
Zarejestruj się w Premium – czytaj teksty i graj w Fantasy Ligę! >>
Katastrofa w ataku
Anwil jak do tej pory wygrał zaledwie 1 z 4 oficjalnych meczów, a jak weźmiemy pod uwagę jeszcze „próbę generalną”, czyli Anwil Basketball Cup 2020, to ekipa prowadzona przez Dejana Mihevca ma bilans 1-5. W każdym z przegranych spotkań największą bolączką była ofensywa – w żadnym z tych spotkań Anwil nie przekroczył 75 punktów, a często miał wręcz problemy z dobiciem do 70. W sobotę w bardzo słabym stylu przegrał z Treflem na własnym parkiecie (relacja TUTAJ>>).
Problemem w ataku jest, jak to ładnie ujął na konferencji prasowej po meczu z Treflem trener Mihevc, „organizacja gry”. Mówiąc trochę dokładniej, chodzi zapewne o braki na rozegraniu, które przy absencji McKenziego Moore’a są bardzo wyraźne. Zespół bez Deishuana Bookera na parkiecie nie potrafi wykreować sobie punktów, czy nawet dobrych rzutów. O tej sytuacji pisaliśmy już blisko tydzień temu (więcej TUTAJ>>).
Anwil na ten moment nie ma innego zawodnika w składzie, na którego można by było zrzucić ciężar zdobywania punktów, gdy Booker schodzi na ławkę czy jest mocno naciskany. Jeśli szybko ktoś taki się nie objawi (np. Garlon Green), to zmiany i to szybkie będą nieuniknione.
Brak wsparcia dla Bookera powoduje także ogromne przestoje w grze, które już dwukrotnie pozbawiły ekipę z Włocławka dobrego wyniku.
Fatalne serie
W Lublinie Anwil w ostatniej kwarcie stracił kilkupunktową przewagę i przegrał 74:78, choć prowadził kilka chwil wcześniej 67:57. W starciu z Treflem ta feralna seria wyglądała jeszcze gorzej, bo Anwil przegrał decydujący fragment gry 5:33.
Analogia z poprzednim sezonem sama przychodzi na myśl. Wtedy jednak łatwo było zrzucić wszystko na brak koncentracji i zbyt szybkie rozluźnienie. Teraz problemów jest znacznie więcej. Dużo winy spada na trenera – Anwilowi brakuje Moore’a, ale nadal możliwości reakcji było wiele. Włocławianie kiedy jednak już w dołek wpadli, to nie wiedzieli jak z niego wyjść. Nie było odejścia od ślamazarnej gry, nowych pomysłów, wstrząsu, zaskoczenia, tylko powielanie schematów, które Trefl już dobrze przejrzał.
Trener Mihevc mówił na pomeczowej konferencji, że takie rzeczy nie mają prawa się zdarzyć. To oczywiście prawda, ale tak już na chłodno, to jak temu się przeciwstawić? Kogo Anwil może wykreować na lidera? Kto może dać przełamanie, kto zagra pod siebie, wymusi faul, minie. W obecnym zespole jest tylko jeden taki gracz, któremu na dodatek w obronie nieszczególnie się czasem chce, a może i nie do końca potrafi.
Korekty w składzie nieuniknione
Dochodzimy więc do pytania, czy ten zespół potrzebuje korekt, bo jak już wyżej ustaliliśmy, pewne braki są. Nadal jest jeszcze wcześnie, ale chyba już o kilku graczach wiemy wystarczająco dużo, by móc ocenić ich przydatność dla zespołu.
Biedny Tre Bussey. Naprawdę wierzyłem jeszcze, że może w innej roli niż rozgrywający będzie w stanie na parkiet wnosić coś pozytywnego. No i niestety chyba trzeba stwierdzić, że Amerykanin nie daje nic więcej niż to, co mogą robić młodzi gracze jak Wojciech Tomaszewski czy Andrzej Pluta. Bussey wydaje się być już także nieco sfrustrowany. Nie idzie mu, tak po prostu, a o przełamanie będzie naprawdę trudno. Ciężko też ustalić, czego od niego oczekuje trener, w jakiej roli go widzi i jaki miał na niego plan w procesie budowania drużyny.
W obecnym kształcie zespołu, kiedy już widać (czego swoją drogą można było się spodziewać), że z piłką grać nie powinien, Bussey wydaje się być zbędny, a w jego miejsce przydałby się gracz wspierający Bookera.
Trzeba pamiętać, że Anwil jest pod ścianą i żeby kogoś zatrudnić, musi kogoś zwolnić. Podyktowane jest to zarówno przepisami (6 obcokrajowców), ale także finansami. Może też się okazać, że zmiany będą musiały być głębsze (kilku graczy to spore znaki zapytania), jednak na tę chwilę Bussey wydaje się być oczywistym niepasującym elementem do całej układanki.
Grzegorz Szybieniecki
Zarejestruj się w Premium – czytaj teksty i graj w Fantasy Ligę! >>