fot. Wojciech Cebula / WKS Śląsk Wrocław
Zacznijmy od nieobecności. Już na początku spotkania usłyszeliśmy z ust komentatorów, że nazwiska Jakuba Nizioła i Michała Chylińskiego pojawiają się w protokole meczowym, jednak najprawdopodobniej obaj nie pojawią się na parkiecie. Tak też było.
Okazało się, że pierwsze minuty adekwatnie zapowiedziały widzom, czego mogą spodziewać się później. Było ofensywnie, było intensywnie, było widowiskowo. Były też niespodzianki, bo tak należy określić Krzysztofa Sulimę trafiającego zza łuku. Najpierw faktycznie obrońca zostawił mu sporo miejsca, jednak przy drugiej próbie nie był już tak lekceważony, a i tak trafił. Dwie trójki Krzysztofa Sulimy w trakcie niecałych dwóch minut!
Gdy za “Żubra” wszedł Nemanja Durisić, Stal zaczęła wyciągać środkowych Śląska daleko od obręczy. Czarnogórzec, szczególnie wobec wolnego Białorusina, miał świetnie działające rozwiązania w postaci albo minięcia, albo próby z dystansu.
Co jeszcze działo się podczas pierwszej połowy, którą wrocławianie wygrali 49:46? Na pewno trzeba wyróżnić Marka Klassena i Angela Nuneza. Ten drugi rzucał nietypowo, bardzo wysoko, ale zarazem celnie. Z kolei pierwszy punktował, ale przede wszystkim pomagał kolegom za sprawą asyst.
Po zmianie stron przypomniał o sobie Ojars Silins, trafiając dwie trójki. W jego przypadku akurat trudno o pochwałę za poniedziałkowy występ. Poderwał kibiców Stali po tych dwóch udanych akcjach, ale finalnie okazało się, że to były jego jedyne dobre ofensywne zagrania w tym meczu. W pozostałych mylił się.
Co dalej? Zaczęło iskrzyć na linii Klassen – Brembly, choć raczej w sportowym tonie. Kanadyjczyk w końcu jednak musiał opuścić parkiet, bo miał problemy z kostką. Fani WKS-u mogli jednak odetchnąć, bo podstawowy rozgrywający Śląska wrócił jeszcze do gry. Jednak gdy go brakowało, swoją szansę dostał Aleksander Wiśniewski. I spokojnie można powiedzieć, że ją wykorzystał!
Temat różnicy punktowej celowo pozostawiliśmy aż do tego fragmentu. Gdy ruszała czwarta kwarta, był remis – 66:66. Wcześniej z kolei nie doszło choćby przez moment do sytuacji, gdy przewaga którejś drużyny składałaby się z dwóch cyfr. Ale przecież trzeba kiedyś odskoczyć! Tak było w przypadku gospodarzy, którzy po akcji 2+1 Mileticia prowadzili już 81:72, gdy do końca pozostało niecałe sześć minut.
Stal jednak odpowiedziała w kapitalny sposób i dwoma akcjami zmniejszyła stratę do czterech oczek. Miało to swoje znaczenie nie tylko pod względem liczby zdobytych punktów, ale i w sferze mentalnej. Dało się odczuć, że ostrowianie są naładowani, są w grze o zwycięstwo, nie zwątpili.
To potwierdziło się przede wszystkim na około trzy minuty przed końcem. Śląsk wygrywał 89:79, a Stal… rozpoczęła swoją serię. Tak, 10:0! Najpierw Durisić z linii rzutów wolnych, a potem z dystansu kolejno: Beliauskas, Beliauskas oraz Gielo. Remis, dogrywka!
Emocje były ogromne, a wraz z początkiem dodatkowych pięciu minut w żaden sposób nie opadły. Koszykarze obu ekip tworzyli świetne widowisko. Na początku Stal pozostawała w grze, z czasem Śląsk zaczął ponownie odskakiwać. Na 66 sekund przed końcem gospodarze prowadzili 100:93, ale podczas tego spotkania widzieliśmy już tak szalone (a zarazem celne!) rzuty, że chyba nikt nie sądził, że jest “po” meczu. Niedługo później na linię rzutów wolnych powędrował David Brembly, natomiast nie wykorzystał żadnej z prób. Sytuacja zrobiła się dla Stali jeszcze trudniejsza, aż w końcu wybrzmiała syrena końcowa. 103:95 na korzyść Śląska Wrocław!
Wśród zwycięzców dwóch koszykarzy zanotowało double-double. To Marek Klassen (17 punktów, 11 asyst) oraz Dusan Miletić (22 punkty, 11 zbiórek). Wśród przyjezdnych warto szczególnie wyróżnić Layrunasa Beliauskasa (25 oczek, 6 asyst) oraz Tomasza Gielo (21 oczek, 9 zbiórek). A na koniec – słowa uznania dla obu zespołów, ale i kibiców, którzy stworzyli tę atmosferę. Świetne spotkanie!