Przed meczem trener Finów Lassi Tuovi zaznaczał, że jego drużyna nie powinna dać się wciągnąć w zapasy w strefie podkoszowej, bo Polska – zwłaszcza w przeciwieństwie do najniższego na turnieju Izraela, z którym Finowie przegrali pierwszego dnia – ma przewagę wśród wysokich graczy. Nie było tego jednak za bardzo widać, zwłaszcza że po niespełna trzech minutach Aleksander Balcerowski miał na swoim koncie już dwa faule.
Finlandia od początku meczu broniła bardzo agresywnie już z dala od własnego kosza i mieliśmy ogromne problemy w organizacji gry. Mateusz Ponitka robił, co mógł, ale Finowie dość dobrze utrudniali mu wejścia pod kosz i w dużej mierze zneutralizowali akcje dwójkowe (w czym na pewno pomógł im też trzeci faul Balcerowskiego w drugiej kwarcie). „Pchanie” piłki w pole 3 sekund nie dawało efektu, a co gorsza, popełnialiśmy dużo strat – 8 do przerwy przy 9 w całym meczu z Czechami.
– Przy dobrej obronie naszego pick’n’rolla przez rywali nie potrafiliśmy przerzucić piłki na słabą stronę odpowiednio szybko. Finowie dobrze pomagali, a my gubiliśmy się pod ich naciskiem – mówił po spotkaniu Michał Sokołowski.
O stopniu agresywności fińskiej obrony na obwodzie dobrze świadczy fakt, że przez całą pierwszą kwartę oddaliśmy tylko jeden (!) rzut za 3 punkty. I nawet mimo tego, że rywale dużo faulowali, nie potrafiliśmy tego wykorzystać (10 niecelnych rzutów wolnych w całym meczu). W efekcie po 20 minutach mieliśmy tylko o jeden punkt więcej niż po pierwszej kwarcie meczu z Czechami, a i tak ponad połowę z nich zdobyliśmy z linii.
Podobnie jak dzień wcześniej za dużo miejsca zostawialiśmy strzelcom – Sasu Salin (6 celnych trójek w całym meczu) i Petteri Koponen mieli momentami zdecydowanie za dużo miejsca, ale najbardziej imponowała zespołowość Finów i umiejętność szybkiego podejmowania decyzji. 27 asyst to największa liczba dla „Wilków” na EuroBaskecie od 1995 roku.
– Być może w pierwszym meczu z Izraelem byliśmy trochę zestresowani, ale przed meczem z Polską nastąpiła szybka odmiana. Zrobiliśmy trochę skautingu Polaków, ale bardziej chodziło o nas. O to, żebyśmy dostarczali piłkę na odpowiednie pozycje, a nie o to, że Polacy wytrącili nas z naszej gry – zaznaczał po meczu lider Finlandii Lauri Markkanen.
W drugiej połowie niewiele się zmieniło. Igor Miličić wyraźnie szukał jakiegoś punktu zaczepienia, zaskoczenia rywala. Obrona strefowa niewiele jednak pomogła, bo Finowie wciąż regularnie trafiali z obwodu (17 razy w meczu). Ponitka ze Slaughterem usiedli na ławkę rezerwowych mniej więcej w połowie trzeciej kwarty i na boisko już nie wrócili.
– Mieliśmy zryw z minus 23 na minus 17, zmieniliśmy obronę na inną i ta druga fala zawodników dostała szansę. Gdybyśmy zmniejszyli straty do 12-10 punktów, wróciliby podstawowi gracze. Potem, kiedy przewaga rywali znów wzrosła, nie chcieliśmy ryzykować z kontuzjami – oceniał po meczu trener kadry.
Obejrzeliśmy nawet długi fragment z Łukaszem Kolendą i Jakubem Schenkiem razem na boisku i chociaż zagrali poprawnie, Finowie wciąż powiększali prowadzenie, które na koniec meczu wzrosło do 30 punktów. To boli, bo jeśli o awansie do 1/8 finału – przy równym bilansie kilku drużyn – będą decydowały kosze, na razie jesteśmy na sporym minusie.
Sprawdziło się: Lauri Markkanen. Obawialiśmy się tego, że możemy nie mieć odpowiednich zasobów, żeby móc wybronić go na akceptowalnym poziomie, i faktycznie tak było. Kryli go Balcerowski, Zyskowski, Cel i dość krótko Sokołowski, ale już do przerwy Markkanen zdobył 15 ze swoich 17 punktów. Do tego dołożył 5 zbiórek i 4 asysty, a kiedy Finowie zbudowali sobie ponaddwudziestopunktową przewagę, Lassi Tuovi mógł go oszczędzać w czwartej kwarcie. W Pradze dużo mówiło się o tym, że Fin źle przyjął transfer do Utah Jazz, ale kompletnie nie było tego widać na boisku. Sam zainteresowany zapytany o to przez PolskiKosz, powiedział: – Było to dla mnie szokiem, kiedy dostałem telefon o wymianie, ale wiem, że to część tego biznesu. Nie żywię złych uczuć do Cleveland, mam tam dobre relacje z wszystkimi, ale z pewnością jest to trudne z punktu widzenia rodziny, szkoły czy przeprowadzki.
Zaskoczenie: 18 strat Polaków. Przy bardzo dobrej organizacji gry w poprzednich meczach to jednak trochę szokujące. Owszem, duża część z tych strat wynikała z bardzo agresywnej obrony Finów, ale zdarzały się też proste błędy i nieporozumienia. Między innymi z tego wyniknęła również ogromna dysproporcja w punktach z kontry (25 do 2 na korzyść Finlandii).
Kluczowy moment: 5:55 do końca trzeciej kwarty i celna trójka Sasu Salina. Po niej po raz pierwszy Finlandia miała ponad 20 punktów przewagi i w zasadzie było po sprawie. Można też argumentować, że kluczowym momentem był drugi lub trzeci faul Balcerowskiego – po nich Igor Miličić był w zasadzie zmuszony posadzić go na ławce rezerwowych i koniec końców Balcerowski zagrał tylko 19 minut. A – jak pokazał przeciwko Czechom – z nim na pozycji środkowego polski atak wygląda najlepiej. Tutaj tego zabrakło.
Cytat meczu: – Wyglądaliśmy nieświeżo po krótkiej przerwie. Rywale byli lepsi we wszystkim. Nam nic nie wychodziło. Teraz musimy odpocząć i myśleć o następnym kroku – Michał Sokołowski.
Co dalej: Dzień przerwy. To chyba najważniejsze, bo było widać, jak dużo sił kosztowało Polaków pierwsze spotkanie, a zwłaszcza Mateusza Ponitkę. W poniedziałek o 14:00 gramy z Izraelem i jeśli nie chcemy mieć nerwówki z Holandią we wtorek, trzeba ten mecz wygrać.
Z Pragi
Radosław Spiak
Superbet – najlepsze kursy na koszykówkę. Cashback 1300 i do 200 zł na start. Sprawdź! >>