
Nowoczesna fizjoterapia we Wrocławiu już dostępna! >>
LaBradford Smith został przypomniany polskim kibicom przy okazji serialu „The Last Dance”. Rzucający obrońca, grający wówczas w Waszyngtonie, w marcu 1993 roku zaliczył swój najlepszy występ w karierze NBA, zdobył 37 punktów (15/20 z gry), grając akurat przeciwko Chicago Bulls i Michaelowi Jordanowi. Poirytywał przy okazji MJ-a nie tylko dobrą grą, ale także trash talkingiem.
Zemsta w rewanżu była brutalna – Michael Jordan obiecał rzucić mu 37 punktów do przerwy (zdołał 36, bo pomylił się przy jednym rzucie wolnym w drugiej kwarcie), a w całym meczu, przeciwko bezradnemu LaBradfordowi zanotował aż 47 oczek.
Jordan przyznał potem, że nie miał żadnych pretensji do Smitha, oceniał go jako naprawdę niezłego gracza, choć oczywiście na boisku w rewanżu sam nie szczędził mu złośliwości i docinków.
.
LaBradford (rocznik 1969, 191 cm) ukończył dobrą uczelnię Louisville i wybrany został z 19. numerem w drafcie 1991 roku. Trafił do Waszyngtonu, gdzie klub wówczas nazywał się jeszcze Bullets. Poza niezwykłą historią z Jordanem, w NBA ważnym graczem jednak nie był – raczej był rezerwowym, w sezonie 92/03 spędzał na parkiecie po ok. 22 minuty, notował średnio 9.3 punktu oraz 2.7 asysty na spotkanie.
Karierę w NBA skończył szybko – po zwolnieniu z Bullets, zdołał jeszcze zaczepić się w Sacramento Kings, gdzie w sezonie 93/94 zagrał jeszcze 59 spotkań, notując średnio 5.1 punktu na mecz. Po 2 sezonach w lidze CBA wylądował w Europie, na początek w hiszpańskiej ACB, w drużynie CB Leon. Potem była już Polska.
Srebro w Pruszkowie, afera w Śląsku
Smith najpierw pojawił się w Pruszkowie, trafił do drużyny obrońców tytułu, który w sezonie 1997/98 grał pod nazwą Pekaes. Amerykański strzelec, grywający także na rozegraniu, notował wówczas bardzo dobre 15.4 punktu na mecz, zarabiając – jak podawała Gazeta Wyborcza – 13 tys. dolarów miesięcznie (ok. 200 tys. za sezon).
Zespołowi udało się zdobyć Puchar Polski i wygrać sezon zasadniczy, ale w dramatycznym finale lepszy (4:3) lepszy okazał się Zepter Śląsk Wrocław.
I w następnym sezonie Smith wylądował zaś… we Wrocławiu. Po takiej jego decyzji krążyły przez kilka lat w środowisku uporczywe plotki – sugerowano, że słabsza postawa Smitha w finałach była właśnie spowodowana dogadaniem się już ze Śląskiem. Żadnych dowodów na to jednak nigdy nie przedstawiono.
W sezonie we Wrocławiu, pod okiem Andreja Urlepa, grał całkiem solidnie – jego bardzo dobry występ można zobaczyć choćby w legendarnym pojedynku Nobiles – Śląsk, zakończonym „rzutem Krzykały”. Średnio na mecz notował nieco ponad 10 punktów, dodawał 2.7 asysty, trafiał bardzo dobre 44% rzutów za 3 punkty.
Smith tytułu mistrzowskiego wówczas jednak ze Śląskiem nie zdobył, zagrał tylko 19 meczów i głośno było o jego mało profesjonalnym podejściu do obowiązków. Zwolniono go dyscyplinarnie w styczniu 1999 roku po meczu pucharowym z Pivovarną Lasko, a do mediów dotarły informacje, że grał w nim mocno skacowany i nie był to pierwszy taki przypadek.
Po przygodach w Polsce przez chwilę próbował się jeszcze zaczepić w podrzędnej lidze w USA (zespół Baltimore Bayrunners), ale po kilku występach, wcześnie – w wieku 31 lat, uznał, że czas zakończyć karierę. Dziś mieszka w Kentucky i ma udziały w sieci sklepów na lotnisku w Cincinnati.
TS
.