fot. Andrzej Romański/plk.pl
Na tym etapie sezonu nie ma już meczów “o nic”, każdy ma sporą wagę – dla GTK wygrana ułatwiłaby kwestię utrzymania się w lidze, dla Twardych Pierników to było swego rodzaju “spotkanie ostatniej nadziei” w kontekście awansu do czołowej “ósemki”. Obie drużyny w ostatnich tygodniach przegrały kilka meczów z rzędu, a więc ktoś dziś miał okazję przerwać passę porażek. Torunianie w bezpośrednim starciu z ekipą z Gliwic zanotowali 6 zwycięstw w ostatnich 7 meczach, dodatkowo gliwiczanie we własnej hali ostatnio cieszyli się ze zwycięstwa… 18 listopada.
Aljaz Kunc rozpoczął mecz od dwóch “trójek”, jego zespół od prowadzenia 8:2. GTK szybko się otrząsnęło, w szybkim tempie wyszli nawet na prowadzenie. Przy braku Josha Price’a ktoś zawsze musi przejąć pałeczkę punktującego, dziś od samego początku bardzo skuteczny był Martins Laksa – 10 punktów w pierwszej kwarcie. Bezprzełomowa pierwsza odsłona, żadna z drużyn nie próbowała nawet przejąć inicjatywy – efektem tego remis po 10 minutach (21:21).
Tempo meczu spokojne, forma zespołów stabilna. Brakowało nieco odwagi, w zagraniach jednych jak i drugich dało się odczuć sporą zachowawczość. Dopiero w drugiej kwarcie gliwiczanie przełamali pierwsze lody, tercet Gray & McEwen & Henderson seryjnie zdobywał punkty – ich łupem padło pierwsze 17 punktów drużyny w trakcie tej odsłony i odskoczyli nawet na 8 “oczek” (38:30). Do końca pierwszej połowy przeważali, powiększali przewagę, ale ostatnie zdanie należało do torunian. Ci rzucili szybkie 5 punktów, schodzili do szatni z 8 punktami na minusie (40:48).
Ekipa Srdjana Suboticia zaliczyła spory przestój na przestrzeni całej drugiej kwarty, w której dali sobie rzucić aż 27 punktów. Sporo, jak na ambicje i marzenia sięgające kolejnych spotkań po sezonie zasadniczym. Bardzo dobrze weszli za to w drugą połowę po zmianie stron, jednak ich rywale nie odstawali na krok i cały czas utrzymywali kilkupunktową zaliczkę. Dosyć istotnym wydarzeniem, cztery minuty po rozpoczęciu trzeciej kwarty, było czwarte przewinienie lidera zespołu z Torunia, Arika Smitha. To mocno osłabiło gości, których straty zaczęły się pogłębiać – w pewnym momencie GTK zaliczyło najwyższe prowadzenie w meczu, różnicą 17 “oczek” (51:68).
Zmęczenie w szeregach przyjezdnych z każdą minutą coraz bardziej dawało się we znaki, wąska rotacja i eksploatowanie liderów na wczesnym etapie meczu ma też swoje minusy. Co prawda są w tym roku mistrzami końcówek, jednak (znów) żadne znaki na niebie nie wskazywały, że odrobią po raz trzeci tak wysoką przewagę rywali. Ekipa Pawła Turkiewicza grała dziś pewnie, kontrolowała mecz i miała 15 punktów przewagi przed decydującymi 10 minutami. A w nich toruńskie Pierniki rzuciły się wręcz do pogoni!
Zaczęli od serii 9:2, świetną defensywą zbliżali się do gospodarzy małymi kroczkami. Zmniejszyli straty do jednej cyfry, dwa razy z rzędu Wojciech Tomaszewski zakończył akcję z faulem. Heroiczni, wciąż waleczni, ale i tak gliwiczanie trzymali rękę na pulsie – ważne rzuty trafiali liderzy, Kadre Gray oraz Koby McEwen. Dzięki temu znów zbudowali wysoką zaliczkę, niemożliwą już do odrobienia. Zachowali zimną krew w końcówce, są teraz naprawdę bliscy utrzymania. Zgarnęli ósmą wygraną w Orlen Basket Lidze, zyskując trzy mecze przewagi nad ostatnim Sokołem, który ma do rozegrania już tylko 4 spotkania.
Duet Gray & McEwen zapewnił dziś wygraną zespołowi! Razem zdobyli połowę punktów (46 z 92) – rozgrywający był najlepszym strzelcem meczu z dorobkiem 24 punktów, dodatkowo miał po 6 zbiórek i asyst, z kolei McEwen miał jedynie dwa “oczka” mniej. Bardzo dobrze spisał się dziś polski duet środkowych: Łukasz Frąckiewicz i Maciej Bender. Łącznie zanotowali 14 punktów, trafiając wszystkie rzuty z gry. Dodatkowo świetnie zatrzymali Mate Vucicia, który zanotował dziś tylko 8 punktów (2/9 z gry) i 5 zbiórek. Drugi lider – Arik Smith – miał niemal identyczną skuteczność z gry co Chorwat (2/10, 5 punktów). Tak naprawdę jedynie wiecznie młody Aaron Cel spisał się dziś bez zarzutu w toruńskiej ekipie – 22 punkty, 7/12 z gry, 2/3 za 3, 6 zbiórek i 4 asysty. Światło w Toruniu zgaszone, play-offów nie będzie. Dodatkowo bliski double-double był Wojciech Tomaszewski (14 punktów i 9 zbiórek).