
fot. Marcin Mierzejewski
Ćwierćfinałów ciąg dalszy! King po świetnej pogoni w czwartej kwarcie objął prowadzenie w serii z Legią 1:0, rozwścieczył tym samym Christiana Vitala, który ewidentnie nie potrafił utrzymać nerwów na wodzy. Dziś przed rozpoczęciem drugiego starcia tej pary każdy był ciekawy – czy mistrzowie Polski obronią przewagę parkietu, czy lider “Legionistów” pokaże klasę i poniesie swój zespół do pierwszej wygranej w serii?
Powtórka z pierwszego meczu, gospodarze przez pierwsze minuty znów mieli problemy ze skutecznością i nie trafiali do kosza. Rywale zamykali im strefę podkoszową, pod samą obręczą podkoszowi rozdawali bloki. Tyle że z drugiej strony parkietu też nie zachwycali. Christian Vital chciał być już od pierwszego gwizdka bohaterem, ale spudłował trzy razy z dystansu. Kibice w Netto Arenie nie kryli zadowolenia z nieudanych prób gości, zwłaszcza Amerykanina.
Spora szansa stała przed ekipą Marka Popiołka już w pierwszej kwarcie, gdy po pięciu minutach Andy Mazurczak zszedł na ławkę rezerwowych z powodu dwóch przewinień. Żadnych korzyści jednak to nie przyniosło, szczecinianie z każdą kolejną minutą łapali wiatr w żagle, dobrze egzekwując założenia przedmeczowe. Inicjatywy jednak nie mieli, bo goście mogli dziś przy słabszej dyspozycji na początku meczu liderów liczyć na duet Kolenda & De Lattibeaudiere.
Dużo walki, dziś nie było bezpańskich piłek! Obie drużyny wiedziały, jak ważne jest każde posiadanie, nie tylko w kontekście pojedynczego meczu. Sędziowie kilka razy w samej pierwszej połowie byli zmuszeni odgwizdać piłkę sporną. Dodatkowo jedni i drudzy stosowali bardzo agresywną obronę. Z jednej strony trafić do kosza rywala nie było łatwo, z drugiej jednak bardzo szybko drużyny wykorzystywały limit fauli, przez co w drugiej kwarcie mieliśmy minifestiwal rzutów wolnych.
Dwaj najważniejsi zawodnicy obu ekip w pierwszej połowie byli całkowicie zamknięci. Christian Vital nie mógł się przełamać i miał 0 (!) punktów do przerwy, z kolei Andy Mazurczak z 4 “oczkami” wyłącznie z linii rzutów wolnych. Dzięki temu otwierały się pozycje pozostałym graczom, ponownie sporą wartością dodaną Kinga byli zawodnicy wychodzący z ławki – w pierwszym meczu zdobyli ponad połowę punktów zespołu (46 z 85), dziś ponownie – 45 z 80. To pokazuje moc i długość ławki tej drużyny.
22. minuta meczu, Christian Vital zdobywa dopiero pierwsze punkty w meczu – można to uznać za sukces obrony mistrzów Polski! Zmiana stron spowodowała, że tempo spotkania coraz bardziej spowalniało. Dłuższe rozgrywanie akcji, częstsze wykorzystywanie słabego powrotu rywali do obrony. Koszykarskie szachy! Obie drużyny czekały na potknięcie przeciwnika, choć tych było dziś naprawdę niewiele. Ale jednak się pojawiały, więcej po stronie gospodarzy.
Legia bardzo dobrze zastawiała deskę i biegała do kontrataków, za to koszykarze Kinga w ślimaczym tempie powracali pod swój kosz. Efekt? Świetna końcówka trzeciej odsłony w wykonaniu przyjezdnych zwieńczona serią 10:4 i 8 “oczek” zapasu przed decydującymi 10 minutami (60:52). I te znów były zmorą “Zielonych Kanonierów”! Szczecinianie, tak jak dwa dni temu, wrzucili wyższy bieg, a Avery Woodson z prawego 45 stopni ponownie trafił “trójkę” na remis. Ta seria powoli wyglądała na taką, jakby ktoś napisał przed jej rozpoczęciem scenariusz. Coś pięknego!
Goście otrząsnęli się po fantastycznej serii rywali, Christian Vital popisał się akcją 2+1, ale ponownie poniósł się emocjom. Za niepotrzebne dyskusje z arbitrami dostał faul techniczny, a sprawy w swoje ręce wziął jego starszy kolega z drużyny, Aric Holman – oburzony jego zachowaniem wziął go do siebie i wykrzyczał mu parę słów, próbując postawić go do pionu. Od tego czasu na parkiecie panowała nerwowa atmosfera w szeregach obu zespołów.
Bez serii punktowych i wielu skutecznych zagrań dogrywaliśmy ostatnie minuty regulaminowego czasu. “Legioniści” mieli sporo okazji do powiększenia przewagi, ale zawodnicy przegrywali wewnętrzną wojnę z własnymi myślami na linii rzutów wolnych. King, jako obrońca tytułu mistrzowskiego, nie mógł z takich niedociągnięć rywala nie skorzystać. Andy Mazurczak rozegrał końcówkę jak prawdziwy MVP – najpierw zaliczył asystę przy zagraniu 2+1 Przemysława Żołnierewicza, chwilę później sam dokonał identycznej akcji. Aby nie było mało, przy kolejnym posiadaniu wymusił faul Christiana Vitala i bezbłędnie wykorzystał dwa rzuty wolne.
Ostatnie sekundy były bardzo gorące! Zawodnicy ze Szczecina wykorzystywali rzuty wolne, ale i Legia, próbując odwrócić losy meczu, także trafiała do kosza. 6 sekund przed końcem Andy Mazurczak przestrzelił drugi rzut wolny przy stanie +3 dla szczecinian, rywale mieli jeszcze rzut na dogrywkę! Loren Jackson, w nieco desperackiej akcji trafił jedynie w “kijek” obręczy, a piłka poszybowała w górę, jednocześnie gdy syrena kończąca to spotkanie zawyła! Ekipa Arkadiusza Miłoszewskiego znów pokazała, aby nigdy nie lekceważyć serca mistrza, aby być czujnym przez całe 40 minut – szczecinianie jadą do Warszawy z wybronioną przewagą parkietu i potrzebą jednego zwycięstwa do awansu do półfinału. Aż przykro będzie dla bezstronnych kibiców, gdyby tak zacięta rywalizacja zakończyła się już po trzech meczach.
Szczecinianie znów zagrali koncertowo w czwartej odsłonie, wygrywając w niej aż 28:17. Andy Mazurczak pokazał klasę i poprowadził zespół do drugiej wygranej w serii, notując 19 punktów (15/18 (!) z linii rzutów wolnych). Fenomenalny był dziś ponownie Michale Kyser, znów ocierając się o double-double (18 punktów i 9 zbiórek) – w końcówce niemal każda piłka była jego. Pomimo że w ataku dziś nie brylował, niesamowite zawody rozegrał Zac Cuthbertson. Tak naprawdę można było powiedzieć – “zdobył tylko 4 punkty, słabo”. Ale te 13 arcyważnych zbiórek i zatrzymanie Christiana Vitala na 8 “oczkach” przy fatalnej skuteczności z gry (2/12, 17%)? Klasa!
Legia, przegrywając tak naprawdę dwie kwarty w dwóch meczach, wraca do domu z przymusem wygrania meczu, aby wciąż marzyć o mistrzostwie Polski. Teraz każde spotkanie będzie dla nich win or go home, nie ma miejsca na potknięcia! Dziś nad koszami latał Tyran de Lattibeaudiere, najlepszy strzelec drużyny z dorobkiem 16 punktów i 7 zbiórek. 15 “oczek” dorzucił Loren Jackson, jedno mniej Aric Holman. Zdobyli aż 23 punkty z szybkiego ataku, lecz finalnie na nic one się zdały. Odpowiadając na pytania sprzed meczu – tak, King obronił przewagę, i nie, Christian Vital nie wytrzymał ciśnienia i presji.