
fot. Andrzej Romanski / plk.pl
Energa Icon Sea Czarni Słupsk 83-89 Arriva Polski Cukier Toruń
Pierwsze spotkanie po wznowieniu rozgrywek to starcie Arriva Polskiego Cukru Toruń przeciwko zespołowi Energa Icon Sea Czarni Słupsk. Torunianie od początku meczu narzucili wysokie tempo, a świetna obrona i skuteczność w ataku pozwoliły im zbudować przewagę już w pierwszej kwarcie. Gospodarze, mimo trudności, wrócili do gry w drugiej odsłonie, głównie dzięki duetowi Alex Stein – Loren Jackson, który łącznie w całym spotkaniu zdobył 55 punktów.
Po przerwie Czarni jeszcze mocniej naciskali, momentami wychodząc na prowadzenie, jednak Torunianie szybko opanowali sytuację. Kluczowa okazała się szeroka rotacja zespołu gości – rezerwowi zdobyli aż 41 punktów, podczas gdy ławka gospodarzy nie wnosiła większego wsparcia. Najlepszym graczem Torunia był Abdul Malik Abu (19 pkt, 5 zb.), a swoje dołożyli też Viktor Gaddefors i Barret Benson.
W końcówce meczu Torunianie zachowali zimną krew, trafiając kluczowe rzuty wolne i kontrolując wynik. Mimo heroicznej postawy Steina (30 pkt) i Jacksona (25 pkt), gospodarze nie byli w stanie przełamać świetnie dysponowanej ekipy Srdana Suboticia. Zespół Polskiego Cukru pokazał, że jego forma rośnie, a zwycięstwo na trudnym terenie w Słupsku może być kolejnym krokiem w walce o czołowe lokaty w lidze.
PGE Start Lublin 91-74 Tauron GTK Gliwice
W drugim spotkaniu 19. kolejki Orlen Basket Ligi PGE Start Lublin podejmował u siebie GTK Gliwice. Początek meczu był wyrównany – obie drużyny grały spokojnie i uważnie w ofensywie, a po pierwszej kwarcie gospodarze prowadzili minimalnie 19-18. W drugiej odsłonie Start przyspieszył grę i narzucił rywalom swoje warunki. Skuteczna defensywa lublinian kierowana przez Ousmane Drame, utrudniła GTK zdobywanie punktów, a gospodarze wypracowali dziesięciopunktowe prowadzenie. Gliwiczanie próbowali odrabiać straty, głównie za sprawą Mario Ihringa, ale do przerwy to Start prowadził 40-37.
Po zmianie stron drużyna Wojciecha Kamińskiego całkowicie przejęła inicjatywę. Szybkie akcje, agresywna obrona i skuteczność w kontratakach sprawiły, że GTK zaczęło popełniać błędy i tracić rytm gry. Świetnie zaprezentował się Tyran De Lattibeaudiere, który zarówno w ataku, jak i obronie sprawiał rywalom duże problemy. Lublinianie zdobyli aż 35 punktów w trzeciej kwarcie i odskoczyli na 75-57, praktycznie rozstrzygając losy meczu.
W ostatniej odsłonie Start kontrolował przebieg gry, nie dając przeciwnikom szans na odrobienie strat. Tevin Brown dołożył kilka ważnych trafień, a GTK, mimo starań Ihringa, nie było w stanie zagrozić gospodarzom. Najlepsi w ekipie Startu byli Brown (20 pkt) i De Lattibeaudiere (19 pkt, 7 zb.), którzy poprowadzili swój zespół do efektownego zwycięstwa. GTK Gliwice, mimo zmiany trenera, ma jeszcze wiele do poprawy przed kolejnymi spotkaniami.
Dziki Warszawa 70-72 Legia Warszawa
Derby rządzą się swoimi prawami i nie inaczej było tym razem. Spotkanie Dzików Warszawa z Legią Warszawa od początku zapowiadało się jako emocjonujące widowisko, które miało dostarczyć kibicom wielu emocji. Pierwsza kwarta należała do Legii. Stołeczny zespół dwukrotnie trafił z dystansu, dzięki czemu odskoczył na kilka punktów przewagi. Legioniści grali zespołowo, co pozwoliło im kontrolować przebieg gry i stopniowo budować przewagę. Dziki Warszawa nie prezentowały najlepszej defensywy, co rywale skutecznie wykorzystywali. Pod koniec kwarty dobrą energię z ławki wniósł Dominik Grudziński, który swoją aktywnością dodał Legii dodatkowego impulsu. Po pierwszej kwarcie Legia prowadziła 25-17.
W drugiej kwarcie Dziki, prowadzone przez Krzysztofa Szablowskiego, wzięły się za odrabianie strat. Gospodarze poprawili grę w obronie i zaczęli przejmować inicjatywę, co pozwoliło im wyjść nawet na kilkupunktowe prowadzenie. Legia miała coraz większe problemy w ataku, a jej rytm został wyraźnie zatrzymany. Świetnie spisywał się Mateusz Szlachetka, który nie tylko zdobywał punkty, ale także skutecznie kreował grę kolegów, rozdając asysty. Po pierwszej połowie to Dziki prowadziły 38-37.
Druga połowa była niezwykle wyrównana. Jednak kluczowe okazały się ostatnie minuty spotkania. Na 4,5 minuty przed końcem spotkania Dziki prowadziły już dziesięcioma punktami, wydawało się, że mogą dowieźć to zwycięstwo do końca. Jednak wtedy warszawski zespół wziął się za odrabianie strat, a na parkiecie zaczął błyszczeć Kameron McGusty. To, co pokazał w ostatnich minutach, było prawdziwym show. Kameron poprowadził Legię do serii 12-0, a sam zamknął mecz celnym trafieniem, zapewniając swojej drużynie zwycięstwo. Legia ostatecznie wygrała z Dzikami 72-70.
Debiut trenera Heiko Rannuli można uznać za udany – jego zespół zakończył mecz triumfem. W zespole Dzików świetnie spisywał się Janari Jõesaar, który zdobył 16 punktów i dodał 11 zbiórek, osiągając tym samym double-double. Mimo jego dobrej gry, trener Krzysztof Szablowski nie potrafił znaleźć odpowiedzi na fenomenalne zagrania McGusty’ego i Dziki ostatecznie musiały uznać wyższość ekipy gości.
PGE Spójnia Stargard 68-83 Anwil Włocławek
Ekipa Andreja Urlepa miała jeden cel przed tym spotkaniem – przerwać serię domowych porażek trwającą od 4 stycznia. Mecz rozpoczął się w szybkim tempem, a pierwsze punkty zdobył Michał Michalak. Debiutujący w zespole gospodarzy Malik Johnson świetnie zaczął, zdobywając 7 punktów w pierwsze dwie minuty. Po początkowych problemach z faulami, Spójnia zdołała wyrównać stan meczu, a pierwszą kwartę zakończono wynikiem 22-22.
W drugiej kwarcie Spójnia wróciła do swojej gry podkoszowej, jednak Anwil szybko odzyskał prowadzenie dzięki skutecznym trójkom Turnera i Taylora. Problemy z faulami i stratami gospodarzy umożliwiły gościom uzyskanie dziesięciopunktowej przewagi. Na przerwę Anwil schodził prowadząc 44-35.
Trzecia kwarta to dominacja Anwilu, który powiększył przewagę do 24. punktów. Spójnia przez 28 minut trafiła tylko jedną trójkę i popełniła aż siedem strat. Goście w trzeciej kwarcie zdobyli aż 25 punktów, co pokazuje, jak duży ofensywny potencjał drzemie w tym składzie. Ostatnia kwarta była już tylko formalnością. Mimo prób Spójni, Anwil do końca utrzymał kontrolę nad tym spotkaniem. Gospodarze nie byli w stanie zagrozić gościom, a ostatecznie Anwil wygrał 83-68. Trener Selcuk Ernak umiejętnie rotował składem, by każdego zawodnika wykorzystać optymalnie. Praktycznie każdy z zawodników, który pojawił się na boisku spędził minimum 10 minut. Wyjątkiem jest Bartosz Łazarski, który tego dnia spędził na parkiecie 54 sekundy. Najwięcej punktów dla ekipy z Włocławka trafił Ryan Taylor (15 punktów), ale dołożył także 5 zbiórek. W zespole Spójni najlepiej zagrał Luther Muhammad, który zdobył 21 punktów. Udany debiut zaliczył także Malik Johnson (19 punktów, 5 asyst).
AMW Arka Gdynia 81-95 MKS Dąbrowa Górnicza
Pierwsza połowa spotkania pomiędzy Arką Gdynia a MKS Dąbrową była niezwykle wyrównana. Zarówno gospodarze, jak i goście toczyły zacięte spotkanie nie pozwalając rywalowi na wypracowanie większej przewagi. Dobre przebłyski w pierwszej połowie mieli Łukasz Kolenda oraz Stefan Djordjević, którzy napędzali ofensywę gospodarzy. Z kolei w drużynie gości prym wiódł Cobe Lee Williams. Debiutujący zawodnik świetnie wpasował się w zespół i od samego początku imponował efektowną grą, robiąc prawdziwe show. Jego dynamiczne wejścia i pewna ręka sprawiły, że MKS nie odstępował rywalom na krok. Mecz od początku stał pod znakiem ofensywy. Defensywa nie odgrywała tu kluczowej roli. Obie drużyny skupiły się na ataku, a twarda gra w obronie pojawiała się jedynie momentami. Po dwóch kwartach na tablicy wyników widniał remis 46-46.
Im dalej w mecz, tym zespół z Dąbrowy Górniczej zaczął przyciskać drużynę z Gdyni. Arka miała coraz większe trudności z budowaniem swoich akcji w ataku, co skrzętnie wykorzystywali zawodnicy gości. Ostatecznie przed ostatnią kwartą goście prowadzili 70-66. Arka w ostatnią kwartę weszła z przytupem – w błyskawicznym tempie wyszła na dwupunktowe prowadzenie po punktach Jakuba Szumerta. Jednak goście szybko odrobili straty i zaczęli budować własną przewagę, która stopniowo rosła. W kluczowych momentach tej kwarty punktowali Mattias Markusson oraz nowy nabytek MKS-u, Cobe Lee Williams. To głównie ich duet przesądził o zwycięstwie gości z Dąbrowy Górniczej.
Zawodnicy Arki grali zbyt statycznie, nie potrafili wykreować sobie przewagi, a to zemściło się w ostatniej części spotkania. MKS przycisnął, przejął inicjatywę i osiągnął zasłużone zwycięstwo 95-81. Trener gospodarzy, Nikola Vasilev, na pewno będzie musiał wyciągnąć wnioski z tego spotkania, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że jego ławka rezerwowych przez cały mecz zdobyła tylko 6 punktów. Najskuteczniejszym zawodnikiem Arki był Łukasz Kolenda, który zdobył 20 punktów i dorzucił 7 asyst. Po stronie gości rewelacyjnie w swoim debiucie spisał się Cobe Lee Williams. Zaliczył 35 punktów, 4 zbiórki i 4 asysty, a jego osiem celnych rzutów za trzy punkty sprawiło, że był tego dnia po prostu nie do zatrzymania.
Orlen Zastal Zielona Góra 70-74 Górnik Zamek Książ Wałbrzych
Górnik Wałbrzych do Zielonej Góry przyjechał z ogromnym wsparcie swoich kibiców, którzy w pokaźnej liczbie stawili się w Hali CRS. Kibice Zastalu również dopisali, dzięki czemu czekało nas fascynujące spotkanie już od pierwszych minut. Pierwsza kwarta należała do Zastalu, który od początku narzucił swój rytm. Artur Łabinowicz trafił za trzy oraz zdobył punkty efektownym layupem, a gospodarze systematycznie budowali przewagę. Górnik miał problemy ze skutecznością, a po dziesięciu minutach Zastal prowadził 21-14.
Druga kwarta przyniosła zmianę obrazu gry – Górnik poprawił obronę i przyspieszył w ataku. Wałbrzyszanie zaczęli wykorzystywać swoje przewagi fizyczne, co pozwoliło im stopniowo zmniejszać stratę. Po wsadzie Ikeona Smitha Zastal prowadził już tylko 24-23, co zmusiło trenera Vladimira Jovanovicia do wzięcia czasu. W kolejnych minutach mecz stał się bardziej ofensywny, ale to Górnik wygrał tę kwartę 23-22, a na przerwę schodził, przegrywając 37-43.
Po zmianie stron Górnik wyszedł jeszcze bardziej zmotywowany. Dariusz Wyka od początku trzeciej kwarty napędzał atak swojej drużyny, a szybkie akcje gości pozwoliły im wyjść na prowadzenie 50-49 na dwie minuty przed końcem tej odsłony. Jednak błędy w ataku i straty kosztowały ich utratę przewagi. Zastal wykorzystał chaos w grze Górnika i ponownie odskoczył. Kluczowy był rzut za trzy o tablicę Kellana Grady’ego na koniec kwarty, który dał gospodarzom prowadzenie 61-55.
Ostatnia kwarta była pełna emocji. Górnik błyskawicznie zmniejszył stratę i na sześć minut przed końcem przegrywał już tylko jednym punktem (64-63). W kolejnych minutach drużyna trenera Andrzeja Adamka dominowała pod koszem, notując kilka kluczowych bloków i wymuszając straty rywali. Dariusz Wyka był nie do zatrzymania – walczył na tablicach i trafiał w ważnych momentach. Minutę przed końcem Górnik prowadził trzema punktami, co zmusiło trenera Zastalu do przerwy na żądanie. Gospodarze walczyli do końca, ale to Toddrick Gotcher trafił najważniejszy rzut – trójkę, która przypieczętowała zwycięstwo wałbrzyszan 74-70. Górnik triumfował, pomimo aż siedemnastu strat i tylko pięciu trafionych trójek. Bohaterem spotkania był Dariusz Wyka, który zaliczył fenomenalne double-double – 21 punktów i 16 zbiórek. W Zastalu najlepszym zawodnikiem był Ty Charles Nichols, który zdobył 15 punktów oraz dołożył 4 zbiórki i 4 asysty.
Tasomix Rosiek Stal Ostrów Wielkopolski 95-82 Trefl Sopot
Ostatnie niedzielne spotkanie przyniosło małą niespodziankę. Mecz pomiędzy Stalą Ostrów a Treflem rozpoczął się od problemów dla gospodarzy – drużyna Andrzeja Urbana zanotowała kilka strat. Tymczasem, Aaron Best z Trefla otworzył spotkanie dwoma celnych trójkami, a goście objęli pięciopunktowe prowadzenie. Mimo to, Stal nie dała się zdominować i szybko odzyskała równowagę. Dzięki walecznej grze, zmniejszyła stratę i do końca pierwszej kwarty trzymała się w meczu na wyrównanym poziomie kończąc ją remisem 24-24. W tym czasie Trefl imponował skutecznością rzutów za trzy (5/10) i zbiórkami w ataku, ale oba zespoły zmagały się z brakiem pełnych składów, co wpływało na tempo gry.
W drugiej kwarcie Stal wyszła na prowadzenie, przede wszystkim dzięki dobrej grze pod koszem i dynamicznym przechwytom, które pozwoliły im osiągnąć kilkupunktową przewagę. Trener Trefla musiał wziąć czas, aby uspokoić zespół. Po przerwie na żądanie goście zaczęli grać bardziej skoncentrowani i zanotowali serię 11-0, co pozwoliło im odzyskać kontrolę nad meczem. Stal zmagała się z problemami w ataku, co Trefl bardzo dobrze wykorzystywał, kończąc pierwszą połowę prowadzniem 51-47.
Po przerwie Stal zaczęła drugą połowę bardzo dobrze. Początkowo gra była wyrównana, jednak to Paxson Wojcik przejął inicjatywę, trafiając kolejne rzuty i prowadząc Stal na kilkupunktowe prowadzenie. Jego świetna postawa i doskonała współpraca z kolegami z drużyny pozwoliły gospodarzom budować przewagę. Mimo to, Trefl, który miał w swoich szeregach Marcusa Weathersa, utrzymywał się w grze dzięki solidnej obronie, zwłaszcza w strefie podkoszowej. Stal zdominowała jednak drugą połowę, a ich przewaga urosła nawet do czternastu punktów. Dobre akcje zespołowe i świetna defensywa pozwoliły gospodarzom kontrolować przebieg meczu. W końcówce spotkania Stal miała trudności, gdy Wojcik musiał opuścić boisko po osiągnięciu limitu fauli. Jednak pomimo tej straty, drużyna utrzymała przewagę, a kluczowe rzuty, w tym efektowny rzut z półdystansu Vene’a, oraz ostatnie punkty Mateusza Zębskiego, pozwoliły Stali zakończyć mecz zwycięstwem 95-82. Najlepiej w zespole Stali zagrał Paxson Wojcik (25 punktów, 9 asyst). Po stronie Trefla najlepszy mecz rozegrał Aaron Best, który zdobył 24 punkty.
King Szczecin 81-102 WKS Śląsk Wrocław
WKS Śląsk Wrocław odniósł pewne zwycięstwo nad Kingiem Szczecin 102-81, prezentując skuteczną grę przez całe spotkanie. Szczecinianie od początku starali się budować swoje akcje na rzutach z dystansu, ale ich skuteczność zza łuku pozostawiała wiele do życzenia (zaledwie 23 proc.). Wtenczas Śląsk znakomicie wykorzystywał swoją przewagę pod koszem, gdzie Emmanuel Nzekwesi był nie do zatrzymania. Dominował zarówno w akcjach pod obręczą, jak i rzutach z półdystansu, a nawet udało mu się trafić za trzy, sprawiając ogromne problemy defensywie gospodarzy. Po dwóch kwartach to wrocławianie mieli wyraźną przewagę i schodzili do szatni z prowadzeniem 57-47.
Druga połowa rozpoczęła się pod dyktando Śląska, który konsekwentnie powiększał przewagę. King próbował zmienić swoją taktykę, szukając więcej akcji bliżej kosza, ale brak skuteczności wciąż ich ograniczał. W ataku wyróżniał się Jovan Novak, który świetnie kreował sytuacje kolegom, notując aż 9 asyst do końca trzeciej kwarty. Gospodarze mieli moment przebudzenia w ostatniej odsłonie, gdy ich rzuty z dystansu zaczęły wreszcie wpadać. Dzięki skuteczności Nicholsona i Meiera King zmniejszył stratę z 17. do 7. punktów, ale na więcej nie pozwolili rywale. Śląsk odpowiedział w kluczowych momentach – Waczyński, Davis i Senglin trafiali ważne rzuty, nie dając przeciwnikom szans na dogonienie wyniku.
Dzięki konsekwentnej grze w ataku i żelaznej odporności na próby powrotu Kinga, Śląsk pewnie odniósł zwycięstwo różnicą 21. punktów. Skuteczność i spokój w kluczowych momentach pozwoliły wrocławianom kontrolować całe spotkanie i wywieźć ze Szczecina cenne zwycięstwo 102-81.