
Superbet – najlepsze kursy na koszykówkę. Cashback 1300 i do 200 zł na start. Sprawdź! >>
Na początek fakty:
Podczas meczu numer trzy doszło do awantury z udziałem kibiców Legii i operatora kamery Polsatu.
Polsat, który miał z wielkim rozmachem pokazywać wszystkie mecze finału PLK, kluczowe starcie nr 4 transmitował zasobami godnymi spotkania drużyn z końcówki tabeli we wtorek w środku stycznia – tłumacząc się obawami o bezpieczeństwo swoich pracowników w hali Legii.
Legia w żaden sposób oficjalnie tej sytuacji nie skomentowała .
Polsat w żaden sposób oficjalnie tej sytuacji nie skomentował.
Polska Liga Koszykówki w żaden sposób oficjalnie tej sytuacji nie skomentowała.
Jak było naprawdę? Nie mnie oceniać, zapisu monitoringu nie widziałem. Nie wiem czy to prawda, że operator – wściekły faktem, że flagi, którymi wymachują kibice Legii utrudniają mu pracę i wcześniejszą utarczką słowną z nimi – faktycznie złapał jedną z nich i zniszczył. Nie wiem, jakie słowa wcześniej padły i kto je wykrzyczał.
Nie wiem, w jakim stopniu pracownik Polsatu został poturbowany. Nie wiem nawet, w jakim stopniu jego ubranie zostało zniszczone, w więc i nietykalność cielesna naruszona.
Wiem jedno: słabo wyszło.
Bez względu na okoliczności i ograniczenia wynikające z niedoskonałości obiektu, w którym rozgrywany był mecz: nie powinno być tak, że organizator nie potrafi zapewnić pełni bezpieczeństwa pracownikom telewizji. Wstyd: Legia.
Bez względu na okoliczności: nie powinno być tak, że telewizja w kluczowym momencie sezonu, gdy niska zazwyczaj oglądalność meczów PLK akurat wdrapuje się na swój krótkotrwały szczyt, może ot tak po prostu się obrazić. I ani liga, ani tym bardziej klub nie może nic z tym zrobić. Wstyd: Polsat.
Bez względu na okoliczności: nie powinno być tak, że szefowie ligi nie są w stanie ani załagodzić tego typu sytuacji, ani, w ostateczności – korzystając z zapisów umowy – wywrzeć odpowiedniej presji na stacji telewizyjnej, by zadbać o prestiż swojego najważniejszego produktu w kluczowym momencie sezonu. Wstyd: Radosław Piesiewicz.
A jeśli zapisy umowy telewizyjnej z Polsatem nie pozwalały na stosowną reakcję, to tylko gorzej świadczy o tej umowie. I tym, kto ją podpisywał.
Ponieważ każdy w tej sytuacji ma coś za uszami, nie dziwi, że każdy z osobna – lub w porozumieniu, mniejsza o to – postanowił milczeć. Możemy mieć tylko nadzieję, że w piątek we Wrocławiu wszystko jeśli chodzi o standard telewizyjnego przekazu wróci do całkiem wysokiej wcześniej normy.
Żeby nie było – Śląsk ma w tym finale też niedociągnięcia organizacyjne na koncie. Usytuowanie miejsc prasowych w Hali Stulecia przy okazji meczu nr 1 za rządem widzów, którzy zrywając się co chwila z miejsc zasłaniali dziennikarzom jakąkolwiek widoczność, nie przynosi wrocławskiemu klubowi chwały. Ani podawane tej sytuacji wytłumaczenie: „to przecież najdroższe bilety, a my musimy zarabiać”. Na pewno natomiast nikt z dziennikarzy, ani wysłanników Polsatu nie czuł się w hali Śląska zagrożony.
Legia ma problem dużo poważniejszy. Dopóki nie doczeka się wybudowania nowej hali, dopóty będzie skazana na bylejakość i nawet największe sukcesy sportowe jej nie przysłonią. Obiekt na Bemowie jest dobry dla drużyny środka tabeli, ale nie nadaje się do organizowania meczów na najwyższym poziomie. Piłkarskie nawyki części kibiców przejawiające się w przekleństwach lecących regularnie z trybun, czy trzęsieniu koszem rywali w trakcie trwania akcji – też prestiżu tego finału nie podnosiły.
– Kibice Legii świetnie dopingowali swój zespół – chwalił ich po meczu nr 4 Andrej Urlep.
– Atmosfera jest fantastyczna – reklamował ją wiceprezes PZKosz. Grzegorz Bachański.
Faktycznie, z jednym zastrzeżeniem: przez większość czasu! Te bluzgi lecące w kierunku rywali czy prezydenta Warszawy na długo pozostaną w uszach co bardziej kulturalnych kibiców koszykówki.
Zresztą, nikt z koszykarzy Legii nie powie tego głośno, ale byliby naprawdę zadowoleni, gdyby w czwartych kwartach meczu nr 3 i 4, gdy ważyły się losy złotego medalu, zamiast radosnego „ja kocham Legię” w trakcie akcji Śląska usłyszeli przeraźliwy gwizd wydobywający się z setek gardeł, pomieszany z motywującym okrzykiem „defence, defence!”.
Ale nie wszystko naraz. Jeśli Legia mimo ograniczeń infrastrukturalnych zagości na stałe w ligowej czołówce, może i jej kibice z czasem przesiąkną bardziej koszykarskimi nawykami?
Obecnie warszawskiej wtopy z finału PLK nie ma co już dłużej rozpamiętywać. Ale na pewno, dbając o dobro polskiej koszykówki, nie można o niej zapominać.
Ani przy okazji organizowania kolejnych meczów w halach, które mają swoje ograniczenia. Ani przy okazji negocjacji kolejnej umowy telewizyjnej.
Ta wiążąca PLK z Polsatem wygasa za rok.
Michał Tomasik
Superbet – najlepsze kursy na koszykówkę. Cashback 1300 i do 200 zł na start. Sprawdź! >>