fot. Andrzej Romański / plk.pl
Anwil był faworytem starcia w Zielonej Górze, ale wypadało to jeszcze potwierdzić na parkiecie. Włocławianie w pierwszej kwarcie objęli dwucyfrowe prowadzenie i sumiennie utrzymywali przewagę aż do syreny końcowej. Już na początku było widać, kto finalnie okaże się najlepszym zawodnikiem tego spotkania. Victor Sanders wyglądał znakomicie! W pierwszej kwarcie zdobył 12 punktów (4 celne trójki), a po 60-sekundowej przerwie dołożył jeszcze pięć oczek.
Pierwsza skuteczna akcja po zmianie stron? Pewnie, że Sandersa! Moment później swoje trafienia dołożyli również Young i Garbacz, a przewaga Anwilu urosła do rekordowych 17 punktów – 58:41. Wówczas obie ekipy nie były jeszcze nawet w połowie trzeciej kwarty, więc Zastal miał szansę na ewentualne odrobienie strat.
Konkretny zryw nastąpił właśnie pod koniec trzeciego fragmentu gry. Gospodarze zanotowali serię 8:0, przez co prowadzenie “Rottweilerów” było już nie dwucyfrowe, a jednocyfrowe. Jednak dla Zastalu szczęśliwszych momentów w tym spotkaniu nie było. Zielonogórzanie, po trójce Kikowskiego, zbliżyli się na maksymalnie 7 oczek różnicy. Do końca rywalizacji Anwil utrzymał prowadzenie i w ten sposób powiększył swoją serię, wygrywając po raz ósmy w tym sezonie. Wow, co za forma!
Najlepszym punktującym Zastalu był Darious Hall. Amerykanin jednak nie dostarczał trójek. Pod tym względem Anwil wyglądał dziś znacznie lepiej – 12 do 7 zza łuku. Zwycięzcy mieli dziś w swoich szeregach szczególnie wyróżniającą się postać, czyli Victora Sandersa. 25 punktów, 5 zbiórek, 5 asyst, 5 przechwytów, ale i 6 strat – oto liczby 28-latka. Z kolei Kamil Łączyński spędził dziś na parkiecie zaledwie 5 minut. Przedwcześnie opuścił boisko już na początku drugiej kwarty. Jak poważny jest to uraz? To się dopiero okaże.