fot. Sensation Kotwica Port Morski Kołobrzeg
Piotr Janczarczyk: Najpierw podsumujmy ten niedawno zakończony sezon. 3 lata temu – dwunaste miejsce po rundzie zasadniczej, 2 lata temu – trzecie, rok temu – szóste, a w tym – siódme. Jaki to był sezon?
Kamil Graboń, prezes Sensation Kotwicy Port Morski Kołobrzeg: Bardzo cieszymy się z tego wyniku. Tym bardziej że skroiliśmy budżet na zawodników o około 140 – 150 tysięcy złotych. To wszystko po to, by mieć większą stabilizację w klubie. Na szczęście udało nam się pozyskać kilku nowych sponsorów, w tym tytularnego i dzięki temu finanse są lepsze. Z kolei tak dobry wynik sportowy poskutkował tym, że już teraz mogliśmy zbudować tak dobry – jak na tę ligę – skład na nowy sezon.
P.J.: A ma pan w sobie poczucie, że gdybyście wygrali pierwszy mecz z Górnikiem, to ta seria mogłaby się potoczyć zdecydowanie inaczej?
K.G.: Mógłby się potoczyć inaczej! Wiedzieliśmy, z jakimi założeniami jedziemy do Wałbrzycha. Ale może dobrze, że tak się stało? Od razu zaczęliśmy pracę nad tworzeniem nowego składu. A gdybyśmy awansowali do kolejnej rundy, to nie wiem, jak byłoby ze zdrowiem naszych zawodników. Rotacja składająca się z siedmiu osób, do tego bardzo ciężki sezon… My i tak cieszymy się z tych play-offów. Byliśmy w nich trzeci raz z rzędu. W Kołobrzegu nie było tak od około 20 lat! A my znów to zrobiliśmy.
P.J.: W takim razie, przejdźmy do tego, co zrobiliście w czwartek. Jeden dzień, dziewięć nazwisk! Skąd taki pomysł na ogłoszenie nowego składu?
K.G.: W ten sposób nie zrobił tego chyba nikt, a przynajmniej nie w takim momencie sezonu. Podobnie kiedyś zachowała się Polonia Warszawa, ale to nie było na chwilę po zakończeniu poprzednich rozgrywek. Lubimy chodzić własnymi ścieżkami. Mieliśmy obowiązujące kontrakty z Pawłem Dzierżakiem, Damianem Pielochem i Szymonem Długoszem. Z pozostałymi prędko doszliśmy do porozumienia. Zaskoczyliśmy trochę… samych siebie. Gdy z tego zaskoczenia wyszedł tak fajny skład, to uznaliśmy: “zaskoczmy może też zespoły z całej ligi i dziennikarzy, ogłośmy to inaczej”.
P.J.: A kto tak naprawdę w Kotwicy pracuje nad budową składu? Tylko trener Rafał Frank?
K.G.: Już na początku Rafał sam zapowiedział, że każdą decyzję transferową chce konsultować z zarządem klubu. “Dzwonię do was, robimy burzę mózgów”. Wiedzieliśmy, których zawodników chcemy.
P.J.: Wszyscy w lidze wiedzą, że trener Frank lubi mieć w rotacji jednego pewnego młodzieżowca, którym może rozegrać wręcz cały sezon. Tak było i w ostatnio. Gryzie się to z Pana wizją? A może faktycznie trudno o dobrego młodzieżowca?
K.G.: Czy gryzie się z moją wizją? Nie! Trudno o dobrego młodzieżowca, oni często nie wypełniają założeń. Rozmawiałem z większością pierwszoligowych trenerów – wszyscy twierdzą, że z większością tych zawodników jest ten sam problem. Może inni nie chcą o tym mówić, ale to warto powiedzieć. Nie można dawać minut za pesel, tylko za umiejętności! W tym sezonie mieliśmy niemal podpisanego zawodnika, który później dowiedział się, że wciąż będzie z nami Daniel Ziółkowski. Wtedy zrezygnował z kontraktu, bo nie chciał z nim rywalizować o minuty. To świadczy o tym przepisie. Młodzieżowcy z agentami wręcz wybierają sobie kluby. Każdy chce być pierwszym młodzieżowcem i mieć minuty na wyłączność. Jeżeli chcieliśmy mieć dwóch dobrych młodzieżowców – Ziółkowskiego i naprawdę ogranego w tej lidze zawodnika młodzieżowego – to ten drugi powiedział, że nie podejmuje rękawicy, bo nie chce rywalizować o minuty. Mam nadzieję, że ten przepis za rok przestanie obowiązywać. To jest tylko i wyłącznie osłabianie poziomu tej ligi. Zawodnik powinien dostawać minuty za swoje umiejętności.
P.J.: Mimo wszystko zdecydowana większość nowego składu to zawodnicy, którzy… już grali w Kotwicy. Dlaczego tak bardzo chcą wracać do Kołobrzegu?
K.G.: To trzeba ich zapytać! Takich przykładów jest więcej. Artur Gliszczyński, Tomasz Mrożek, Marko Djurić, Grzegorz Arabas, Łukasz Wichniarz. Przyjechali do Kołobrzegu, by grać w koszykówkę, a zostali na lata.
P.J.: Zapytam jeszcze o budżet. To prawda, że na ostatni sezon był on mniejszy budżet niż rok wcześniej?
K.G.: Tak, to prawda. Jak wspomniałem – budżet na zawodników był mniejszy o około 140 – 150 tysięcy. Teraz wróciliśmy do pierwotnego poziomu, a nawet go podwyższyliśmy. Tymi latami pracy pokazujemy, że nie będziemy szaleć za pieniądze, których nie mamy lub może nie być. Gdy przejmowaliśmy klub, to z długiem w wysokości 200 tysięcy złotych. Co ciekawe, trochę zaskoczył nas sezon, gdy… zdobyliśmy brązowy medal. Nie spodziewaliśmy się, że będzie tak dobrze! Musieliśmy wtedy między innymi przedłużyć okres wynajmu mieszkań. To w Kołobrzegu nie jest tanie, szczególnie przy okazji majówki. Ceny idą mocno do góry. A przecież mogło to trwać jeszcze dłużej, bo półfinałowa seria z Górnikiem wynosiła aż pięć spotkań. Mimo tego zawodnicy zawsze dostawali od nas wynagrodzenia. Chcieliśmy jednak przełożyć część pieniędzy na organizację pozasportową. Jak się jednak okazało – nawet sześcioma / siedmioma zawodnikami można zrobić tak dobry wynik.
P.J.: I jeszcze ciekawostka – część klubowego budżetu pochłonie zakup klubowego autokaru, tak?
K.G.: Tego akurat mocno nie bierzemy pod uwagę w kontekście budżetu. Dostaliśmy świetną ofertę na zakup autokaru. W najbliższym sezonie przyda nam się szczególnie. Przed nami cztery wyjazdy na Podkarpacie! Każda taka “wycieczka” w promocyjnej cenie to wydatek na poziomie około 13,5 – 14 tysięcy złotych. Z kolei zakup autokaru pozwoli nam na tych wyjazdach zaoszczędzić może nawet 60%. Polowaliśmy na ten autokar od około dwóch lat, w końcu się udało.
P.J.: Tym bardziej że wraz z nim pojawiła się również przestrzeń reklamowa.
K.G.: Tak, wyszliśmy z taką ofertą. Zaczęli się do nas odzywać sponsorzy z propozycjami. Dowiemy się, ile środków są nam w stanie przekazać. Są zainteresowani!
P.J.: Gdybyśmy kontynuowali tę rozmowę za rok, a Kotwica zdobyłaby medal, ale nie awansowałaby do ekstraklasy, to byłby pan zadowolony?
K.G.: No jasne! To jest sport. Zbudowaliśmy świetny skład, ale nigdy nie będzie pewności co do wyniku. Ewentualne kontuzje też mogą być znaczące. Tak to jest w tej lidze. Nie chcę składać deklaracji. Naprawdę – jeśli będziemy w czwórce, będę się cieszył. Niektórzy mogą się śmiać, ale najpierw awansujmy do play-offów. Później możemy celować w coś więcej.