fot. Wojciech Cebula / WKS Śląsk Wrocław
Już na początku pozytywnie zaskoczyła nas atmosfera we wrocławskiej Orbicie. Bo choć wiadomo było, że mecz zgromadzi wręcz komplet publiczności, to niekoniecznie musiało się to przełożyć na duże wsparcie z trybun. A jednak! Spora część kibiców całą pierwszą kwartę oglądała na stojąco, a przyśpiewki były tak donośne, jak w najlepszych momentach sezonu zasadniczego. Brawa dla wrocławskich i ostrowskich kibiców.
A teraz o koszykówce. Błyskawicznie można było zorientować się, że to nie będzie spotkanie podobne do tego, które oglądaliśmy w czwartek. Nemanja Djurisić dwukrotnie podjął się rzutu z dystansu, dwukrotnie nie trafił. A to przecież on dominował w meczu numer trzy.
Sędziowie byli mocno skrupulatni. Nie minęły dwie minuty spotkania, a WKS miał już na swoim koncie cztery przewinienia. Chwilę później Śląsk również nie miał powodów do zadowolenia – “Stalówka” zaliczyła serię trzech trafień z rzędu i z 9:6 dla Śląska zrobiło się 14:9 na korzyść gości. Od tej pory to ostrowianie byli na prowadzeniu.
Śląsk miał niemałe problemy z przeprowadzeniem piłki na drugą stronę. Zawodził Marek Klassen, który po pierwszej połowie miał tyle samo strat, co asyst. Nierzadko dochodziło do sytuacji, gdy Kanadyjczyk był na parkiecie, a mimo tego za rozegranie akcji odpowiedzialny był ktoś inny. Jeszcze podczas pierwszej połowy doszło do mocnej wymiany zdań pomiędzy właśnie Klassenem a Chatmanem. Dziś lepiej radził sobie ten drugi. Koszykarz Stali rozegrał niemal idealną pierwszą połowę – 4/4 z gry, będąc najlepszym strzelcem przyjezdnych.
Kwadrans przerwy lepiej wykorzystali wrocławianie. Co za rozpoczęcie trzeciej kwarty! Jakub Nizioł dwukrotnie trafił za trzy, Dusan Miletić raz za dwa i… strata do Stali wynosiła raptem dwa oczka – 44:46. A to nie koniec! Chwilę później po rzucie Layrynasa Beliauskasa piłka nawet nie dotknęła obręczy, z kolei Daniel Gołębiowski doprowadził do remisu. Ale atmosfera! Dalsza część trzeciej kwarty to już kilkukrotna zmiana prowadzenia. Górą raz jedni, raz drudzy.
Jakkolwiek znacząco Stal odskoczyła dopiero na siedem minut przed końcem, gdy z dystansu trafił Laurynas Beliauskas. Ale i na odpowiedź Śląska nie trzeba było długo czekać. Angel Nunez mimo faulu rywala zdobył dwa oczka i znów obie ekipy dzieliło zaledwie pięć punktów.
Minuta i 34 sekundy do końca – siedmiopunktowe prowadzenie ostrowian. Po drugiej stronie myli się Hassani Gravett i Jakub Nizioł, a Aigars Skele wraz z Ojarsem Silinsem jeszcze podwyższają przewagę na korzyść “Stalówki”. Finalnie drużyna Andrzeja Urbana doprowadziła do remisu w serii, wygrywając we Wrocławiu 84:74. W środę mecz numer pięć!