
Nowa oferta powitalna PZBUK – darmowy zakład 50 zł.! >>
Wiesz, że jest źle, jeśli zawodnik drużyny przyjezdnej – w tym przypadku LeBron James – słyszy skandowanie “M-V-P” w twojej hali. Houston Rockets przegrali w sobotę 115:124 z Los Angeles Lakers i to już ich trzecia z rzędu porażka (bilans 26-15), po której spadli na szóste miejsce w jak zwykle ciasnej konferencji zachodniej.
Nic więc dziwnego, że nastroje w szatni Rockets nie są zbyt dobre, choć Russell Westbrook stara się zachować optymizm. „Musimy patrzeć na pozytywy. Takie serie się zdarzają, ale jako zespół musimy przejść przez to razem” – mówi rozgrywający, co do którego ostatnio nie można mieć za bardzo zarzutów. W sobotę zaliczył czwarty kolejny mecz z dorobkiem co najmniej 30 oczek.
Westbrook był zresztą jednym z tych, którzy najmocniej i najgłośniej zabrali głos w szatni po porażce z Portland Trail Blazers. Wtedy miał wyzwać zespół do tego, by zagrali twardszy basket i po pierwszej połowie starcia z Lakers wydawało się, że drużyna na to wyzwanie odpowiedziała w dobry sposób. Rakiety po 24 minutach gry prowadzili bowiem kilkoma punktami.
Ale w trzeciej kwarcie zostali zdominowani przez zespół z Miasta Aniołów, mając w tej odsłonie tyle samo strat (6) co trafień z gry (6/28). Nie tak powinna wyglądać gra zespołu, który chce w tym roku walczyć o mistrzostwo NBA. Zdaje sobie z tego sprawę James Harden, choć i jemu ostatnio dużo częściej zdarzają się słabsze mecze – w sobotę najlepszy strzelec ligi miał 34 punkty.
Sprawy drużynie z Houston nie ułatwia fakt, że przed nimi kolejny trudny okres i solidni przeciwnicy: pięć z kolejnych siedmiu spotkań rozegrają z zespołami, które w tej chwili są w najlepszej ósemce na Zachodzie. W swoich zawodników wciąż wierzy jednak trener Mike D’Antoni i przypomina, że przed rokiem Rockets zakończyli sezon z bilansem 53-28 mimo przegrania 14 z pierwszych 25 meczów.
Sęk w tym, że dla Rakiet ten sezon miał być walką o mistrzostwo – wreszcie pojawiła się okazja, by wskoczyć w miejsce osłabionych Golden State Warriors. Jednak problemy w defensywie, nierozwiązane kwestie rotacji czy brak pewnych strzelców, dopełniających podwajanego Jamesa Hardena nie pozwalają im rozwinąć skrzydeł. Może więc nadszedł czas na kolejne ruchy kadrowe?
Tomek Kordylewski
.