PZBUK! Bonus powitalny 500 zł na start – podwajamy pierwszy depozyt!
W całym dotychczas sezonie NBA tylko pięć razy zdarzyło się, by zawodnik zdobył w meczu 50 lub więcej punktów. Nie liczymy tutaj Jamesa Hardena, bo on gra w swojej własnej kategorii. Tuz po rzuceniu 55 punktów Cleveland, w piątek zaaplikował 54 oczka w wygranym 130:107 starciu z Orlando Magic. To drugi z rzędu jego występ na co najmniej 50 punktów, ale też już piąty w całym sezonie i czwarty w ostatnich siedmiu meczach.
Harden w drugim kolejnym meczu trafił 10 trójek – wyrównując rekord Houston Rockets ustanowiony ledwie kilka dni wcześniej w Cleveland – a ogółem w dwóch ostatnich meczach ma łącznie 109 punktów. W piątek nie dał żadnych szans Magic, grając na tyle dobrze, że gdy siadał na ławkę to dostał niemałą owację od fanów Orlando w Amway Center.
Najlepszy strzelec NBA w dwóch ostatnich sezonach pewnie zmierza więc po trzecią z rzędu koronę króla strzelców i najlepszą średnią punktową od czasu Michaela Jordana w sezonie 1986/87, kiedy to MJ co mecz zdobywał średnio 37.1 punktów. Harden po ostatnich wyczynach ma już wynik lepszy, bo przeciętnie w każdym spotkaniu dostarcza ponad 39 oczek.
Przeciwnicy powoli już nie wiedzą jak można 30-latka w takiej formie zatrzymać. „Gdy rzuca w ten sposób to nie wiem co możesz zrobić” – mówił po meczu Steve Clifford, trener Magic. Podobne zdanie ma także szkoleniowiec Rakiet – Mike D’Antoni uważa, że z tak grającym Hardenem niezwykle trudno jest pokonać teksańską drużynę.
I rzeczywiście, na pięć 50-punktowych występów Hardena w tym sezonie tylko raz Rockets musieli uznać wyższość rywala. Także sam zainteresowany raz jeszcze podkreśla, że on chce przede wszystkim wygrywać. „Będę robił, co tylko się da” – zapewnia MVP sezonu zasadniczego 2017/18, który robi wszystko, by statuetkę odzyskać. Takie występ jak ten w Orlando z pewnością pomagają.
Tomek Kordylewski
.