
Oba zespoły rozpoczęły mecz ze zmianami w pierwszych piątkach w porównaniu do wcześniejszych spotkań. W Izraelu Cohena i Zoosmana zastąpili Sorkin i Mekel. U nas za Aleksandra Dziewę pojawił się Aaron Cel. I zagrał znakomicie – 13 punktów, 3 zbiórki, 4 asysty i 3 przechwyty mówią same za siebie.
Ta zmiana umożliwiła kolejną roszadę w taktyce, czyli zawężenie rotacji na pozycji numer pięć. Dziewa był rezerwowym środkowym, Dominik Olejniczak w ogóle nie pojawił się na boisku, a Aleksander Balcerowski dostał więcej minut. To był dobry wybór, bo nasz atak często opierający się na zagraniach short roll, gdy wysoki gracz po postawionej zasłonie dostaje piłkę na linii rzutów wolnych najlepiej wygląda właśnie ze „Szpakiem”.
Kilkukrotnie na tym turnieju graliśmy akcję, gdy Balcerowski odgrywa wtedy piłkę pod kosz do gracza zbiegającego z narożnika, a przeciwko Izraelowi była też zagrywka, po której zbiegający (Slaughter) przerzucił piłkę do drugiego narożnika. W tym wypadku Michalak na koniec trafił za 3 punkty, a ręcę same składały się do oklasków.
Po tym meczu po raz kolejny możemy też powiedzieć, że niewątpliwie Mateusz Ponitka jest całościowo najlepszym koszykarzem naszej kadry, ale często w trudnych momentach to A.J. Slaughter jest tym najbardziej niezbędnym. Jego umiejętność kreowania sobie pozycji pod presją obrońcy i czasu jest na najwyższym poziomie.
Tak było choćby na 4:14 do końca trzeciej kwarty, gdy zakręcił Yamem Madarem (uznawanym za dobrego obrońcę) i w piękny sposób z odskoku zdobył trzy punkty. Skończył z dorobkiem 24 punktów (53% z gry), 5 asyst i w ponad 32 minuty spędzone na parkiecie (najwięcej w zespole) nie miał ani jednej straty!
Mecz z Izraelem był dla nas kluczowy, nic więc dziwnego, że Igor Milicic zawęził rotację do minimum nie tylko na pozycji numer 5. Rozgrywający Jakub Schenk i Łukasz Kolenda zagrali łącznie dwie i pół minuty; z kolei wszyscy nasi gracze z wyjściowego składu grali przez co najmniej 28 minut. To dość rzadka sytuacja, dlatego przed meczem z Holandią konieczna będzie szybka regeneracja, zwłaszcza że lider kadry był po meczu mocno poobijany.
Mimo rozciętej skóry pod okiem Mateusz Ponitka stał w mixzonie i cierpliwie odpowiadał na pytania dziennikarzy, a Igor Miličić podkreślał, jak ważna była waleczność całego zespołu: – Praktycznie dwa razy w każdej kwarcie rzucaliśmy się po piłkę na parkiet, walczyliśmy do upadłego. Taką grą możemy zrobić wiele i każdy dał dzisiaj sporo od siebie pod tym względem.
W obronie Polacy imponowali jednak nie tylko walecznością. Robiło wrażenie to, jak niewiele do powiedzenia w tym meczu miał gwiazdor Izraela, Deni Avdija. Swój pierwszy rzut oddał po niemal ośmiu minutach, a skończył ze skutecznością 1/6 i zaledwie trzema punktami. Uniemożliwialiśmy mu grę jeden na jednego z obwodu, wejść pod kosz w jego wykonaniu praktycznie nie było, w pewnym sensie ani na moment tak naprawdę dobrze nie wszedł w mecz.
Bez Avdiji w drugiej połowie Izrael zaczął jednak odrabiać straty. Trzy celne trójki z rzędu i z +14 zrobiło się +5. Bez celnych trójek dało jednak znać o sobie to, że drużyna trenera Guya Goodesa jest jedną z najniższych w turnieju. Kiedy ustawieniem Ginat-Cohen-Avdija-Zoosman Izrael chciał ten problem zlikwidować, swoje zrobił A.J. Slaughter.
Sprawdziło się: dwa oblicza reprezentacji. Przed mistrzostwami pisaliśmy, że konia z rzędem temu, kto wskaże, czego konkretnie możemy się spodziewać po naszej kadrze. Mecz z Izraelem był kolejnym z rzędu, kiedy Polska wygląda kompletnie inaczej w porównaniu do wcześniejszego spotkania. Oczywiście w tym przypadku to dobrze, ale rozsądek każe podejść do kolejnego starcia, z Holandią, bez przesadnego hurraoptymizmu.
Zaskoczenie: Deni Avidja. Nie chodzi nawet o to, jak mało punktów zdobył, ale jak niewiele rzutów oddał (6). Był dobrze zneutralizowany przez obronę Polaków, ale co podkreślał mi w kuluarach hali w Pradze jeden z izraelskich dziennikarzy – Igorowi Miličiciowi udało się tak ustawić obronę, że Avdija nie był… zbyt sfrustrowany. A wkurzonego Avdiję bardzo trudno jest zatrzymać. Zaliczył wprawdzie 8 zbiórek i 3 asysty, ale miał też zdecydowanie najgorszy w całym Izraelu wskaźnik plus minus – z nim na parkiecie rywale byli gorsi od nas o 26 punktów (!).
Kluczowy moment: celna trójka Aleksandra Balcerowskiego na 7:16 do końca czwartej kwarty. Niesamowity rzut z odchylenia, pod presją czasu i rywala. Przed tym rzutem Izrael zaliczył serię 6:0 i zmniejszył straty do pięciu punktów. Gdyby rzut Balcerowskiego nie wpadł, zrobiłoby się gorąco. I chociaż przeciwnicy mieli jeszcze sporo czasu na odrabianie strat, po tym trafieniu trochę zwiesili głowy.
Cytat meczu: – Nie przygotowywaliśmy żadnego konkretnego planu pod Avdiję. Przygotowywaliśmy się całościowo przeciwko Izraelowi. Cieszę się, że utrzymaliśmy spokój, że nie było paniki, gdy rywal zaczął odrabiać straty. To dla mnie znak siły zespołu – Aaron Cel po meczu.
Co dalej: we wtorek o 14:00 gramy z Holandią, teoretycznie najsłabszą drużyną w grupie. Holendrzy mają na swoim koncie trzy porażki i mecz z Polską to dla nich ostatnia szansa na zachowanie możliwości awansu do fazy pucharowej. Najlepszym strzelcem Holendrów jest doświadczony obwodowy Worthy de Jong (17.7 punktów na mecz w turnieju); warto też zwrócić uwagę na utalentowanego 20-letniego rozgrywającego Keye’a Van der Vuursta de Vriesa – MVP ostatniego finału ligi belgijskiej. Jeśli wygramy z Holandią, na pewno zagramy w 1/8 finału i zachowamy szanse na 2. miejsce w grupie.
Z Pragi
Radosław Spiak