Lider Houston Rockets imponuje statystykami, jakich nie widziano w NBA od 28 lat. I wierzy w siebie – właśnie stwierdził, że nie tylko jest najlepszym graczem ligi, ale i najlepszym rozgrywającym.

Możesz grać w butach gwiazd NBA – zobacz modele >>
Od początku wiadomo było, że wraz z przyjściem do Houston Rockets Mike’a D’Antoniego sporo się w tej drużynie zmieni. Nowy trener nie zaskoczył i nakazał zawodnikom grać według jego charakterystycznej filozofii. Narzucanie wysokiego tempa, dużo biegania i rzutów z dystansu. Coś, w czym James Harden powinien czuć się jak ryba w wodzie. I poniekąd chyba tak właśnie jest.
W siedmiu rozegranych do tej pory spotkaniach James Harden osiągnął średnie na poziomie 31,6 pkt., 12,7 as., 7,1 zb., 1,3 prz. i może się pochwalić 50-procentową skutecznością z gry (45,1 proc. z dystansu). W tych siedmiu pojedynkach zaliczył już cztery double double w postaci przynajmniej 30 „oczek” i 15 asyst. Jest pierwszym zawodnikiem w historii NBA, który zdążył zrobić to już w pierwszych siedmiu meczach sezonu.
W dodatku, jak podało ESPN, w poprzednich rozgrywkach w sumie w całej lidze przydarzyły się tylko cztery takie występy. Dla porównania, Stephen Curry na przestrzeni 5 ostatnich lat zaliczył ich łącznie pięć. Chris Paul – raptem cztery.
Harden jest także pierwszym graczem od 28 lat, który w czterech meczach z rzędu zapisał na swoim koncie przynajmniej 30 punktów i 10 asyst. Ostatnim koszykarzem, który tego dokonał był w kampanii 1988/89 Michael Jordan.
Zapytany przez Michaela Lee z The Vertical o to, kto jest najlepszym graczem w lidze na jego pozycji, Harden dopytał – Najlepszym rozgrywającym czy najlepszym graczem w ogóle? – a gdy w odpowiedzi usłyszał „Jedno i drugie”, odparł krótko – Jestem.
„Brodacz” jest aktualnie liderem pod względem średniej asyst, a także zajmuje trzecie miejsce w klasyfikacji strzelców. Niestety jest również drugi – za Johnem Wallem i obok Russella Westbrooka – w stratach. On sam popełnia ich średnio 5,3. Cały zespół o 12 więcej, co daje mu czwarty najgorszy wynik w stawce. Jest to oczywiście pokłosie tego, że D’Antoni przestał oszukiwać, iż jego najlepszy zawodnik jest dwójką. Oddał w jego ręce pełnię władzy i przynajmniej na razie musi płacić za to taką a nie inną cenę (bilans 4-3).
Rockets to 4. atak w lidze, który średnio aplikuje rywalom 109,4 pkt. na każde sto posiadań. Jest to jednak również 4. najgorsza obrona pozwalająca rywalom na zaledwie 0,7 punktu mniej. To obok strat ich główny problem. W trakcie sezonu mogą i powinni się oczywiście poprawić, a od tego, czy to zrobią, zależy, czy Mike D’Antoni po raz trzeci w trenerskiej karierze wypromuje kolejnego MVP rundy zasadniczej.
MO