Superbet – najlepsze kursy na koszykówkę. Cashback 1300 i do 200 zł na start. Sprawdź! >>
Kibice
Zaległy mecz z Barceloną Albatrosy musiały rozegrać nie w zwyczajowej Mercedes Benz Arena, ale w Max-Schmeling-Halle. Siedzenia wypełnił komplet 4500 kibiców, a doping pierwszy raz zrobił na mnie wrażenie. Co ciekawe, wspierać swoich faworytów przyszli też Katalończycy, których liczna kolonia mieszka w Berlinie.
I kwarta – żółtodziobe Albatrosy
Schneider, Lo, Smith, Delow, Lammers kontra Mirotić, Calathes, Exum, Laprovittola, Smits – nie brzmi to zbyt poważnie. Młodzi zawodnicy z Berlina zostali postawieni przed trudnym zadaniem sprostania gwiazdom Barcelony. Szybko wszystkie żółtodzioby z Berlina popełniły po jednym przewinieniu, a ręce drżały Delowowi (rocznik 2001) nawet przy najprostszym wejściu pod kosz. Miejscowi przetrwali jednak pierwsze uderzenie gości tracąc zaledwie dwa punkty przy stanie 9-11.
Na placu zameldowali się Sikma i Da Silva, a skuteczne podwojenie poskutkowało przechwytem piłki wprost z rąk Laprovittoli. Mieliśmy remis, gdy o sobie postanowił przypomnieć Mirotić, rzucając swoje pięć pierwszych punktów w meczu i blokując Sikmę. Na rewanż doświadczonego Amerykanina grającego w barwach Alby nie trzeba było długo czekać. Już w kolej akcji wybił on piłkę z rąk Miroticia i uruchomił w kontrze Da Silvę. Skuteczna Barcelona (76% z gry starterów!) schodziła na pierwszą przerwę z przewagą 13:21.
II kwarta – seria Abrinesa, odpowiedź Smitha
Blatt przy Jokubaitisie (rocznik 2000) wyglądał jak przepisowy niemiecki kierowca, który na obwodnicy uparcie trzyma się oznakowanych 80 km/h, gdy obok przyjezdny pędzi grubo ponad 120. W ogóle pierwszy raz widzę graczy Berlina tak pogubionych pod naciskiem rywala – większość rzutów oddają pod presją i zegara, i obrońcy. Mimo to Jasikevicius przy linii bocznej bliski zawału. Nawet na moment nie siada, wciąż głośno dyryguje zespołem. Przestój Barcelony i celna trójka Lo poskutkowały zmniejszenie deficytu do stanu 26-28. Wtedy trzy razy z rzędu (sic!) przymierzył z dystansu Alex Abrines i sytuacja wróciła do normy.
Swoją serią odpowiedział będący ostatnio w formie Jaleen Smith, najpierw zaatakował obręcz z faulem, a kolejno rzucił za trzy sprzed nosa snajpera Barcy. Wisienką na torcie był przechwyt Smitha po czasie zaordynowanym przez Jasikeviciusa i łatwe punkty tegoż zawodnika.
Barca ma w swoim składzie graczy, którzy wiedzą kiedy wymusić faul (Mirotic) czy kiedy przejść kontrolę nad tempem gry, jak Calathes, zamykający połowę celnym rzutem z dystansu równo z syreną. Na tablicy mieliśmy 39-47 po remisowej drugiej kwarcie.
III kwarta – od własnej broni
Swoje szanse spod samej obręczy wykorzystywał Roland Smits, który solidnie na nie pracował postawionymi wcześniej dla kolegów zasłonami bez piłki. Alba pod naciskiem rywala pozostawała z kolei bez zdobyczy punktowej przez 3 minuty, gdy w końcu Lemmars wykorzystał pojedynczy rzut osobisty.
Barca szybko zafundowała gospodarzom to, co Alba zazwyczaj serwuje swoim przeciwnikom – wielką intensywność w obronie. Szybko stało się jasne, że Katalończycy to dla Berlina jeszcze za wysokie progi. Na 4 minuty przed końcem trzeciej kwarty goście prowadzili 45-65, a jedynym punktującym wśród Albatrosów był samograj w postaci Luka Sikmy.
Przed końcem tej odsłony aktywowały się jeszcze berlińskie skrzaty w postaci Mattisecka, który wymusił szarżę, i Blatta, który ładną pompką posłał w powietrze rywala i z końcowym gwizdkiem zaaplikował rywalom trójkę, zmniejszając wymiar kary do stanu 58-73.
IV kwarta
Wiele szans pod koszem dostawał Brandon Davis, ale większość kończyła się pudłami. Miejscowym fanom naraził się faulując brutalnie grającego niezłe zawody Oskara da Silvęv (13 punktów, 5 zbiórek). Wielki Koumadje zablokował rywala, po czym skończył akcję w ataku hakiem i przewaga gości stopniała do 10 punktów. Największy aplauz wzbudził jednak techniczny faul przyznany Jasikeviciusowi, protestującemu przeciw zbijaniu piłki z okolic obręczy przez Koumadje. Ostatnie emocje zabił Kuric, nie mylący się zza łuku po podaniach kozłem od Calathesa.
Po meczu powiedzieli:
Sarunas Jasikevicius: Byliśmy przygotowani na dobrą grę Alby, wiedzieliśmy jak spisuje się w ostatnich spotkaniach, szczególnie u siebie. W pierwszej połowie Berlin grał swoje – raz przestój, raz kontratak. Moi zawodnicy też lubią biegać i zaczęło się szaleństwo. Dopiero w trzeciej kwarcie zagraliśmy znakomicie, kontrolując grę w obronie. Cóż z tego, skoro w czwartej odsłonie znów zrobiło się groźnie. Najbardziej cieszy mnie kontrola energii jaką włożyliśmy w to spotkanie, był to przecież nasz czwarty mecz w ciągu siedmiu dni.
Grzegorz Szklarczuk, Berlin
Superbet – najlepsze kursy na koszykówkę. Cashback 1300 i do 200 zł na start. Sprawdź! >>