![](https://polskikosz.pl/wp-content/uploads/2022/09/image-3-1.jpg)
Tym meczem Mateusz Ponitka pokazał, że euroligowe kluby chyba postradały zmysły, skoro tak znakomity zawodnik nowy sezon rozpocznie na poziomie BCL. Lider pełną gębą – tak najlepiej można określić grę kapitana. 26 punktów, 9 asyst, 4 zbiórki i 56% skuteczności z gry – Ponitka był dosłownie wszędzie, a jego rzut z przetrzymaniem w czwartej kwarcie spowodował, że nawet czescy kibice bili brawo.
Ponitka zagrał rewelacyjnie i nie będzie żadnej przesady w powiedzeniu, że poprowadził Polskę do tej wygranej. Ogromne słowa uznania należą się jednak również AJ’owi Slaughterowi, drugiej głowie polskiego smoka. Martwiliśmy się o jego zdrowie, gdy z opóźnieniem dołączył do kadry na zgrupowaniu, ale pokazał, że w takim środowisku, przy presji i niemal pełnych trybunach, czuje się najlepiej. 23 punkty, 3 asysty i 5 celnych trójek pokazują, że wciąż możemy liczyć na jego wysoką formę, a być może potrzebujemy go teraz bardziej niż kiedykolwiek.
Igor Milicic zawężył bowiem rotację na pozycji rozgrywającego – w ogóle nie zagrał Łukasz Kolenda, a Jakub Schenk pojawił się na boisku tylko na 5 minut w trzeciej kwarcie (zdążył jednak zaliczyć kapitalną akcję 2+1 przeciwko Janowi Veselýemu). Rolę playmakera praktycznie przez cały mecz pełnili więc Ponitka ze Slaughterem.
Patrząc przekrojowo, warto zwrócić uwagę, jak dużo piłek graliśmy pod kosz. Z pomalowanego zdobyliśmy 52 punkty i zwłaszcza na początku meczu maksymalnie wykorzystywaliśmy to, że Czesi wystawili w pierwszej piątce niższego i – jak się okazało – raczej bezproduktywnego Martina Kriza zamiast Ondreja Balvina. Pierwszych sześć trafień było spod samej obręczy – 14 punktów dali nam Ponitka i Balcerowski, a trener Czechów Ronen Giznburg wściekły kopał w bandy reklamowe.
A propos Balcerowskiego – pokazał, jaki przegląd pola powinien mieć nowoczesny środkowy i po trzech minutach miał już 3 asysty. Skończył z linijką 14-7-4 i możemy powiedzieć, że właśnie na taki jego mecz czekaliśmy. Nie chodzi nawet o liczby, tylko o pewność siebie, mądrość, brak zawahania i czytanie gry. Z tak grającym Balcerowskim możemy na tym turnieju sprawić niejedną niespodziankę.
Oczywiście nie było różowo przez cały czas. Problemy zaczęły się w momencie, gdy Czesi zaczęli trafiać za trzy punkty (3 celne trójki z rzędu w drugiej kwarcie) i bardzo szybko nasza przewaga topniała, aż na niecałe trzy minuty do końca pierwszej połowy rywale pierwszy raz wyszli na prowadzenie.
– Po przerwie zmieniliśmy trochę obronę akcji pick’n’roll. Nie chcieliśmy zostawiać dużo miejsca Hrubanowi, Bohacikowi, ale kiedy tylko Peterka zaczął trafiać, Czesi wracali do gry. Ale zrobiliśmy korekty, wychodziliśmy agresywniej przy picku i było lepiej – mówił po meczu Igor Milicic.
W drugiej połowie Czesi ani przez moment nie byli na prowadzeniu i chociaż końcowy wynik nie do końca oddaje przebieg spotkania, spokojnie można powiedzieć, że zwycięstwo Polaków jest zasłużone, pewne i co najważniejsze, otwiera przed nimi drogę do fazy pucharowej. Szkoda byłoby z tej drogi zboczyć.
Sprawdziło się: Tomas Satoranský. Chodzi zarówno o sam fakt, że jednak zagrał, jak i o to, że ewidentnie nie był w pełni sił. Zaliczył wprawdzie 6 asyst, ale praktycznie nie atakował kosza i w 17 minut oddał zaledwie dwa rzuty, oba niecelne. W końcowych minutach czwartej kwarty, gdy ważyły się losy meczu, nie było go w ogóle na parkiecie. W pewnym sensie Satoranský pełnił dziś rolę straszaka, ale kolejni rywale Czechów już wiedzą, że ich lider ma problem. Jeśli nie zacznie zdobywać punktów w kolejnych meczach, Czesi mogą mieć problem nawet z wyjściem z grupy, co dla nich jako gospodarzy z pewnością byłoby ogromnym rozczarowaniem.
Zaskoczenie: brak obrony strefowej. Ani na moment przez 40 minut nie graliśmy tego typu obrony, którą Igor Milicic lubi przecież męczyć rywali i którą pod jego wodzą stosowała również reprezentacja. Przy obronie każdy swego pojawiło się trochę błędów, które skutkowały otwartymi narożnikami (Czesi 2/5 z rogów), ale całościowo obrona wyglądała naprawdę solidnie.
Kluczowy moment: 2:04 do końca meczu i celna trójka Ponitki na 90:81. Przy tak wyrównanym meczu wiele było niezwykle istotnych momentów, ale po tym trafieniu Czesi nie byli już w stanie się podnieść. W O2 Arena było słychać już wtedy właściwie tylko naszych kibiców.
Cytat meczu: – Kiedyś usłyszałem, że im częściej z kimś przegrywasz, tym większą szansę masz na wygranie następnego meczu z tym rywalem – Mateusz Ponitka wprawdzie nie po meczu, a na wczorajszej konferencji prasowej, ale ten cytat bardzo dobrze oddaje obecną sytuację. Z Czechami przegrywaliśmy ostatnio regularnie, ale akurat na najważniejszym turnieju w ciągu pięciu lat nie dość, że ich pokonaliśmy, to jeszcze na ich terenie.
Co dalej: w sobotę o 14:00 gramy z Finlandią, która mimo rewelacyjnego występu Lauriego Markkanena (33 punkty, 12 zbiórek) przegrała po dogrywce z Izraelem 87:89. Z Finami mamy rachunki do wyrównania za poprzedni EuroBasket. Pięć lat temu w Helsinkach przegraliśmy po dwóch dogrywkach, a naszym katem był właśnie Markkanen. Finowie wiedzą, że po meczu z Izraelem nie mogą sobie pozwolić na kolejną porażkę i z pewnością będą maksymalnie zmotywowani. Dodatkowo mają o cztery godziny więcej na odpoczynek, co przy grze dzień po dniu może mieć znaczenie.
Z Pragi,
Radosław Spiak
Superbet – najlepsze kursy na koszykówkę. Cashback 1300 i do 200 zł na start. Sprawdź! >>