Kings – bez większej niespodzianki – udało się dojść do porozumienia w kwestii nowego kontraktu z Harrisonem Barnesem. Ruch ten, mimo 4-letniej umowy wartej 85 mln $, nie musi wcale okazać się wielkim obciążeniem dla drużyny z Sacramento.

DOŁĄCZ DO GRY I ODBIERZ DARMOWY ZAKŁAD 50 ZŁOTYCH! >>
Dla tych, którzy śledzili doniesienia dziennikarzy z Sacramento przedłużenie kontraktu z Harrisonem Barnesem – a pierw jego odstąpienie od ostatniego roku poprzedniej umowy – nie powinno być wielkim zaskoczeniem.
Barnes całkiem nieźle wkomponował się do młodego składu Kings, sprawdzając się znakomicie przede wszystkim jako rozciągający grę strzelec – po transferze do drużyny ze stolicy Kalifornii 27-letni skrzydłowy trafiał 41% rzutów za 3 i zdobywał najwięcej punktów na posiadanie w zespole w statycznych sytuacjach (spot-up). Świetnie radził sobie także w kontrach i izolacjach, mimo że tych ostatnich akcji pojawiało się nieco mniej niż w Dallas.
W 28 rozegranych dla Kings meczach rola Barnesa na piłce ogółem trochę spadła, lecz ten pomógł drużynie przede wszystkim w tych aspektach, w których powiedzmy był najbardziej potrzebny. I choć po części wynikało to po prostu z braku zasobów na pozycji uniwersalnego niskiego skrzydłowego, to były mistrz NBA z Warriors obiecująco uzupełnił luki klubu budowanego przez Vlade Divaca.
Efektywna gra po obu stronach parkietu przełożyła się na to, że podopieczni jeszcze wtedy Dave’a Joergera byli lepsi z Barnesem na parkiecie o dobre 4,8 punktu na 100 posiadań.
Niemniej, mimo tych kilku wartościowych liczb, Barnes w żadnym wypadku nie jest gwiazdą – nie jest też zawodnikiem z pogranicza, by takową się stać lub choćby elitarnym graczem zadaniowym, który dla jednej drużyny byłby o wiele bardziej wartościowy niż dla innej. Skrzydłowy to solidny wyrobnik, który otrzymał właśnie czteroletni kontrakt, opiewający na 85 mln $. Spychając jednak na dalszy plan, czy 27-latek na tak wysoką sumę zasługuje, to konstrukcja tej umowy sprawia, że wbrew pozorom ta nie powinna w przyszłości aż tak bardzo ograniczać zespołu. Sprawdźmy dlaczego.
Zacznijmy pierw od tego, że liczba kontraktów maksymalnych – w najkorzystniejszym wariancie, dla pierwszych przedłużeń, zajmujących 25% salary cap – lub bliskich maksymalnej sumy jest zwyczajnie ograniczona, bez wchodzenia w podatek od luksusu.
W sporym uproszczeniu takich umów jedna drużyna może mieć trzy, ewentualnie przy pewnych odstępstwach poszczególnych graczy cztery, dlatego należy szczególnie uważać na kogo te środki się wydaje, jako że są one szczególnie cenne. Jedna zła decyzja hamuje nie tylko sufit zespołu, ale też zwiększa presję na konstruujących skład, aby trafić z pozostałymi dwoma wyborami, którym klub postanowiłby zaoferować umowy bliskie maksymalnych – zmniejsza się zwyczajnie margines na pomyłkę.
Więc czemu Kings z Barnesem nie wpasowują się koniecznie w tę definicję?
Divacovi i jego współpracownikom udało się uniknąć delikatnej kraksy poprzez wynegocjowanie kontraktu z 27-latkiem, który z każdym rokiem ma spadać. Zatem Barnes w najbliższych czterech latach zarobi kolejno 23,5, 22, 20,5 i 19 mln $. Te 19 mln $ w czwartym roku kontraktu w przybliżeniu ma stanowić – według Sama Amicka z „The Athletic” –14% salary cap.
W przypadku rosnącej umowy płaca Barnesa w ostatnim sezonie wynosiłaby już 18% (co i tak wynikałoby głównie z podnoszącego się co sezon, bardzo sprzyjającego, pułapu płac – salary cap w sezonie 2022/23 zapowiadane jest na nieco ponad 131 mln $, gdy na nadchodzący sezon będzie wynosiło około 109 mln $).
Stąd też skrzydłowy najwięcej zarobi na początku swojej umowy, jeszcze przed wysokimi przedłużeniami dla najważniejszych jednostek ekipy z Sacramento – Buddy’ego Hielda i De’Aarona Foxa. To w przyszłości otworzy więcej środków do przeznaczenia na innych graczy – Barnes nie będzie wtedy tym zawodnikiem, którego kontrakt zjadałby zbyt wysoki % z salary cap.
Dzięki temu pojawia się nadzieja, że Kings w przyszłości zdołają lepiej spożytkować zaoszczędzone środki, a Barnes nie będzie blokował miejsca, by do duetu dynamicznych obwodowych dokooptować lepszą trzecią opcję niż on sam. Po prostu będzie na nią miejsce, co w mniej sprzyjających okolicznościach mogłoby nie być możliwe.
Łukasz Woźny, @l_wozny, Blog Autora na Facebooku znajdziesz TUTAJ >>