„Da Volim Crno-Bele” jest dla kibiców Partizana jak „You’ll Never Walk Alone” dla fanów Liverpoolu. Dziś o godz. 18 w Belgradzie zabrzmi przed meczem Ligi Mistrzów ze Stelmetem Zielona Góra.
![(Fot. Wikipedia)](https://polskikosz.pl/wp-content/uploads/2019/09/partizan_kibice.jpg)
Znasz się na koszu? – wygrywaj w zakładach! >>
Vlade Divac, Predrag Danilović, Željko Rebrača, Nenad Krstić, Nikola Peković, Jan Vesely, czy Bogdan Bogdanović – mijają dekady, a z Partizana wciąż wychodzą wielcy gracze, podbijający później Europę i NBA. Trudno się dziwić, to tutaj wielką trenerską karierę zaczynał Željko Obradović, a ostatnio królował Dusko Vujošević.
Partizan to serbska (dawniej jugosłowiańska) koszykówka w pigułce. W sumie 21 tytułów mistrza kraju, a od czasu powstania Serbii zupełny dominator – zdobył między innymi 13 mistrzostw z rzędu w latach 2002-2014.
Młode gwiazdy na walizkach
Największy moment chwały i legenda do dziś, to triumf w Pucharze Europy w 1992 roku. Koszykarze prowadzeni przez Obradovicia dokonali sztuki niebywałej, grając przez cały sezon wyłącznie na wyjazdach – ze względu na trwającą wojnę w Jugosławii FIBA nie zgodziła się na mecze w Belgradzie.
Na pewno istniały prostsze rozwiązania, ale Željko Obradović uparł się jak to on, że Partizan będzie grał swoje mecze w… Fuenlabradzie pod Madrytem. Oznaczało to sezon permanentnych podróży i komplikacji, a w rundzie grupowej wcale nie wyglądało to różowo – awansować do play-off udało się dopiero z czwartego miejsca.
Niespotykanie młoda drużyna (średnia wieku 21,7 lat!) zupełnie eksplodowała w decydującej fazie. W składzie byli Danilović, Rebrača, Nikola Lončar, obecny trener Aleksandar Đjordević (z włosami!), czy znany z epizodu w Polsce Slavisa Koprivica. W turnieju Final Four w Stambule najpierw ograli Philips Mediolan, a w dramatycznym finale z Joventutem Badalona niezwykłą trójkę na wygraną trafił Đjordević.
Gurović! Co?? Ty…
Fani Partizana, nazywający siebie z dumą „Grobari” (Grabarze?!), są być może najgorętsi w Europie, niczego nie ujmując szalonej atmosferze w halach Grecji czy Turcji. I nic tak nie nakręca kibiców „biało-czarnych”, jak rywalizacja z „czerwono–białymi” czyli Crveną Zvezdą. To znacznie więcej i ostrzej niż piłkarskie Legia i Polonia w Warszawie lub Widzew i ŁKS w Łodzi.
Na serbski klasyk w Belgradzie mówi się „Wieczne derby”. Groźniej dzieje się na piłkarskich, ale wersja koszykarska to też nie przelewki. Dla kibica są to mecze o niebo ważniejsze niż jakieś tam europejskie puchary.
Żywym przykładem nienawiści ostatnich lat jest Milan Gurović, niegdyś zawodnik Partizana (2004), który zdecydował się na „krok niedopuszczalny” – przeszedł do lokalnego rywala i to w barwach Crvenej Zvezdy grał swoją najlepszą koszykówkę, będąc np. królem strzelców Pucharu ULEB.
Fani „zdrady” nie wybaczyli. Wybitny strzelec jest dziś niczym trzech Maciejów Zielińskich (i Filip Dylewicz na dokładkę) dla Włocławka. Czy może z racji zasług dla reprezentacji – jak Kazimierz Deyna poza Warszawą. Gdy tylko pojawia się w hali Pionir w roli trenera, mecz staje się nieustającym festiwalem prowokacji i bluzgów pod jego adresem. Poważnie – potrafią tak przez 40 minut!
– E tam, to już i tak nie te derby, co kiedyś. To nie kibice, tylko sami turyści. Ważniejsze od dopingu jest nagranie wszystkiego na telefon komórkowy – mówi Dusko, taksówkarz, który wiezie mnie z belgradzkiego dworca PKS do hotelu. Jest kibicem Crvenej Zvezdy, ale gdy siarczyście przeklina na Partizana, to widać, że to dla żartu i uciechy pasażera. – Poza tym, teraz to my rządzimy koszarką – dodaje.
„Tylko” numer dwa
I faktycznie. Ostatnie sezony to detronizacja Partizana. Lokalni rywale wygrali dwa poprzednie mistrzostwa Serbii i to oni – jako Crvena Zvezda mts – grają obecnie w Eurolidze. Jej stały przecież uczestnik Partizan, podobnie jak Stelmet – nie załapał się już na miejsce w odchudzonych rozgrywkach.
Belgradczycy zaczęli rozgrywki od meczu w Ludwigsburgu, gdzie dokonali identycznego wyczynu, jak mistrzowie Polski przed tygodniem. Ograli niemiecki zespół rzutem na taśmę, jednym punktem, po tym jak dość kiepsko prezentowali się przez większość meczu. Zwycięstwo 65:64 zapewnił w ostatniej sekundzie Stefan Bircević, po genialnej zespołowej akcji.
W poprzedniej kolejce Parizan pojechał do Stambułu i nie miał żadnych szans, przegrywając z Besiktasem 62:77. Ekipa z Belgradu to dobra drużyna, ale nie jest już europejską potęga, rywalizacji z którą mógłby przestraszyć się Stelmet. Wśród solidnych, serbskich graczy klasą wyróżnia się wspomniany Bircević, a motorem napędowym jest na rozegraniu Amerykanin Will Hatcher.
Szóstego zawodnika już znacie – to Grobari:
Gdybyście chcieli poćwiczyć w domu, tekst jest prosty:
Da volim crno bele
ponosno kazem svima
volim to slavno ime
i divim se samo njima
Na svetu nista vece,
ne moze da postoji
nego sto je nasa ljubav
prema crno beloj boji(2x)
Ljubav prema klubu
ne moze da prestane
dok zivim klicacu njemu
volim te Partizane
Tomasz Sobiech, Belgrad