Odszedł Tim Duncan, ale San Antonio Spurs szybko zyskali nowego lidera. Kawhi Leonard nie pozostawia wątpliwości, że to teraz jego zespół.
Znasz się na koszu? – wygrywaj w zakładach! >>
Do NBA wszedł w 2011 roku, po cichu. Najpierw był specjalistą od obrony, potem jedną z najważniejszych opcji w ataku. Teraz wyrasta na lidera pod każdym względem, choć w zespole są przecież LaMarcus Aldridge i wciąż solidni weterani – Pau Gasol, Tony Parker, Manu Ginobili.
Początek sezonu 25-letni Leonard ma znakomity – w Oakland zdobył 35 punktów, w Sacramento 30. W dwóch meczach miał po 8 zbiórek i asyst oraz 10 przechwytów. Spurs oba spotkania oczywiście wygrali, a ich skrzydłowy szybko zaczął być wymieniany w gronie kandydatów do nagrody MVP.
Leonard robił w tych meczach wszystko to, do czego nas przyzwyczaił, ale jest pewna nowość – wiele akcji Spurs było granych na niego, pozostali gracze zbiegali na drugą stronę, by zrobić mu miejsce, co Gregg Popovich sugestywnie pokazywał np. w Sacramento.
Oczywiście Spurs Popovicha nigdy nie będą zespołem uzależnionym od jednego gracza – wymiana pozycji, mnogość podań, świetne rozrzucenie piłki po obwodzie wciąż będą znakami firmowymi. Ale piłka w rękach Leonarda będzie częściej, bo po prostu musi – żal byłoby nie wykorzystać takiej bestii.
Dlatego zanosi się na kolejny imponujący postęp w grze Leonarda, którego średnia punktowa rośnie przecież od debiutanckiego sezonu 2011/12: 7,9 – 11,9 – 12,8 – 16,5 – 21,2.
– On po prostu zaczyna mi mówić, co chce robić. Bierze piłkę, odsyła gracza stawiającego zasłonę. Decyduje, czy chce grać jeden na jednego, bardziej szuka też rzutów. Wie, że dostał zielone światło i to robi różnicę. Kawhi jest bardziej pewny siebie, bardziej agresywny i bardziej głodny punktów niż kiedyś – mówi Popovich.
Kawhi Leonard wymiata w takich butach – też możesz je mieć >>
ŁC