Jeśli świetny włoski reżyser Paolo Sorrentino zechce kiedyś nakręcić film o koszykówce, to Gianmarco Pozzecco powinien być jego głównym bohaterem. I najlepiej byłoby, gdyby zagrał sam siebie. Dawno nie widzieliśmy na scenie koszykarskiej większego aktora. Poza tym ciężko mu nie kibicować!
W 1/8 EuroBasketu włosi trafili na Serbię, jednego z faworytów do tytułu. Pozzecco otrzymał w czasie meczu drugie przewinienie techniczne (pierwsze dla siebie, drugie dla ławki) i musiał opuścić ławkę rezerwowych. Gdy wychodził, nie potrafił ukryć łez i całował swoich graczy. Mecz oglądał w szatni.
Od czasu, gdy został wyrzucony, jego reprezentacja dostała dodatkowy zastrzyk adrenaliny i energii. Rzuciła się do odrabiania strat, a w końcówce meczu, w pełni panowała nad wynikiem.
W ostatnich sekundach meczu Pozzecco już wiedział, co się wydarzy. Wrócił na trybuny i czekał na swoich graczy. Ci rzucili się na niego po ostatnim gwizdku. Włochy wygrały 94:86. Identyczny wynik padł w spotkaniach Polski z Ukrainą i Finlandiii z Chorwacją.
Gianmarco Pozzecco to postać nietuzinkowa. Były rozgrywający kadry Włoch, z którą w 2004 roku sięgnął po srebrny medal mistrzostw olimpijskich w Sydney, od kilku lat pracuje jako trener. Ma na swoim koncie sporo sukcesów, w 2018 roku wygrał FIBA Europe Cup i Supepuchar Włoch z Dinamo Sassari. Ostatni sezon spędził jako asystent w sztabie Ettore Messiny, w euroligowym zespole Armani Mediolan.
Miro Bilan, były gracz Dinamo Sassari, podzielił się na Twitterze taką historią.
– Kiedy grałem przed dwa sezony w Sassari, Pozzecco był wyrzucany przez sędziów osiem razy. Nasz rekord? 8-0.
Kosma Zatorski