Superbet – najlepsze kursy na koszykówkę. Cashback 500 i 50 zł na start. Sprawdź! >>
Takiego obrotu spraw nikt się nie spodziewał, tym bardziej po pierwszej połowie, w której to Utah Jazz pewnie zmierzali po zwycięstwo. Wszystko wskazywało na to, że seria wróci jeszcze do Salt Lake City na mecz numer siedem – wszak po 24 minutach gry to Jazz mieli aż 22 punkty przewagi. Tym razem jednak to oni zaliczyli upadek, do jakiego wcześniej przyzwyczaili nas Clippers.
Mnóstwo było w dziejach LAC takich historii – drużyna z Miasta Aniołów odpadała przecież z fazy play-off nawet mimo prowadzenia w serii 3-1 zarówno w 2015 roku (przeciwko Rockets), jak i w 2020 roku (przeciwko Nuggets). Tym razem jednak udało się powstrzymać klątwę, a nieoczekiwanym bohaterem okazał się Terrence Mann, który w piątek zaliczył najlepszy w karierze występ.
Mann wskoczył do pierwszej piątki Clippers w miejsce kontuzjowanego Leonarda i już w środę zaliczył świetny mecz, zapisując na konto również efektowne punkty po wsadzie nad Rudym Gobertem. W piątek zagrał jednak jeszcze lepiej, bo zdobył aż 39 punktów (15/21 z gry, 7/10 za trzy) i poprowadził swój zespół do niesamowitego comebacku, zapewniając LAC awans do finałów konferencji.
Jazz po świetnej pierwszej połowie w drugiej opadli z sił. Clippers natomiast krok po kroku odrabiali straty, a świetnie spisali się również Reggie Jackson (27 punktów, 10 asyst), Paul George (28 oczek) czy Nicolas Batum (16 punktów). Było to więc piękne zespołowe zwycięstwo drużyny z Los Angeles, która na taki moment czekała pięć dekad!
Największym bohaterem został właśnie Mann, wybrany w drafcie w 2019 roku z odległym 48 numerem. W piątek to on tchnął nadzieję w Clippers – w tym także w fanów w Staples Center – gdy w trzeciej kwarcie w mniej niż minutę samodzielnie zdobył osiem kolejnych punktów. Dzięki temu LAC zaczęli odrabiać straty, a potem szli już po prostu za ciosem.
Jazz kończą więc sezon na drugiej rundzie, choć przecież byli najlepszą drużyną sezonu zasadniczego. Na nic zdał się powrót do gry Mike’a Conleya, który zresztą wypadł przeciętnie, bo trafił tylko jeden z ośmiu rzutów z gry. Na nic zdał się też kolejny świetny występ Donovana Mitchella, który zagrał pomimo urazu kostki i już w pierwszej połowie zdobył 22 ze swoich 39 oczek.
Clippers z kolei mogą dalej pokazywać swój wielki charakter, o którym trzeba głośno mówić – podopieczni Tyronne’a Lue nie poddali się przecież pomimo kontuzji Kawhi Leonarda, a teraz zagrają w finale konferencji przeciwko Phoenix Suns. Pierwszy mecz tej serii już w niedzielę. Na razie nie wiadomo, czy w pojedynku numer jeden będzie mógł wystąpić Chris Paul.
Tomek Kordylewski
Superbet – najlepsze kursy na koszykówkę. Cashback 500 i 50 zł na start. Sprawdź! >>