To jeden z najbardziej wszechstronnych, choć także niedocenianych graczy ligi. A przecież w jednym meczu potrafi być i liderem ataku, i zatrzymać najgroźniejszego gracza rywali.

PLK – znasz się na koszu, wygrywaj w zakładach! >>
Na początku sezonu pod koszem mocny był Kirk Archibeque. Potem bardzo dobrą formę pokazywał strzelec Michał Michalak. Od niedawna coraz więcej punktów zdobywa Tweety Carter. Ale to Denis Ikovlev w skali całego sezonu jest najważniejszym graczem Turowa.
Ukrainiec z amerykańskim paszportem doskonale pokazał to w ćwierćfinale Pucharu Polski z Kingiem Szczecin. Brzydką bitwę Turów wygrał 60:58, a Ikovlev został MVP meczu – zdobył 15 punktów, miał 8 zbiórek i 3 asysty, ale też zatrzymał na ledwie 8 punktach gwiazdę Kinga Taylora Browna. Amerykanin trafił tylko 3 z 14 rzutów.
– Wiedzieliśmy dobrze, że miał świetny mecz ze Stelmetem, że zdobył 31 punktów i naprawdę dobrze rzucał. Starałem się być blisko niego, starałem się grać agresywnie, irytować go, przeszkadzać mu – tłumaczył Ikovlev.
Rywali irytuje, ale obserwatorów zachwyca. Blisko 31-letni Ukrainiec, który do Polski, do Śląska Wrocław, trafił w lecie 2014 roku, jest trochę niedocenianym graczem w PLK. Ma 200 cm wzrostu, potrafi grać na obu pozycjach na skrzydle, stać go na kilkanaście punktów w ataku oraz bardzo dobrą obronę.
Statystyki (10,7 punktu, 2,9 zbiórki oraz 3,2 asysty) być może tego nie oddają, ale Ikovlev to jeden z najbardziej wszechstronnych graczy ligi – spaja zespół w obronie i w ataku, może grać i pod koszem, i na obwodzie. – Denis jest bardzo mądrym, inteligentnym zawodnikiem. Ma dużo siły w głowie i zawsze walczy. Jest doświadczony, dobrze gra w obronie – z tych powodów jest naszym kapitanem – mówi trener Turowa Mathias Fischer.
Inżynier z Nevady
Ikovlev pochodzi z Charkowa, ale gdy miał 9 lat, rodzice zdecydowali się na wyjazd do USA. Zamieszkali w Postville, malutkim miasteczku w stanie Iowa. Nastoletni Denis w szkole średniej grał w futbol jako quarterback, uprawiał też lekkoatletyką, ale ze względu na wzrost najlepiej szło mu w koszykówce.
Na studiach w drużynie Nevady grał m.in. z Ramonem Sessionsem i JaValem McGee. – Zaczęto wymagać ode mnie rozciągania obrony – zacząłem więcej rzucać za trzy, z czasem stało się to moją silną stroną. Ale w obronie musiałem przyzwyczaić się do pilnowania silnych graczy grających z piłką, którzy kozłowali i biegali. Np. przeciwko Quintonowi Hosley’owi – opowiadał Denis podczas swojego pierwszego pobytu w Polsce.
– W Nevadzie grałem w bardzo dobrej drużynie, w której nie rzucałem wielu punktów, nie miałem dobrych statystyk. I w sumie ogóle nie myślałem o koszykarskiej karierze. To studia inżynierskie, które ukończyłem, były dla mnie priorytetem, z koszykówką nie wiązałem przyszłości. Ale w lecie odezwał się do mnie jeden z agentów, wypytywał o plany, w końcu powiedział, że mogę grać na Ukrainie jako miejscowy zawodnik, że mogę zarabiać pieniądze. Powiedziałem sobie “Wow! Jak jest taka szansa, to dlaczego nie spróbować?” – mówi Ikovlev.
Przesuń się!
I jak spróbował, tak został zawodowym koszykarzem. W Polsce zalicza trzeci sezon i drugi klub po Śląsku. W Turowie jest nawet kapitanem.
I gra jak kapitan: – Wszyscy tak mówią, ale ja naprawdę chcę robić to, czego potrzebuje zespół. Także gadać, krzyczeć w trakcie gry. Pracujemy nad tym, by poprawiać komunikację w obronie, krzyczeć do siebie, kiedy nadchodzi zasłona, kiedy przejąć obrońcę – mówi Ikovlev.
I zauważa: – W drużynie mamy sporo cichych osobowości, co ma wpływ na obronę. Dlatego, nawet jak mój gracz nie uczestniczy w danej akcji, to ja krzyczę: „Przejmij! Pomóż! Przesuń się!” Zwykle stoję z tyłu i widzę, co się dzieje, więc pomagam.
Ikovlev nie zawsze był tak wszechstronnym graczem, który lubił defensywę. – Grę w obronie polubiłem dopiero w ostatnim sezonie przed przyjazdem do Polski. Grając w VTB dostałem kilka razy zadanie upilnowania groźnego strzelca gości. Nie byłem wcześniej znany jako dobry obrońca, ale ja lubię wyzwania.
– Zauważyłem, że dobre akcje w obronie mnie nakręcają, że potem łatwiej mi dać coś więcej w ataku. Tak często wygląda moja gra – mówi Ikovlev.
I Turów Zgorzelec z tego korzysta.
Łukasz Cegliński