
Superbet – najlepsze kursy na koszykówkę. Cashback 500 i 50 zł na start. Sprawdź! >>
Na ten moment tak Kyrie Irving, jak i kibice Brooklyn Nets, czekali od kilku miesięcy. Nowojorska drużyna zmieniła kilka tygodni temu zdanie i postanowiła jednak dopuścić Irvinga do gry, choć ze względu na brak szczepienia rozgrywającego i obowiązujące w Nowym Jorku przepisy zawodnik na razie będzie mógł występować tylko na wyjazdach.
Na początek pokazał się więc kibicom w Indianapolis. I gdy wydawało się, że nieco zardzewiały Irving – co zrozumiałe po tylu miesiącach przerwy – będzie musiał usunąć się w cień dla Lance’a Stephensona, to ostatecznie Nets mieli więcej powodów do radości. Irving był kluczowym graczem Brooklynu w drugiej połowie, a debiut zakończył z dorobkiem 22 oczek i zwycięstwem na koncie.
Nets musieli gonić za wynikiem, a wszystko za sprawą niesamowitej pierwszej kwarty w wykonaniu Stephensona, dla którego jest to powrót do Pacers po latach. Lance zdobył ostatnich 20 punktów swojego zespołu w pierwszej odsłonie i trafił do tego jeszcze równo z końcową syreną, czym wprawił w ekstazę kibiców Pacers. Koniec końców jego 30 punktów w meczu to było jednak za mało.
Irving zdołał bowiem po zmianie stron zrzucić rdzę i popisał się kilkoma firmowymi zagraniami, a do spółki z Kevinem Durantem (najwięcej w meczu 39 oczek) poprowadził udaną szarżę Nets w czwartej kwarcie. Samemu zdobył wtedy 10 punktów, dzięki czemu drużyna Steve’a Nasha odrobiła ostatecznie kilkanaście punktów straty i mogła cieszyć się z 24. w tym sezonie wygranej.
Początek tego eksperymentu Nets należy uznać więc za udany – tym bardziej że Irving szybko przypomniał, jak elektryzującym zawodnikiem potrafi być. Pytanie jednak, jak Brooklyn radzić sobie będzie z rozgrywającym, który grać będzie „z doskoku”. Kyrie teraz dwa mecze będzie odpoczywał, a do dyspozycji Nasha będzie dopiero w przyszłym tygodniu na starcia w Portland i Chicago.
Tomek Kordylewski
Superbet – najlepsze kursy na koszykówkę. Cashback 500 i 50 zł na start. Sprawdź! >>