Wychowanek Śląska Wrocław był bohaterem Siarki w zwycięskim meczu w Szczecinie. Ale nie myślcie, że 21 punktów to dla niego jakiś wyjątkowy wyczyn…
Znasz się na koszu? – wygrywaj w zakładach! >>
W środę Siarka sprawiła jedną z największych sensacji w tym sezonie – pojechała do Szczecina bez kierownika drużyny, masażysty oraz tłumacza, a za to z bilansem 0-7. I wygrała 84:76!
21 punktów zdobył Krzysztof Jakóbczyk. To on trafił też kluczowe rzuty – dwie trójki z rzędu, które zmieniły wynik z 71:74 na 77:74 dla Siarki. Potem blisko 30-letni gracz dorzucił jeszcze dwa wolne.
Siarka wygrała! To tak rzadkie, że warto to powtórzyć.
– Dzięki, dzięki za gratulacje – mówił trochę jeszcze zaspanym głosem Jakóbczyk, gdy zadzwoniłem do niego w czwartek rano. – Nie, nie obudziłeś mnie. Dopiero po 8 dojechaliśmy do domu, cały dzień i tak będzie rozwalony.
Jakieś drobne świętowanie po drodze? – No, wesoło było. Ale u nas zawsze jest wesoło. Siarka to klub inny niż wszystkie, cały czas coś cię zaskakuje – zaśmiał się Jakóbczyk, który 3 grudnia skończy 30 lat.
A potem wcale się nie zgodził, że rozegrał najlepszy mecz w karierze. – W trakcie gry wcale nie czułem się jakoś specjalnie dobrze, po prostu trafiłem ważne rzuty w końcówce. Na pewno lepiej mi się grało w meczu telewizyjnym z Toruniem, ale wtedy nie mieliśmy dwóch graczy z obecnego składu, no i rywal był lepszy. Stąd gorszy wynik.
O najlepszy mecz pytałem, bo Jakóbczyk był najlepszym strzelcem w wygranym spotkaniu PLK. Jeśli chodzi o rekordy, to wiadomo, że w niższych ligach często bywało lepiej – siedem lat temu, w wyjazdowym meczu z rezerwami Asseco Prokomu, Jakóbczyk rzucił aż 44 punkty!
W spotkaniu, które jego Górnik Wałbrzych przegrał 114:118 po dogrywce, miał 17/29 z gry, w tym 8 na 15 za trzy i, co ciekawe, tylko 2/7 z wolnych. W trakcie 42 minut na boisku zaliczył też 6 zbiórek i 7 asyst.
– To rekord ligowy, ale w rozgrywkach uniwersyteckich rzuciłem kiedyś 129 punktów – śmieje się Jakóbczyk. – Nie pamiętam już dokładnie, to był chyba finał ligi akademickiej we Wrocławiu, ja grałem w AWF. Zacząłem od 20 punktów z rzędu i koledzy stwierdzili, że będą mi podawać. No i dobiłem do 129, a w ostatnich trzech minutach już tylko podawałem. Wygraliśmy jakoś strasznie wysoko – wspomina gracz Siarki.
Wychowanek Śląska Wrocław, trzykrotny medalista młodzieżowych mistrzostw Polski, w 2005 roku zdobył złoto w rozgrywkach juniorów starszych. Grał wówczas w świetnym zespole z m.in. Kamilem Chanasem, Adrianem Mroczkiem-Truskowskim, Piotrem Hałasem, Karolem Szpyrką, Tomaszem Prostakiem, Tomaszem Stępniem.
Gdy wyjechał z Wrocławia, grał w Tarnowie Podgórnym, Kłodzku, Wałbrzychu, Inowrocławiu, Kutnie i, ostatnio, w Łańcucie. Z Polfarmeksem awansował do PLK i zadebiutował w niej w sezonie 2014/15 – w 21 meczach grał średnio po 14 minut, rzucał po 3,1 punktu.
I oczywiście nie był zadowolony. – W swoim pierwszym sezonie w ekstraklasie nie byłem w formie. Ale jak grasz wiele lat, to czasem tak bywa, zdarza się dołek. Z czasem zostałem przesunięty na koniec ławki, choć wcale nie czułem się gorszy od kolegów.
W tym sezonie w ośmiu meczach Jakóbczyk rzucał średnio po 12,5 punktu, trafiał 45 proc. trójek. Na boisku spędza po 31 minut.
– W Siarce gra się łatwiej, po prostu. Minuty i zaufanie od trenera robią swoje. Choć z drugiej strony ja wcale nie uważam się za anonimowego gracza, który przyszedł nie wiadomo skąd i nagle zaskakuje. Ileś lat już gram na solidnym poziomie, wyrobiłem sobie nazwisko, jestem też w dobrej formie.
Jaka jest ta Siarka, którą często traktujemy pół serio? – Presja w Tarnobrzegu na pewno jest mniejsza niż w innych zespołach, podobnie jak pieniądze. Ale co ma być, to jest, nie narzekamy, gramy w koszykówkę. Atmosfera jest dobra i jak mówiłem, jest wesoło.
– Jest to klub specyficzny, trochę inny niż wszystkie. Ale np. to, że Zbigniew Pyszniak jest i trenerem, i prezesem, to akurat dobra sytuacja, bo nikt nad nim nie stoi i trener nie boi się, ma swobodę działania. To dla drużyny dobre – uważa Jakóbczyk.
– Niektórzy zarzucają trenerowi brak kompetencji, ale to wcale nie jest przypadkowy człowiek. Ma ogromne doświadczenie z boiska, ogromne. Kieruje się wyczuciem, a ono też jest wielkie. Brakuje mi w polskiej koszykówce takich ludzi jak Zbigniew Pyszniak – byłych koszykarzy z wielkim doświadczeniem. W wielu krajach oni rządzą federacjami lub prowadzą najlepsze drużyny. A u nas nie ma ich wielu, szkoda.
Siarka po wygranej w Szczecinie ma bilans 1-7 i z ostatniego miejsca awansowała na przedostatnie, wciąż spadkowe. – Utrzymanie? Szczerze powiem – nie rozmawiamy o tym w szatni. Naprawdę, minęło dopiero osiem kolejek, przed nami jeszcze trzy razy tyle. Liczenie punktów i kalkulacje zaczną się w lutym, marcu. Na razie bierzemy każdy mecz po kolei i naprawdę chcemy wygrywać.
– Serio, uważam, że wcale nie mamy złego zespołu. Orientuję się, kto ile wydaje na zawodników i wiem, że za te pieniądze, które są w Siarce, mamy dobrą drużynę. I wiesz co, stać nas na lepszą grę. Nie tylko na walkę o utrzymanie, ale nawet o środek tabeli – mówi Krzysztof Jakóbczyk.
NBA, Euroliga, PLK – typuj wyniki i wygrywaj >>
Łukasz Cegliński