDAKCJA

EuroBasket 2022: Polski dwugłowy smok

EuroBasket 2022: Polski dwugłowy smok

A więc jednak! Na otwarcie EuroBasketu Polska w bardzo dobrym stylu pokonała Czechów 99:84 i może realnie myśleć nie tylko o awansie do 1/8 finału, ale i zajęciu drugiego miejsca na koniec fazy grupowej.

Polska pokonała Czechy 99:84 w meczu otwarcia / fot. FIBA. com

Tym meczem Mateusz Ponitka pokazał, że euroligowe kluby chyba postradały zmysły, skoro tak znakomity zawodnik nowy sezon rozpocznie na poziomie BCL. Lider pełną gębą – tak najlepiej można określić grę kapitana. 26 punktów, 9 asyst, 4 zbiórki i 56% skuteczności z gry – Ponitka był dosłownie wszędzie, a jego rzut z przetrzymaniem w czwartej kwarcie spowodował, że nawet czescy kibice bili brawo.

Ponitka zagrał rewelacyjnie i nie będzie żadnej przesady w powiedzeniu, że poprowadził Polskę do tej wygranej. Ogromne słowa uznania należą się jednak również AJ’owi Slaughterowi, drugiej głowie polskiego smoka. Martwiliśmy się o jego zdrowie, gdy z opóźnieniem dołączył do kadry na zgrupowaniu, ale pokazał, że w takim środowisku, przy presji i niemal pełnych trybunach, czuje się najlepiej. 23 punkty, 3 asysty i 5 celnych trójek pokazują, że wciąż możemy liczyć na jego wysoką formę, a być może potrzebujemy go teraz bardziej niż kiedykolwiek.

Igor Milicic zawężył bowiem rotację na pozycji rozgrywającego – w ogóle nie zagrał Łukasz Kolenda, a Jakub Schenk pojawił się na boisku tylko na 5 minut w trzeciej kwarcie (zdążył jednak zaliczyć kapitalną akcję 2+1 przeciwko Janowi Veselýemu). Rolę playmakera praktycznie przez cały mecz pełnili więc Ponitka ze Slaughterem.

Patrząc przekrojowo, warto zwrócić uwagę, jak dużo piłek graliśmy pod kosz. Z pomalowanego zdobyliśmy 52 punkty i zwłaszcza na początku meczu maksymalnie wykorzystywaliśmy to, że Czesi wystawili w pierwszej piątce niższego i – jak się okazało – raczej bezproduktywnego Martina Kriza zamiast Ondreja Balvina. Pierwszych sześć trafień było spod samej obręczy – 14 punktów dali nam Ponitka i Balcerowski, a trener Czechów Ronen Giznburg wściekły kopał w bandy reklamowe.

A propos Balcerowskiego – pokazał, jaki przegląd pola powinien mieć nowoczesny środkowy i po trzech minutach miał już 3 asysty. Skończył z linijką 14-7-4 i możemy powiedzieć, że właśnie na taki jego mecz czekaliśmy. Nie chodzi nawet o liczby, tylko o pewność siebie, mądrość, brak zawahania i czytanie gry. Z tak grającym Balcerowskim możemy na tym turnieju sprawić niejedną niespodziankę.

Oczywiście nie było różowo przez cały czas. Problemy zaczęły się w momencie, gdy Czesi zaczęli trafiać za trzy punkty (3 celne trójki z rzędu w drugiej kwarcie) i bardzo szybko nasza przewaga topniała, aż na niecałe trzy minuty do końca pierwszej połowy rywale pierwszy raz wyszli na prowadzenie.

– Po przerwie zmieniliśmy trochę obronę akcji pick’n’roll. Nie chcieliśmy zostawiać dużo miejsca Hrubanowi, Bohacikowi, ale kiedy tylko Peterka zaczął trafiać, Czesi wracali do gry. Ale zrobiliśmy korekty, wychodziliśmy agresywniej przy picku i było lepiej – mówił po meczu Igor Milicic.

W drugiej połowie Czesi ani przez moment nie byli na prowadzeniu i chociaż końcowy wynik nie do końca oddaje przebieg spotkania, spokojnie można powiedzieć, że zwycięstwo Polaków jest zasłużone, pewne i co najważniejsze, otwiera przed nimi drogę do fazy pucharowej. Szkoda byłoby z tej drogi zboczyć.

Sprawdziło się: Tomas Satoranský. Chodzi zarówno o sam fakt, że jednak zagrał, jak i o to, że ewidentnie nie był w pełni sił. Zaliczył wprawdzie 6 asyst, ale praktycznie nie atakował kosza i w 17 minut oddał zaledwie dwa rzuty, oba niecelne. W końcowych minutach czwartej kwarty, gdy ważyły się losy meczu, nie było go w ogóle na parkiecie. W pewnym sensie Satoranský pełnił dziś rolę straszaka, ale kolejni rywale Czechów już wiedzą, że ich lider ma problem. Jeśli nie zacznie zdobywać punktów w kolejnych meczach, Czesi mogą mieć problem nawet z wyjściem z grupy, co dla nich jako gospodarzy z pewnością byłoby ogromnym rozczarowaniem.

Zaskoczenie: brak obrony strefowej. Ani na moment przez 40 minut nie graliśmy tego typu obrony, którą Igor Milicic lubi przecież męczyć rywali i którą pod jego wodzą stosowała również reprezentacja. Przy obronie każdy swego pojawiło się trochę błędów, które skutkowały otwartymi narożnikami (Czesi 2/5 z rogów), ale całościowo obrona wyglądała naprawdę solidnie.

Kluczowy moment: 2:04 do końca meczu i celna trójka Ponitki na 90:81. Przy tak wyrównanym meczu wiele było niezwykle istotnych momentów, ale po tym trafieniu Czesi nie byli już w stanie się podnieść. W O2 Arena było słychać już wtedy właściwie tylko naszych kibiców.

Cytat meczu: – Kiedyś usłyszałem, że im częściej z kimś przegrywasz, tym większą szansę masz na wygranie następnego meczu z tym rywalem – Mateusz Ponitka wprawdzie nie po meczu, a na wczorajszej konferencji prasowej, ale ten cytat bardzo dobrze oddaje obecną sytuację. Z Czechami przegrywaliśmy ostatnio regularnie, ale akurat na najważniejszym turnieju w ciągu pięciu lat nie dość, że ich pokonaliśmy, to jeszcze na ich terenie.

Co dalej: w sobotę o 14:00 gramy z Finlandią, która mimo rewelacyjnego występu Lauriego Markkanena (33 punkty, 12 zbiórek) przegrała po dogrywce z Izraelem 87:89. Z Finami mamy rachunki do wyrównania za poprzedni EuroBasket. Pięć lat temu w Helsinkach przegraliśmy po dwóch dogrywkach, a naszym katem był właśnie Markkanen. Finowie wiedzą, że po meczu z Izraelem nie mogą sobie pozwolić na kolejną porażkę i z pewnością będą maksymalnie zmotywowani. Dodatkowo mają o cztery godziny więcej na odpoczynek, co przy grze dzień po dniu może mieć znaczenie.

Z Pragi,

Radosław Spiak

Superbet – najlepsze kursy na koszykówkę. Cashback 1300 i do 200 zł na start. Sprawdź! >>

Autor wpisu:

POLECANE

tagi

Aktualności

16 lat i… koniec. Tyle musieli czekać kibice z Bostonu na kolejne mistrzostwo swojej ukochanej drużyny. Dokładnie w tym dniu w 2008 roku Celtics zdobyli swoje ostatnie mistrzostwo. Przyznać trzeba jednak, że tym razem zrobili to w wielkim stylu, ponosząc w tych Playoffs tylko trzy porażki. Finał z Dallas, który miał być bardzo zacięty, skończył się tak zwanym „gentleman sweep”, czyli 4:1.
18 / 06 / 2024 12:31
– Koszykówka to moja ucieczka od codzienności – przyznaje koszykarz Mateusz Bręk, u którego sukcesy sportowe w ostatnim czasie przeplatały się z trudnymi doświadczeniami poza parkietem. Kogo dziś widzi? – Po prostu chyba szczęśliwego człowieka, który cieszy się tym, że mógł spotkać się w kawiarni i porozmawiać o życiu – odparł, dodając później, że rozmowa ta była pewnego rodzaju formą terapii.

Zapisz się do newslettera

Bądź na bieżąco z wynikami i newsami