Superbet – najlepsze kursy na koszykówkę. Cashback 1300 i do 200 zł na start. Sprawdź! >>
Można się sprzeczać co do o wyższości Jokicia nad Embiidem. Albo Barnesa nad Mobleyem. Rozdawanie nagród indywidualnych za grę w sezonie zasadniczym w NBA zawsze rozpala tego typu dyskusje. Jednej jednak prowadzić nie sposób, bo trudno zanegować opinię na temat gracza, który nigdy żadnej nagrody nie otrzymał: Jrue Holiday jest najbardziej niedocenianym graczem NBA ostatnich lat.
Dzisiaj w nocy potwierdził to dobitnie:
Nieprawdopodobne, moment, w którym rywalizacja Bucks i Celtics – już po raz kolejny – w oka mgnieniu kompletnie zmienia swoją dynamikę.
Przecież jeszcze na początku czwartej kwarty to Celtowie prowadzili 14 punktami. Mieli jeszcze sześć punktów przewagi niespełna dwie minuty przed końcową syreną.
Aby dać Holidayowi szansę na odwrócenie losów serii najpierw Giannis (13,8 proc. skuteczności w play-off) musiał trafić za trzy, następnie Holiday (32 proc), a na koniec jeszcze Bobby Portis – który stracił w tej serii miejsce w pierwszej piątce Bucks – oszukać całą defensywę Celtics i dobić niecelny rzut wolny Antetokoumnpo.
– Będąc dzieciakiem nigdy nie byłem jakoś szczególnie dobry w jakiejś konkretnej rzeczy na boisku. Moja mama zawsze przekonywała mnie, żebym się tym nie przejmował i walczył o bezpańskie piłki. „Koledzy nie będą ci podawać, ale zawsze możesz przecież zebrać piłkę pod koszem rywali i ją dobić” – powtarzała. Dziś mogę powiedzieć jedno: chwała mojej mamie – cieszył się kilka dni po amerykańskim Dniu Matki Portis.
To była niesłychana sekwencja wydarzeń godna dobrego filmu akcji.
– Gdy przegrywaliśmy 14 punktami w ostatniej kwarcie nikt nie postawiłby na nas złamanego centa. Ale my się nie poddawaliśmy. Takie momenty jedynie nas napędzają – zapewniał Holiday.
W tym sezonie Marcus Smart dostał nagrodę dla najlepszego obrońcy sezonu zasadniczego jako pierwszy gracz obwodowy od czasów sezonu, w którym Gary Payton wziął na swoje barki Seattle Supersonics i wprowadził do finału NBA. Otrzymał tę nagrodę nieco na wyrost, za całokształt swojej kariery i fakt, że Celtics stworzyli najlepszą defensywę sezonu zasadniczego.
Holiday w głosowaniu zajął dopiero ósme miejsce. Zdobył sześć punktów przy 257 Smarta. Jakiś żart.
W sezonie 2020/21 też był w tej klasyfikacji ósmy.
W sezonie 2019/20 nie otrzymał żadnego głosu, nie było go nawet w finałowej 12.
W sezonie 2018/19 – jw.
W sezonie 2017/18 – tym samym, który zakończył kompletnie wyłączając z gry w play-off Damiana Lillarda – był siódmy.
– Jrue to urodzony zwycięzca i każdy gracz występujący w NBA to wie – mówił po meczu numer 5 Mike Budenholzer.
Do dziennikarzy biorących udział w głosowaniu też mogłoby to w końcu dotrzeć. Można odnieść wrażenie, że Holiday, który gra w NBA od 13 lat prawdziwie doceniony został tylko raz: gdy Milwaukee Bucks postanowili oddać za niego Erica Bledsoe, George’a Hilla i całą swoją przyszłość – wyrażoną w pięciu wyborach w drafcie.
Mecz nr 5 Holiday zakończył z dorobkiem 24 punktów, 8 zbiórek, 8 asyst, 2 bloków i 2 przechwytów, trafiając nagle 4 z 7 rzutów za trzy. Giannis dorzucił swoje zwyczajowe 40 punktów. Celtics nie uratowało 60 oczek zdobyte z 48 rzutów przez duet Jayson Tatum – Jaylen Brown. A decydującej akcja należała do Smarta.
Czy mecz numer sześć – w Milwaukee o 1.30 z piątku na sobotę czasu polskiego – też okaże się decydujący? O tej serii nic nie można powiedzieć na pewno.
Oprócz jednego: Jrue Holiday jest świetny.
TOMAS
Superbet – najlepsze kursy na koszykówkę. Cashback 1300 i do 200 zł na start. Sprawdź! >>