
Superbet – najlepsze kursy na koszykówkę. Cashback 1300 i do 200 zł na start. Sprawdź! >>
Draymond Green rozpala wyobraźnię podczas tegorocznych finałów. Nie tyle swoją grą – do niej kibice klubu z San Francisco wciąż mogą mieć sporo zastrzeżeń. Bardziej podcastami, nagrywanymi chwilę po meczach, w których odkrywa kulisy szatni.
To prawdziwa perełka, wisienka na torcie finału, który – jak można mniemać po wydarzeniach z meczu nr 4 – sportowo tak naprawdę dopiero się rozkręca. W najbliższym tygodniu może nam przynieść trzy spektakle, które będą pamiętane latami.
Cichym bohaterem piątkowego meczu był skrzydłowy Warriors Andrew Wiggins. Zdobył 17 punktów i zaliczył aż 16 zbiórek, czym – uwaga, wyświechtane słowo nie oddające w pełni wkładu Kanadyjczyka – walnie przyczynił się do wygranej drużyny Steve’a Kerra. 43 punkty Stephena Curry’ego na nic by się zdały, gdyby tak jak w poprzednim meczu goście przegrali z kretesem walkę pod tablicami.
– Andrew, świetna robota. 16 zbiórek, wow! – pochwalił Draymond w szatni Wigginsa. – Słyszałem, że to twój rekord w całej karierze.
– Dzięki – odparł skromnie Kanadyjczyk.
– A jaki był poprzedni? – zapytał Curry.
– 11.
– Serio? Po tylu latach gry, z takimi warunkami fizycznymi nigdy nie zaliczyłeś więcej niż 11 zbiórek? – drwił z Wigginsa Curry.
Oto cała ośmioletnia kariera Wigginsa w NBA w pigułce.
Ciekawe, jak zniesie kolejną szpilę. LeBron James doskonale znosi zainteresowanie mediów od momentu, gdy w wieku mniej więcej 16 lat został namaszczony na następcę Michaela Jordana. Wiggins niezbyt dobrze zniósł zainteresowanie mediów, od momentu, gdy w wieku 13 lat został namaszczony na następcę LeBrona Jamesa
Tak, głośno było o nim już w 2010 roku. Gwoli przypomnienia:
Fakt, że cztery lata później został wybrany z pierwszym numerem draftu przez Cleveland Cavaliers, do których akurat wracał LeBron, był rechotem historii. Błyskawiczne pozbycie się go lekką ręką przez Cavs, by pozyskać z Minnesoty Kevina Love’a, też było znaczące.
LeBron tak naprawdę zawsze był obruszony tym, że to w Wigginsie widziano jego następcę.
Do Kanadyjczyka szybko przylgnęła łatka lenia. To opinia, na którą zasłużył sobie podczas kilku pierwszych lat gry w NBA. Na dobre ugruntował ją podczas krótkiego epizodu w Timberwolves Jimmy’ego Butlera.
– NIgdy nie widziałem tak utalentowanego koszykarza, który aż tak bardzo byłby pozbawiony serca do gry – oceniał obecny lider Miami Heat.
Dziennikarze z Minneapolis załamywali ręce, gdy w 2017 roku właściciel ich klubu postanowił podpisać z Wigginsem maksymalny kontrakt o wartości 146 mln dol. Ironizowali, że decydujące okazała się obietnica zawodnika, że „będzie się bardziej starał”.
Kilka lat później kontrakt Kanadyjczyka wyglądał już tak źle, że Timberwolves, aby go zamienić na równie złą umowę D’Angelo Russella byli skłonni Warriors dołożyć jeszcze wybór w pierwszej rundzie draftu, który został przekuty na Jonathana Kumingę. Mieli Wigginsa naprawdę dość.

Dwa lata później ten sam Wiggins:
- zadebiutował w meczu Gwiazd NBA na dodatek w pierwszej piątce
- jest obok Curry’ego najrówniej grającym koszykarzem Warriors,
- debiutuje w finale NBA i w kluczowym meczu robi to, czego nikt się po nim nie spodziewał – bije się o każdą piłkę i zalicza 16 zbiórek,
- ma dopiero 27 lat.
Ale łatka „leń, który nie ma serca do gry w kosza” nie jest łatwa do zdarcia.
Przed rozpoczęciem finału Steven A. Smith chciał w programie „First take” błysnąć opinią, że Wiggins to obrońca, który może decydować o wyniku serii.
— W poprzedniej rundzie świetnie stawiał się w obronie, grając przeciwko Donciciowi. Nawet jeśli ten zdobywał wiele punktów – argumentował.
Dyskutowało z nim dwóch byłych koszykarzy NBA.
– Jakie świetnie? Doncić w akcjach, w których krył go Wiggins trafiał 51 procent rzutów. To jest daleko od świetnie. Tacy obrońcy są sadzani przez trenerów na ławce – ironizował JJ Redick.
Trzecim uczestnikiem programu był Kendrick Perkins. Jego niemalże rubaszny śmiech po uwadze wygłoszonej przed Reddicka mówił wszystko.
Podobnie jak ta szpila Curry’ego wbita w Wigginsa po jego 16 zbiórkach w meczu nr 4. Nawet, jeśli w zamyśle Stepha miała na celu dodatkowe zmotywowanie Kanadyjczyka, a w zespole wzajemne darcie z siebie łacha jest na porządku dziennym. Prawda jest taka, że chyba wciąż nikt w NBA nie wierzy w to, że Andrew Wiggins może zadecydować o losach finałowej serii.
Dzisiaj będzie miał kolejną okazję – mecz nr 5 rusza o 3 w nocy w San Francisco.
Michał Tomasik
Superbet – najlepsze kursy na koszykówkę. Cashback 1300 i do 200 zł na start. Sprawdź! >>
