fot. Malwina Sidor/Polski Cukier Start Lublin
Od samego początku w natarciu byli koszykarze Trefla – zaczęli od serii 13:2, po siedmiu minutach mieli już na koncie 23 punkty, w tym 5/5 z dystansu. Trener Paweł Turkiewicz próbował różnych rozwiązań obronnych, jednak żadne nie było skuteczne na tyle, by zatrzymać atak gospodarzy. Ci bez problemu zdobywali punkty spod samej obręczy, a gdy nadarzyła się okazja rzutu zza łuku, to bez większego zastanowienia podejmowali takie próby. Efektem tego był aż 33 “oczka” w samej pierwszej kwarcie, aż 12 z 17 rzutów z gry znalazło drogę do kosza.
Chwilowy przestój sopocian na początku drugiej części gry, jednak GTK nie wykorzystało tego. Zdołali zejść na jednocyfrową stratę, chwilę później ekipa Żana Tabaka znów zwiększała swoją przewagę, dzięki bardzo dobrej grze zespołowej. Często jednak improwizowany atak gości, bez większego namysłu, był dziś skuteczny (6/10 za 3 w pierwszej połowie). Pozwoliło to ponownie wrócić do spotkania, tuż przed zejściem do szatni do odrobienia niemal całej zaliczki gospodarzy brakowało trzech punktów (50:47 dla Trefla).
Pod koszem w pojedynku z Mikołajem Witlińskim brylował Łukasz Frąckiewicz – w pewnym momencie po udanej akcji w ofensywie środkowy GTK pokazał do reprezentanta Polski gest “too small”. Posiadanie później podkoszowy z Sopotu próbował odpowiedzieć identyczną akcją, jednak Frąckiewicz ją wybronił. Z kolei motorem napędowym zespołu z Gliwic był rozgrywający Kadre Gray. Świetnie rozdawał piłki (7 z 11 asyst w pierwszej połowie drużyny), dodatkowo sam podejmował dobre decyzje rzutowe, które zazwyczaj kończyły się punktami. Został drugim zawodnikiem w tym sezonie po Taylerze Personsie, który zanotował triple-double (11 punktów, 11 zbiórek i 12 asyst). Zrobił to nieco po kryjomu, bez żadnej celowości nabijania statystyk.
Serią 6:0 rozpoczęli… przyjezdni, czym wysunęli się na pierwsze prowadzenie w meczu! Cichym “zabójcą” był dziś niewątpliwie Martins Laksa. Teoretycznie niewidoczny i stojący w rogu strzelec. Praktycznie? Strzelał zza łuku gdy tylko dostał piłkę (24 punkty, 5/7 za 3). Co więcej, seria GTK przerodziła się nawet w 11 “oczek” przewagi (66:55, run 19:5), niesamowity fragment ekipy Pawła Turkiewicza trwał w najlepsze. Od końcówki I kwarty (33:17) goście odrobili 16 punktów oraz zbudowali swoją, aż 11-punktową zaliczkę – to wszystko w zaledwie niecałe 20 minut.
Świetnej gry po stronie GTK z początku decydujących 10 minut nie było końca. Podczas drugiej i trzeciej kwarty stracili łącznie mniej punktów (24), niż w samej pierwszej części meczu (33). Cały czas utrzymywali swoją przewagę mimo lepszej ofensywie gospodarzy. Gdy tylko Trefl zszedł na 7 “oczek” straty (65:72), trener Paweł Turkiewicz od razu zareagował przerwą na żądanie. Zbyt wiele ona nie zdziałała, gospodarze znów łapali wiatr w żagle i wracali do dyspozycji z początku meczu. Pomimo szans nie potrafili wrócić na prowadzenie, chwilę później 5 punktów z rzędu rzucili goście (79:72 dla GTK na 120 sekund przed końcową syreną).
Emocjonujące dwie ostatnie minuty meczu w hali 100-lecia Sopotu. “Trójkę” trafił Auston Barnes, rzutem z półdystansu odpowiedział Terry Henderson. Dwukrotnie z linii rzutów wolnych celnie Barnes, niesamowitym wsadem odpowiedział… ponownie Terry Henderson. Tak naprawdę zamknęło to mecz, GTK po dwóch porażkach z rzędu sięgnęło po wygraną. Z kolei Trefl przegrał pierwszy mecz od końcówki października, tym samym seria 6 kolejnych zwycięstw przepadła. Dziś na parkiet nie wybiegł Jakub Schenk, według komentujących spotkanie podczas rozgrzewki poczuł ból w nodze. Co ciekawe, Trefl z Schenkiem na boisku jeszcze nie przegrał (bilans 5:0).
Autor tekstu: Błażej Pańczyk