PRAISE THE WEAR

Kim będzie w NBA Jeremy Sochan?

Kim będzie w NBA Jeremy Sochan?

Jeremy Sochan fot. Scott Wachter/PressFocus

Na hali gasną wszystkie światła. Zapala się pojedynczy reflektor oświetlający wbiegającą na parkiet dziewczynę z ogromną flagą. Charakterystyczny głos oznajmia:

AND NOW, FOR YOUR SAN ANTONIO SPURRRRRS! „Six-Nine Forward from Baylor, number 10, Jeremy SOCHAN”

Na boisku wybiega naładowany energią chłopak z charakterystyczną kolorową fryzurą. Jest Polakiem. Jest Anglikiem. Jest Amerykaninem. Jest obywatelem świata. Jego przeszłość i to jak grał, znamy już dość dobrze. Sam napisałem o tym ogromny tekst (https://www.postprime.pl/2022/06/22/kim-jest-i-kim-bedzie-jeremy-sochan/). Teraz, już dziś wieczorem zobaczymy go po raz pierwszy na parkietach najlepszej ligi świata. Jeszcze przed draftem napisałem tak o jego idealnym miejscu w NBA:

„San Antonio Spurs: Świetna, kameralna organizacja, która słynie z dobrego rozwoju graczy i uczenia ich rzutu oraz ma legendarnego trenera, Greg Popovicha, który jest jednocześnie liderem drużyny i nauczycielem życia dla młodych zawodników. Jeśli gdzieś zaczynać karierę w lidze, gdzieś dojrzewać życiowo, to San Antonio jest wciąż najlepszym do tego miejscem w lidze. Mimo że Spurs słyną z powolnego wprowadzania graczy do gry, wydaje się że Sochan miałby z miejsca dużą rolę jako silny skrzydłowy i rezerwowy, smallballowy center.”

Czy miałem choć trochę racji? Jak to wygląda parę miesięcy później?

Pora przyjrzeć się jego roli w San Antonio, temu jak powinien być wykorzystywany i jaką rolę wziął na siebie w preseason. Statystycznie nie wypadł okazale, ale też, co bardzo ważne przy analizowaniu jego gry, na razie wcale nie ma być zawodnikiem wypełniającym boxscore niesamowitymi statystykami. Średnio notował:

20 minut, 4.4 punktów, 4.6 zbiórki, 0.6 asysty, 0.6 przechwytu, 0.8 bloku, 0.8 straty, 2.8 fauli.

To wszystko przy bardzo słabych skutecznościach wynoszących:

– 31% z gry (9/29)

– 13.3% za 3 (2/15)

– 50% za 2 (7/14)

– 25% za 1 (rzuty wolne 2/8)

I chyba od rzutu Jeremy’ego musimy przy jego grze zacząć. Punkty i rzuty Sochana to są rzeczy o których teraz będzie najgłośniej, to w końcu najprostsze do zrozumienia statystyki gracza. Właśnie z powodu rzutów fani w Polsce zaczęli się martwić. Czy słusznie? Nie będę Was trzymał w napięciu: Nie.

Przy tak młodym zawodniku jak Sochan, wchodzącym do ligi grającej na zupełnie niespotykanym gdzie indziej poziomie intensywności, który co gorsza miał mieć największe problemy właśnie na linii rzutów wolnych i przy rzutach za 3, problemy ze skutecznością na starcie kariery są wręcz oczekiwane. Gdyby wyszedł na boisko w preseason, to wszyscy, wliczając w to jego rodziców i fanatycznie mu kibicującą babcię, byliby zaskoczeni. Takie rzeczy w NBA po prostu się nie zdarzają.

Dużo ważniejszy jest w tym przypadku rozkład rzutów Jeremy’ego i w jakich sytuacjach je oddaje niż to czy je trafia. Jeśli będzie wybierał „dobre” rzuty, jeśli będzie podejmował dobre decyzje na boisku, to prędzej czy później piłka zacznie znajdować drogę do obręczy. To jest filozofia NBA, to jest filozofia Gregga Popovicha. Zwłaszcza w tym, skazanym na porażki sezonie Spurs, nikt w San Antonio nie będzie się Jeremy’ego czepiał o pudła. Byle pudła wynikały z dobrych decyzji na boisku. I byle by te rzuty trenował niestrudzenie między meczami. Jeśli włoży odpowiednią ilość pracy na treningach, jeśli, tak jak niedawno mówił Marcin Gortat – kiedy ma być na treningu o 7 rano, już o 6:30 był spocony na hali, jeśli będzie słuchał się mądrzejszych od siebie, a na boisku rzucał wtedy kiedy ma rzucać… wtedy zacznie wpadać. To jest tak proste, tak nieskomplikowane.

Oczywiście, można się zagłębiać w poszczególne elementy techniki rzutu Sochana, ale tym w Spurs zajmują się już na pewno odpowiedni ludzie. Ludzie wyszkoleni i przygotowani do tej roli przez legendarnego Chipa Engellanda, który latem przeniósł się do Oklahomy. Dlatego myślę, że to jest coś co możemy zostawić w ich rękach.

Sam Jeremy ma sobie po prostu zapewnić największą możliwą szansę na trafienie rzutu, przygotowaniem na treningu, powtarzalnością ruchu, decyzją na boisku i odtworzeniem rutyny treningowej w warunkach meczowych. Na nic więcej nie ma wpływu, zmęczony, przy tak szybkiej grze i dobrych obronach w NBA, będzie czasem… ba! Często pudłował.

Tak jak pudłował w preseason. Jednak to jest naprawdę nieważne. Ważne że rzuty za trzy oddawał z czystych pozycji, że bardzo chętnie robił dodatkowo podanie do kolegi jeszcze lepiej ustawionego, ale jeśli piłka do niego wracała, nie bał się oddać rzutu, nie bał się pudła. Jesteś czysty i taką masz rolę – MUSISZ rzucić.

Zawodnicy którzy mimo, że powinni rzucać, regularnie przepuszczają ku temu dobre okazje, często w NBA niweczą cały wysiłek drużyny. Po chwili tracą pewność siebie na boisku, a zaraz potem partnerów. Na tak wysokim poziomie sportu pewność tego że zawodnik odda rzut i wykorzysta stworzoną mu okazję, jest być może nawet ważniejsze niż samo trafienie. Jasne, jeśli Jeremy latami nie będzie trafiał to ktoś go z tego w końcu rozliczy. Ale w preseason, czy nawet w całym pierwszym sezonie? Ważne żeby rzucał i ważne żeby nie bał się spudłować. Strach przed pudłem to w NBA realna rzecz. Śmiejemy się z odpuszczającego proste rzuty Bena Simmonsa nie przez pudła, a przez brak prób. Regularnie piętnujemy zawodników NBA którzy nie atakują kosza, bojąc się że zostaną sfaulowani a potem ośmieszą się na linii – przykładem znowu może być Ben Simmons. Ale może być też Isaac Okoro. Defensywny specjalista o profilu podobnym do Sochana. Jego kariera w Cleveland jest w tym momencie na zakręcie. Koledzy nie ufają mu w ataku, bo nie wierzą w to, że odda wypracowany mu rzut. On sam sobie nie wierzy, więc nie próbuje nadrobić braku trójki atakowaniem obręczy… bo nie chce po faulu męczyć się na linii osobistych. Stał się przez to bezużyteczny w ataku NBA i jego przydatności nie ratuje nawet bardzo dobra obrona jaką zapewnia. Traci minuty i jest powoli spychany na margines, powtarzając historię wielu takich graczy z przeszłości. A ilość prób Jeremy miał niezłą – 3 oddane trójki na średnio 20 minut to bardzo solidny jak na debiutanta wynik.

Drugą część jego ataku w preseason stanowiły rzuty za dwa. Oddał kilka jumperów z półdystansu, ale przede wszystkim atakował obręcz – po ścięciach, zbiórkach i dobitkach, po koźle i dwutakcie. W tych akcjach wyglądał w ataku najlepiej, pokazał kilka efektownych wsadów, wykończeń przy obręczy mimo kontaktu z obrońcą, wymusił kilka fauli. Wyglądało to bardzo obiecująco i Spurs w klasycznym dla siebie stylu prawdopodobnie poświęcą jego rzutom za dwa i przy obręczy bardzo dużo uwagi w najbliższych latach.

Dodajmy jeszcze do jego ataku jeden element, coś czego nie miał okazji aż tak często pokazywać w preseason, ale co wyraźnie zasygnalizował swoją grą: Sochan bardzo przytomnie podaje i dobrze czyta grę, ustawienie kolegów i obrońców. Wielokrotnie mimo swojej niezłej pozycji umiał znaleźć jeszcze lepiej ustawionego kolegę, wielokrotnie wyprowadzał kontrę Spurs szybkim długim podaniem. Nie pchał się na siłę do kreowania ataku drużyny jako kozłujący. Szybkie, rozsądne podania. Bez finezji, za to z dużą efektywnością.

W ataku trzymał się roli i ewidentnie wypełniał zadania powierzone mu przez trenera: rzucał kiedy miał ku temu pozycje, zbierał w ataku, ścinał bez piłki, nic nie forsował, chętnie dzielił się piłką. Niech to kontynuuje od pierwszego meczu, to Gregg Popovich go pokocha.

Obrona to zupełnie inna historia. Tam Jeremy nie ma być tylko trybikiem w maszynie Spurs. On ma być jej podstawą, fundamentem, osią. W pięciu meczach preseason Sochan miał okazję kryć już wszystkie pięć pozycji i wygląda na to, że Gregg Popovich szykuje go na krycie już teraz najlepszych skrzydłowych rywali oraz do roli rezerwowego centra w niskich ustawieniach. To co się zdecydowanie może podobać w obronie Jeremy’ego to dobra praca na nogach, bardzo aktywne ręce i duża energia.

Dzięki dobrej pracy na stopach, zwłaszcza na boki, znakomicie już teraz zmienia krycie w obronie, utrzymując przed sobą rozgrywających rywali po przejęciu ich w obronie pick and roll. To jak szybko i wysoko wychodzi do obrony tego typu zagrań, pozwala wierzyć że zaraz, podobnie jak to było w Baylor, zacznie być wykorzystywany do zakładania pułapek na rozgrywających i gwiazdy rywali, agresywnych podwojeń powyżej linii rzutu za 3 punkty. Dodatkowo widać jego wyczucie do bloków, przechwytów i dobry refleks przy przechwytach. Bardzo często kiedy kryje wyższego, grającego tyłem do koszem gracza, nie pozwala mu zająć pozycji, aktywnie walcząc na długo przed chwyceniem przez niego piłki, a w momencie podania wyskakuje mu zza pleców żeby odebrać mu piłkę. To zaangażowanie i energia w obronie będą trzymać go na boisku nawet kiedy w ataku nie będą wpadały rzuty.

To do czego można się przyczepić w obronie to coś co mógłbym dosłownie 1 do 1 przekleić z tekstu o nim przed draftem:

Syndrom ZA BARDZO:

„Jeremy czasem za bardzo chce, za dużo pracuje rękami przy rywalu i przez to łapie głupie faule.

Czasem zbyt agresywnie wychodzi do rotacji, za ostro robi close’out na mogącym oddać rzut rywalu i ten go łapie na wyprostowanych nogach, pędzie idącym w drugą stronę i jednym kozłem łatwo go mija, łamiąc pierwszą linię obrony.

Czasem za bardzo chce zabrać piłkę kozłującemu przeciwnikowi, sięga mu rękami w kozioł zamiast zadowolić się utrzymaniem go przed sobą i w konsekwencji dość regularnie jest łapany na efektowne crossovery, zwody w koźle… których w NBA będzie tylko więcej.

Dodatkowo, o czym wspominałem już przy profilu fizycznym – jest dużo szybszy na boki niż w płaszczyźnie przód tył i przez to jak już raz straci pozycję nad rywalem, nie jest w stanie go nadgonić i musi nadrabiać warunkami fizycznymi.  W NCAA to działało, w NBA, przy dużo wyższym poziomie umiejętności i atletyzmu rywali, raczej nie przejdzie.”

Po preseason można tu dodać jeszcze jeden akapit – walcząc o pozycję pod koszem i próbując wyskoczyć wysokiemu zza pleców, Jeremy’emu brakuje jeszcze doświadczenia. Za dużo pracuje rękami, za mocno nimi sięga zanim wyjdzie się przed rywalem, jest wręcz nadagresywny. Taka fizyczna, bardzo irytująca rywali obrona w najlepszym stylu Rona Artesta to coś co pozwoli mu zbudować markę w NBA, ale jednocześnie, zanim tę markę zbuduje i nie nauczy się niuansów tego na co pozwalają poszczególni sędziowie – będzie kończyło się mnóstwem przewinień. W preseason notował aż 5 fauli w przeliczeniu na 36 minut gry i wygląda na to, że nie tylko ograniczy to jego czas na boisku na początku sezonu dużo skuteczniej niż spudłowane rzuty, ale wręcz będziemy regularnie oglądać obrazki Sochana idącego na ławkę z 6 faulami na koncie.

Przy okazji fauli można dodać na plus, że Jeremy rzeczywiście szybko się uczy. W pierwszym meczu reagował na każdą pompkę, zwód pod koszem rywali i złapał w ten sposób kilka przewinień. W ostatnich spotkaniach preseason był już mniej elektryczny i choć w wyniku tego zablokował mniej rzutów, jego obrona mocno na tym zyskała.

Jego mocne i słabe strony opisaliśmy kiedyś w video, do którego obejrzenia serdecznie Was zapraszam, nie zestarzało się po preseason ani o jotę.

Trzeba na koniec podkreślić, że Sochan jest świetnym graczem teoretycznym w obecnej NBA. W preseason potwierdził wszystkie swoje zalety o jakich mówiliśmy przed jego przyjściem w NBA i pokazał że bezwzględnie słucha się trenera, zachowując przy tym swój naturalny swag, uśmiech i energię.
W obronie na ten moment przypomina bardziej atletyczną (ale na razie słabszą fizycznie i technicznie) wersję Rona Artesta, jego ciągły kontakt z rywalem, nękanie go w obronie to rzeczy które wyglądają jak przeklejone z taśmy Metta World Peace’a. Uczy się rotacji, jego zmiany krycia i energia już są chwalone przez Gregga Popovicha, a rola zadaniowca w ataku powinna pomóc mu się skoncentrować na rozwijaniu najbardziej potrzebnych ofensywnych narzędzi. Na plus jest też coś o czym do tej pory nie wspomniałem – o ile zbiórka w obronie to coś co w San Antonio robi się zespołowo, to w ataku Sochan w preseason zbierał po prostu świetnie notując prawie 3 zbiórki w ataku w przeliczeniu na 36 minut gry. To kolejna rzecz która powinna mu pomóc w utrzymaniu się na boisku i zdobywaniu łatwych punktów.
Broni dobrze. Walczy z werwą. Podaje mądrze. Ścina z głową. Zbiera świetnie. Myśli. Stara się. Słucha się. I tylko rzut nie wpada. Ale zacznie wpadać. Wygląda to szalenie obiecująco. Nasz nowy Polak w NBA. Jest się czym ekscytować!

Maciej Staszewski

Autor wpisu:

POLECANE

tagi

Aktualności

– Koszykówka to moja ucieczka od codzienności – przyznaje koszykarz Mateusz Bręk, u którego sukcesy sportowe w ostatnim czasie przeplatały się z trudnymi doświadczeniami poza parkietem. Kogo dziś widzi? – Po prostu chyba szczęśliwego człowieka, który cieszy się tym, że mógł spotkać się w kawiarni i porozmawiać o życiu – odparł, dodając później, że rozmowa ta była pewnego rodzaju formą terapii.

Zapisz się do newslettera

Bądź na bieżąco z wynikami i newsami