
David Jackson to koszykarz znany polskim kibicom, szczególnie tym ze Zgorzelca i okolic. W przeszłości reprezentował PGE Turów przez kilka sezonów, to znaczy: 2010/2011, 2011/2012, 2012/2013, a finalnie również 2016/2017. W Europie grał także na zapleczu francuskiej i włoskiej ekstraklasy.
W Suzuki 1. Lidze Mężczyzn tzw. “okienko transferowe” kończy się zdecydowanie wcześniej niż w Energa Basket Lidze, bo już w połowie stycznia. Krótko mówiąc – pierwszoligowe kluby mają niewiele czasu na ostatnie korekty w składach. Z tego powodu PGE Turów (jako zespół z dołu tabeli) musiał reagować. Rozstał się z Jakubem Ciemińskim, a podpisał kontrakt z Pawłem Krefftem oraz Davidem Jacksonem. I to właśnie ten ostatni jest kluczowy w całej sprawie.
36-letni Amerykanin dobitnie udowodnił, że wciąż potrafi grać w koszykówkę. Już w swoim pierwszym meczu zdobył 16 punktów, był drugim najlepszym strzelcem Turowa, a jego zespół sensacyjnie pokonał na wyjeździe GKS Tychy.
Cztery dni później Turów rywalizował z SKS-em Starogard Gdański. Zgorzelczanie przegrali to spotkanie po dogrywce, a w protokole meczowym zabrakło Davida Jacksona. Zresztą, prawdopodobnie nie pojawi się w nim już do końca sezonu. Dlaczego? Z odpowiedzią przychodzi sam klub.

Warto podkreślić, że ewentualna możliwość pozyskania obcokrajowca przez klub od początku była niepewna. W 2018 roku PGE Turów Zgorzelec upadł. Za sprawą wykupienia tzw. “dzikiej karty” występuje na parkietach pierwszoligowych, jednak mówi się, że to osobny, niezależny względem poprzedniego, twór. Najwyraźniej innego zdania jest FIBA, która zablokowała możliwość dalszych występów zagranicznych graczy w Zgorzelcu. A przynajmniej do czasu spłaty dotychczasowych zaległości. Klub odwołał się od tej decyzji, czekamy na rozwój sytuacji.