
Nowa oferta powitalna PZBUK – darmowy zakład 50 zł.! >>
Epidemia koronawirusa w Japonii nie przebiega tak intensywnie jak w Europie. Według nieoficjalnych informacji, decyzja o wznowieniu rozgrywek była też podyktowana względami propagandowymi. „Kraj Kwitnącej Wiśni” wciąż próbuje przekonać świat, że da się w sierpniu przeprowadzić igrzyska olimpijskie w Tokio.
W miniony weekend – po około miesięcznej przerwie – wznowiono zatem rozgrywki japońskiej B. League, ogłaszając, że przynajmniej do 1 kwietnia mecze odbywać się będą bez udziału publiczności. Jak wynika z relacji Japan Times, wszystko zakończyło się totalnym fiaskiem.
W sobotę, tuż przed meczem, Levanga Hokkaido z Kawasaki Brave Thunders, okazało się, że 3 zawodników zespołu z Hokkaido ma stan podgorączkowy, w związku z czym spotkanie odwołano – w momencie, gdy już trwała rozgrzewka. Inny mecz się wprawdzie odbył, ale 3 zawodników Shiga Lakestars (2 obcokrajowców i Japończyk) po prostu odmówiło gry, z powodu obawy przed wirusem.
Następnego dnia z kolei odwołano mecz Utsunomiya Brex z Chiba Jets Funabashi, ponieważ dla odmiany kiepsko poczuł się jeden z arbitrów spotkania. Następny pojedynek? Opóźniono o 90 minut, gdy okazało się, że objawy przeziębienia ma… kamerzysta.
Pomysł rozgrywania meczów spotkał się z falą krytyki ze strony zawodników i trenerów. Jeden ze szkoleniowców, powszechnie szanowany w lidze, Tomohide Utsumi mówił, że nie miał sumienia wymagać od swoich graczy normalnego zaangażowania, w sytuacji, gdy kontakt z rywalami grozi potencjalnym zarażeniem.
Japończycy kilka dni jeszcze potrzebowali na decyzję. Władze ligi tłumaczyły, że chodziło o to, aby kibice nie stracili całkowicie zainteresowania koszykarskimi rozgrywkami w kraju. Wszyscy po tym krótkim eksperymencie wiedzieli już jednak, że gra w tym momencie zupełnie nie ma sensu. W piątek przyszedł oficjalny komunikat, że rozgrywki w Japonii ponownie przerwano – tym razem do 1 kwietnia.
TS
.