Oddali w meczu z Anwilem aż 42 rzuty za 3 punkty, trafiając tylko 11 (26%). Co z tego, skoro już drugi raz wygrali z mistrzem Polski? Arka Gdynia w lidze radzi sobie świetnie, a James Florence to niedoceniany kandydat w wyścigu po MVP.
W takich butach w NBA błyszczy Kyrie Irving >>
Budujemy inaczej
Większość drużyn ligowej czołówki zdecydowała się na budowanie zespołów złożonych z graczy wysokiej jakości, ale dość równych jeśli chodzi o umiejętności, Arka postawiła na model drużyn z wyraźnym podziałem ról na graczy pierwszo- i drugoplanowych. Do Gdyni sprowadzono gwiazdy – Josha Bostica i Jamesa Florence’a, którzy mają za zadanie napędzać atak Arki. Reszta zawodników to zadaniowcy, ale jakże ważni do prawidłowego funkcjonowania zespołu.
Dobrymi przykładami poświęcenia indywidualnych ambicji na rzecz drużyny są Krzysztof Szubarga i Deividas Dulkys. Polak, z lidera stał się „tylko” zmiennikiem, a Litwin, który spokojnie mógłby odgrywać rolę podstawowej opcji w ataku, zajął się łataniem dziur na prawie każdej pozycji.
Określony pomysł na drużynę wiązał się też z odpowiednim doborem graczy. W Arce tak naprawdę wszyscy oprócz centrów grożą rzutem za 3 i to na wysokim procencie. Z kolei środkowi, Adam Łapeta i Robert Upshaw, to ligowi giganci, którzy straszą samą swoją obecnością rywali w pomalowanym.
Czy ta strategia okaże się skuteczna, zobaczymy w maju i czerwcu. Na dziś jednak, trzeba pochwalić Przemysława Frasunkiewicza – z transferami się nie pomylił.
Gdynia Rockets
Arkę spośród ligowych gigantów wyróżnia nie tylko kształt drużyny, ale także styl gry. Gdynianie oddają najwięcej rzutów za 3 punkty w PLK, najwięcej także trafiają. W sobotnim meczu z Anwilem rzucali aż 42 razy! Atak Arki w dużej mierze oparty jest na grze 1 na 1 niskich zawodników, najczęściej Florence’a.
Tak skonstruowany skład pozwala na uproszczoną ofensywę z dużą liczbą izolacji i odrzuceń, a przecież w tym zespole jest komu trafiać zza łuku. Nie ma nic dziwnego w skojarzeniach z Houston Rockets, którzy w podobny sposób funkcjonują na parkietach NBA. Kto wie, może w tym szaleństwie jest metoda, w końcu Arka przed chwilą po raz drugi ograła mistrzów Polski. A przecież Rockets, gdyby nie kontuzja Chrisa Paula, mieli ogromną szansę na pokonanie Golden State Warriors, późniejszych mistrzów NBA.
Florence dobrze wkomponowany
Już przed sezonem trener Frasunkiewicz zapowiedział, że to James Florence jest szykowany do roli pierwszego rozgrywającego jego zespołu. Jeśli w pierwszych meczach nie zachwycał, tak od grudnia jest jednym z najlepszych zawodników ligi. W poprzednich 9 meczach najmniej punktów miał na koncie w meczu przeciwko Startowi Lublin – 12, a najwięcej przeciwko Kingowi – 35, w tym 10/15 za 3. W całym sezonie średnio zdobywa 15,6 punktu przy 52% za 2 i 46% za 3!
W ostatniej Sytuacji Extra, czy naszym rankingu MVP, a także w Magazynie PLK, nikt nawet nie zająknął się o kandydaturze amerykańskiego rozgrywającego Arki do nagrody MVP. Może to błąd, w końcu aktualnie w lidze ciężko jest znaleźć gracza, który miałby większy wpływ na grę swojego zespołu, a dodatkowo jego drużyna seryjnie by wygrywała.
Jak daleko dopłynie Arka?
Wiele osób, w tym również ja, jeszcze tydzień temu widziało Arkę na 4. miejscu po rundzie zasadniczej. Głupio byłoby się już z tego wycofywać, ale prawdopodobieństwo takiego obrotu spraw rzeczywiście spadło.
Terminarz gdynian jest przynajmniej dobry. U siebie zagrają z Polskim Cukrem Toruń, Kingiem, Polpharmą i Stelmetem. Wyjazdy czekają ich do Warszawy, Lublina, Dąbrowy Górniczej i Ostrowa.
Jeśli po kontuzji wróci Robert Upshaw, a do drużyny dołączy kolejny klasowy zawodnik, to wizja przewagi parkietu w potencjalnym półfinale nie będzie tak daleka, jak jeszcze przed chwilą się wydawało. Warto też pamiętać, że Arka w przypadku takiego samego bilansu co Anwil, będzie w tabeli wyżej.
Słów kilka o Anwilu
Arka w meczu we Włocławku zagrała dobry, ale nie wybitny. Gdynianie wiele rzutów z otwartych pozycji spudłowali – chociażby Filip Dylewicz zaliczył skuteczność 0/4, a miejsca do oddania rzutów miał wiele.
Włocławianie wpadli w dołek, wydaje się, że zarówno fizyczny, jak i psychiczny. To kolejny mecz z rzędu, w którym z minuty na minutę gra wygląda coraz gorzej, a energia ucieka z zawodników. Anwil w czwartej kwarcie meczu z Arką, czy wcześniej Ludwigsburgiem, wyglądał jak dwutygodniowy balon – bez powietrza i brzydko.
Jestem przekonany, że po wynikach z tego tygodnia nastąpią we Włocławku jakieś decyzje. Nie muszą to być ruchy personalne, a być może wystarczy tylko ponowne ustalenie ról w zespole, czy męska rozmowa w szatni. Ta drużyna nie funkcjonuje ma miarę swojego potencjału i ten tydzień to pokazał.
W takich butach w NBA błyszczy Kyrie Irving >>