REDAKCJA

Gonzaga o włos, to była wielka walka – dzięki Przemek!

Gonzaga o włos, to była wielka walka – dzięki Przemek!

North Carolina – Gonzaga 71:65 w emocjonującym finale NCAA. Bulldogs kończyli go ze łzami w oczach, do wygranej zabrakło naprawę niewiele.

Przemysław Karnowski (fot. YouTube)

PLK, NBA – typuj wyniki i zgarniaj kasę >>

Jeszcze niespełna dwie minuty przed końcem Gonzaga prowadziła 65:63 po trafieniu Nigela Williamsa-Gossa. Oglądaliśmy już wówczas mało efektowną, momentami wręcz brzydką, ale jednak wielką i emocjonującą batalię. Stawka paraliżowała, nikt nie ryzykował, a na dodatek liderzy obu drużyn albo mieli kłopoty z faulami, albo grali po prostu słabo.

Jednak w kluczowym momencie lider North Caroliny, Justin Jackson, wykonał akcję za trzy punkty, a lider Gonzagi, Williams-Goss podkręcił nogę, a potem spudłował rzut z półdystansu. Gdy Isaiah Hicks trafił na 68:65 na 27 sekund przed końcem, Gonzaga spanikowała, końcówkę zawaliła.

Przemysław Karnowski swoją karierę w NCAA skończył zdobywając 9 punktów i 9 zbiórek. Miał fatalne 1/8 z gry, popełnił też 4 straty, nadrabiał rzutami wolnymi – wykorzystał aż 7 z 9 rzutów. Jego rekordowy w historii rozgrywek licznik zwycięstw zatrzymał się na 137.

Nie zdołali uciec w pierwszej połowie

Do przerwy Gonzaga prowadziła 35:32, głównie dzięki celnym trójkom – Bulldogs trafili 5 z 9 prób, a błyszczał szczególnie Josh Perkins. Obwodowy, który w półfinale z South Carolina nie zdobył punktu, tym razem do przerwy miał ich aż 13, trafił trzy rzuty z dystansu.

Ale Bulldogs nie mogli być zadowoleni, bo choć nieźle grali też Nigel Williams-Goss (gorsza skuteczność, ale sporo asyst), Johnathan Williams (ładne półhaki) i Zach Collins (tradycyjne już przebłyski pod koszami), choć ich przewaga wynosiła momentami siedem punktów (21:14 lub 30:23), to rywale za każdym razem się zbliżali.

Koszykarze North Caroliny w pierwszej połowie trafili tylko 31 proc. rzutów (słabe 2/13 za trzy), ale nie popełniali strat, zbierali w ataku, wykorzystywali rzuty wolne i cały czas zagrażali Bulldogs.

„Big Mamba” bez precyzji

Karnowski w pierwszej połowie wypadł słabo, spudłował wszystkie cztery rzuty – te „swoje”, z bliskiej odległości, popełnił też trzy straty. Jeśli się czymś wyróżniał, to zbiórkami, których do przerwy miał pięć.

Polak punktować zaczął dopiero po przerwie – nadal miał duże problemy z trafieniem z gry, ale zaczął poprawiać swój dorobek z linii rzutów wolnych. I akurat w tym elemencie był bardzo skuteczny, miał 7/9 z linii.

Ale jednak go zabrakło, zabrakło tych kilku trafień spod kosza, tych półhaków lub rzutów o tablicę po obrotach. W starciu z także potężnym Kennedym Meeksem zużywał wiele energii na walkę o pozycję, w jego grze nie było precyzji.

Zrywy, a potem chaos

Druga połowa zaczęła się od dwóch szybkich strat Perkinsa oraz dwóch kompletnie nieudanych rzutów Williamsa-Gossa – North Carolina wyszła na prowadzenie, które po zrywie 8:0 sięgnęło ono nawet 5 punktów, bo drużynie Gonzagi nie szło nic.

Ale w końcu trzypunktowe akcje wykonali Collins oraz Jordan Matthews, a potem świetnie piłkę wywalczył w parterze Killian Tillie – właśnie wtedy swoje pierwsze punkty zdobył Karnowski i Bulldogs mieli swój zryw 8:0. Odzyskali prowadzenie, było 43:40.

Ładnej gry było coraz mniej – zamiast tego mieliśmy chaos, straty, bieganie od kosza do kosza i rzuty z nieprzygotowanych pozycji. A także dużo fauli, z którymi problemy mieli najważniejsi gracze obu drużyn, m.in. Karnowski. Gonzadze skrzydła podcięło też piąte przewinienie skutecznego Collinsa (9 punktów, 7 zbiórek, 3 bloki).

Williams-Goss skręcony i zablokowany

Sześć minut przed końcem North Carolina wyszła na prowadzenie 56:52, ale wtedy Gonzaga znów zaczęła trafiać za trzy, ciężar gry wziął na siebie Williams-Goss i Bulldogs po chwili byli na czele – ale minimalnie, 65:63, i tylko przez chwilę. Justin Jackson, słabo grający przez większość meczu lider Tar Heels, dał prowadzenie 66:65.

Chwilę później kostkę podkręcił Williams-Goss, który jednak nie zszedł z parkietu, ale spudłował ważny rzut z półdystansu. Po trafieniu Isaiaha Hicksa zrobiło się 68:65, a po przerwie dla trenera Marka Few, Meeks zablokował rzut Williamsa-Gossa.

I było po meczu, po sezonie. Najlepszym graczem wybrano Joela Berry’ego II, który zdobył 22 punkty.

Pełne statystyki z meczu – TUTAJ.

ŁC

Autor wpisu:

POLECANE

tagi

Aktualności

16 lat i… koniec. Tyle musieli czekać kibice z Bostonu na kolejne mistrzostwo swojej ukochanej drużyny. Dokładnie w tym dniu w 2008 roku Celtics zdobyli swoje ostatnie mistrzostwo. Przyznać trzeba jednak, że tym razem zrobili to w wielkim stylu, ponosząc w tych Playoffs tylko trzy porażki. Finał z Dallas, który miał być bardzo zacięty, skończył się tak zwanym „gentleman sweep”, czyli 4:1.
18 / 06 / 2024 12:31
– Koszykówka to moja ucieczka od codzienności – przyznaje koszykarz Mateusz Bręk, u którego sukcesy sportowe w ostatnim czasie przeplatały się z trudnymi doświadczeniami poza parkietem. Kogo dziś widzi? – Po prostu chyba szczęśliwego człowieka, który cieszy się tym, że mógł spotkać się w kawiarni i porozmawiać o życiu – odparł, dodając później, że rozmowa ta była pewnego rodzaju formą terapii.

Zapisz się do newslettera

Bądź na bieżąco z wynikami i newsami