35,2 punktu, 8,4 zbiórki, 55 proc. trafionych rzutów – tak grał w finale KD, ale statystyki nie oddają jego roli. Nagrodę MVP przyznaliśmy mu praktycznie po dwóch meczach, w trzecim skrzydłowy Warriors dobił Cavs. Jego wpływ na przebieg rywalizacji był ogromny.

W takich butach błyszczy Kevin Durant – zobacz >>
38 punktów, 9 zbiórek i 8 asyst, pierwsza połowa pod znakiem sześciu efektownych wsadów – tak się dla niego ten finał zaczął.
Potem był występ doskonały także w obronie – w drugim spotkaniu Kevin Durant do 33 punktów dodał przecież 13 zbiórek, 5 bloków i 3 przechwyty.
A w trzecim meczu w Cleveland trafieniami w kluczowych momentach – m.in. trójką w kontrze sprzed LeBrona – praktycznie przesądził o wyniku finału.
https://www.youtube.com/watch?v=F80PTmRkRjI
Jego średnie z pięciu meczów: 35,2 punktu, 8,4 zbiórki, 5,4 asysty, 1,6 bloku, 1,0 przechwytu. KD trafił 55 proc. rzutów z gry, w tym 47 proc. trójek. Miał też 92 proc. z linii.
Do tego grał szalenie równo, świetnie w każdym meczu, nie miał żadnego słabego spotkania. Tylko sześciu graczy w historii zdobywało ponad 30 punktów w każdym meczu finału – byli nimi Elgin Baylor, Rick Barry, Michael Jordan, Hakeem Olajuwon i Shaquille O’Neal, a teraz dołączył do nich Durant.
Takiego gracza w takim zespole praktycznie nie można zatrzymać. Słyszeliście i widzieliście to tysiąc razy – gość o wzroście środkowego ze świetnym rzutem i dynamiką był wielką gwiazdą, zanim trafił do Warriors. U nich dostał mnóstwo swobody grając u boku innych znakomitych graczy – obrona nie mogła koncentrować się na nim, KD miał zdecydowanie więcej możliwości i miejsca na boisku.
W finale wykorzystał to wszystko znakomicie, doskonale lawirował między rolą lidera, który bierze na siebie ciężar gry, ale też potrafi czekać z boku, aż gra przyjdzie do niego. Sprawiał, zresztą nie tylko w finale, ale przez cały sezon, że obrona przeciwników była w kropce – jak, kogo i kiedy pilnować? Warriors świetnie to wykorzystywali grając zespołowo, podając sobie piłkę.
Przy słusznych zachwytach nad KD trzeba jednak podkreślić też doskonałą grę LeBrona Jamesa. „Król” miał średnie triple-double (33,6 punktu, 12,0 zbiórki oraz 10,0 asysty) i znów robił wszystko, co mógł. Momentami grał takim samym poziomie jak Durant, ale do triumfu Cavs nie poprowadził, bo nie miał takiego wsparcia jak KD.