PZBUK! Bonus powitalny 500 zł na start – podwajamy pierwszy depozyt!
Mecz Stelmetu z Astaną był powrotem do Zielonej Góry Jamesa Florence’a, MVP poprzedniego sezonu z Arką, który wcześniej zdobywał złoto w PLK właśnie ze Stelmetem. Amerykanin szybko przypomniał, jaki zasięg ma jeśli chodzi o rzuty za 3 punkty.
Stelmet nie zniechęcił się początkowym prowadzeniem Astany i wraz z wejściem na parkiet rezerwowych (Marcela Ponitki, Ivicy Radicia) odrobił straty i nawet wyszedł na prowadzenie 32:29.
Wiele szkód zielongórskiej obronie wyrządzał Dusan Ristić. Serbski środkowy do pewnego momentu był bezbłędny – trafił 6 kolejnych rzutów z gry i całym mecz skończył z rewelacyjnym dorobkiem 19 punktów i 17 zbiórek. Ristić jednak miał godnego rywala w osobie Iviciy Radicia (Drew Gordon zszedł z kontuzją kolana w drugiej kwarcie), który imponował grą na deskach i wyczuciem z jakim wykonywał swoje firmowe haczyki.
Stelmet dzięki trójce Tony’ego Meiera schodził na przerwę z prowadzeniem 43:42. Po przerwie gospodarze jeszcze docisnęli (agresywna defensywa) i po 6 minutach trzecie kwarty prowadzili 7 punktami.
Gospodarze wyglądali naprawdę dobrze, fizycznie walczyli w obronie, ale różnicę na koniec kwarty zrobił James Florence, który po firmowych dla siebie akcjach trafił dwie trójki (a na starcie czwartej dołożył jeszcze dwie) i wyprowadził Astanę na prowadzenie 62:61.
Trudny moment dla Stelmetu przyszedł w połowie czwartej kwarty, kiedy to rzut za rzutem po prostu wylewał się z kosza. Na 90 sekund przed końcem goście z Kazachstanu prowadzili 73:72. Wtedy jednak mecz przejął James Florence, który zdobył 5 punktów z rzędu (w sumie 25 punktów, 7 celnych trójek).
Stelmet nie dał rady już dogonić i przegrał 78:81. W ostatnim posiadaniu coś poszło nie tak – rzut z dystansu oddawał Ivica Radić, który raczej w trójkach się nie specjalizuje. Dobry mecz, szkoda, że bez wygranej.
GS
.