– W Stargardzie jest świetna atmosfera, jakbyśmy grali o mistrzostwo, a nie o utrzymanie – mówi Kamil Piechucki, który ocenia swoje pierwsze tygodnie w roli trenera Spójni i mówi o specyfice walki o utrzymanie w PLK.
W takich butach finały NBA wygrywał Kevin Durant! >>
Grzegorz Szybieniecki: Efekt nowej miotły kojarzy się raczej z przyjściem do klub trenera z zewnątrz. Pan z roli asystenta wskoczył w buty pierwszego trenera i od razu odmienił zespół. Czemu nie udało się tego dokonać wcześniej?
Kamil Piechucki: Wcześniej nie byłem pierwszym trenerem. To on podejmuje w zespole decyzje, to na nim w dużej mierze spoczywa odpowiedzialność za wynik. Zostałem pierwszym trenerem i pomysł na ten zespół jest dopiero teraz mój własny, autorski. Wcześniej nie miałem takiej możliwości, by tyle zmieniać. O efekcie nowej miotły mówi się łatwo, trudniej jest to wykonać. My wygraliśmy dwa ważne mecze, ale nic nie przyszło łatwo.
Wizję gry bazuje na swoim doświadczeniu, jakie zebrałem w poprzednich latach, w pracy z innymi trenerami. Do dziś mam także kontakt z wieloma kolegami, z którymi grałem, a którzy teraz są trenerami i to w lepszych ligach niż polska.
Jakby Pan porównał Kamila Piechuckiego z czasów prowadzenia Miasta Szkła Krosno, z tym teraz?
Na pewno jest się mądrzejszym, bogatszym o doświadczenie. Praca w roli pierwszego trenera bardzo dużo i bardzo szybko uczy. Zdaję sobie także bardzo dobrze sprawę, że w walce o utrzymanie może się wiele zdarzyć. Jest bardzo mały margines błędu jeśli chodzi o transfery, a jedna kontuzja może całkowicie odmienić całą rywalizację.
W Krośnie sytuacja była nieco inna. Po tym jak się okazało, że Czarni Słupsk nie dograją sezonu i nie będzie spadków, cele sportowe zeszły na dalszy plan. W tym sezonie nie można liczyć na taką sytuację. W walkę o utrzymanie włączonych jest 5 ekip, sytuacja jest sportowo zdrowsza niż ta w zeszłym sezonie i trzeba się wykazać przede wszystkim pracą. Łatwiej jest też zmotywować zawodników w takiej sytuacji.
Jaki jest Pana pomysł na Spójnię? Czym chcecie wygrywać?
Przede wszystkim skupiamy się na obronie. Myślę, że można było to zauważyć już podczas ostatnich meczów. Gramy agresywniej, trenujemy intensywniej, co potem przekłada się na grę w meczach. Na pewno więcej uwagi podczas codziennej pracy zwracam na naszą obronę.
W ataku mamy graczy, którzy mają konkretne atuty, jakiś potencjał i staram się to wykorzystać w konkretnych sytuacjach. Chłopaki uwierzyli w siebie, zobaczyli, że mogą na tym parkiecie coś osiągnąć. To sprawia, że teraz jest mi łatwiej wprowadzać nowe rozwiązania.
Nie jesteśmy zespołem, tak jak mogło się wcześniej wydawać, który jest nastawiony na strzelaninę zza łuku. Przeciwko AZS-owi wchodziliśmy na kosz i tam punktowaliśmy oddając też sporo rzutów wolnych. Przede wszystkim szukamy jednak jakościowych rzutów i dzielimy się lepiej piłką.
Wygraliśmy 2 z 3 ostatnich meczów, co jeszcze ostatnio wydawało się chyba niemożliwe i to jest najważniejsze. W Stargardzie jest świetna atmosfera, jakbyśmy grali o mistrzostwo, a nie o utrzymanie. We Włocławku też jest świetna atmosfera, ale tam grają o zupełnie inne cele. Uważam, że to naprawdę niespotykana sytuacja i kibice to ogromny nasz atut.
Hickey był najlepszym strzelcem ligi, ale to pod jego nieobecność Spójnia zaczęła wyglądać lepiej. Amerykanin był hamulcem w grze innych?
Nie miałem okazji go prowadzić jako pierwszy trener, więc nie wiem, jak zafunkcjonowałby w moim systemie. Rolą trenera jest odpowiednie wkomponowanie każdego zawodnika w składzie do swojej taktyki lub dostosowanie taktyki do graczy, więc myślę, że i jego udałoby mi się optymalnie wykorzystać.
Bez niego na pewno gramy inaczej, więcej dzielimy się piłką. Ale nazywanie go hamulcowym chyba nie jest właściwe. Faktycznie, zawodnicy, jakich mamy w składzie, to ci sami z którymi grał Anthony. Z drugiej strony jest inny trener, inne role w zespole, inne rozwiązania.. To wszystko ma wpływ, nie tylko odejście zawodnika. Być może kilku graczy uwolniło się mentalnie, czują większą odpowiedzialność za zespół. Jak na razie przynosi to efekty.
Moi zawodnicy wiedzą, że nie oceniam ich przez pryzmat zdobytych punktów. Dla mnie liczy się ich praca na treningu, zaangażowanie, dopiero na końcu ich cyfry. To daje im większość pewność siebie. Wiedzą, że wyznacznikiem ich pracy jest wiele rzeczy, nie tylko punkty.
Czy Rod Camphor może być liderem Spójni?
Oczywiście. On w zeszłym sezonie w Turowie Zgorzelec brał na siebie ciężkie rzuty w ważnych momentach. Prowadził zespół, który awansował do playoff, więc na pewno może być naszym boiskowym liderem.
Kiedy możemy się spodziewać powrotu do gry Piotra Pamuły?
Plan był taki by wrócił na mecz z Anwilem Włocławek. Myślę jednak, że nie ma pośpiechu, ważne jest to by był gotowy na 100%. Na mecz z HydroTruckiem Radom powinien być już w składzie na pewno. Jego rehabilitacja przebiega prawidłowo, co mnie ogromnie cieszy. Ostatnio więcej grali Dawid Bręk, Shane Richards, Maciej Raczyński dał z siebie 200% jak zawsze. Jeden do jeden nie damy rady zastąpić Piotrka, dlatego ważne dla nas jest, by wrócił w pełni zdrowy.
Na jaką pozycję szuka Pan wzmocnień? Jakiego typu gracz trafi do Spójni?
Tak naprawdę, to przeglądałem graczy na każdą pozycje. Najchętniej zatrudnilibyśmy Polaka, patrzymy czy ktoś nagle się nie zwolni, teraz jest taki okres, gdzie ktoś może nie być zadowolony ze swojej roli, gdzieś pojawią się zaległości i jest okazja przechwycić gracza. To też kwestia tego, że kolejny zawodnik zagraniczny kosztować będzie nas 30 tysięcy, a przecież można to wydać na pensję.
Przy zatrudnianiu gracza zagranicznego nie możemy się pomylić. Wiadomo, że agenci przedstawiają każdego zawodnika jak Michaela Jordana, a potem parkiet wszystko weryfikuje. Nie szukam też gracza, który odmieniłby naszą grę, nabiłby statystyki i wyjechał. Interesuje mnie ktoś, kto wesprze ten zespół, ale nie przyćmi reszty.
Rozglądaliśmy za wysokim graczem, który mógłby grać na obu pozycjach podkoszowych. Można powiedzieć, że na ten moment w koszykówce można sobie radzić bez „topora” pod koszem, grając na piątce niższymi graczami, tak, jak to robi np. MKS czy Anwil. Myślę, że w przeciągu tygodnia wszystko się wyjaśni.
Grzegorz Szybieniecki, @gszyb
W takich butach finały NBA wygrywał Kevin Durant! >>