Superbet – najlepsze kursy na koszykówkę. Cashback 500 i 50 zł na start. Sprawdź! >>
Bardzo długo trwały poszukiwania nowego domu Lauriego Markkanena, ale wreszcie się udało. Podkoszowy podpisał 4-letnią umowę o wartości 67 milionów dolarów (przy czym w ostatnim roku kontraktu gwarantowane ma tylko sześć milionów) i w ramach transakcji sign-and-trade trafił do Cleveland. W wymianie oprócz Cavs i Bulls wzięli jeszcze udział także Portland Trail Blazers.
Cavs zyskali bowiem Markkanena, ale oddali Larry’ego Nance’a jra. (ten trafił do Portland) oraz wybór w drugiej rundzie draftu 2023 (ten trafił do Chicago). Blazers z kolei za przyjęcie Nance’a musieli oddać do Chicago skrzydłowego Derricka Jonesa Jra. oraz wybór w pierwszej rundzie przyszłorocznego draftu (chroniony w top14 naboru).
Wszystkie strony zdają się być zadowolone z takiego obrotu spraw. Bulls nie stracili Fina za darmo, Blazers dodali solidnego podkoszowego, a Cavs zyskali 24-letniego zawodnika, który nadal ma sporo potencjału. Szczęśliwy jest również Markkanen, bo udało mu się podpisać sporych rozmiarów kontrakt, choć z każdym dniem wydawało się, że szanse na to maleją.
Postawili jednak na niego Cavaliers, co w zasadzie przesądza przyszłość Kevina Love w zespole i oznacza, że podkoszowy weteran najprawdopodobniej odejdzie (wszystko wskazuje na to, że jego umowa zostanie po prostu wykupiona), by zrobić miejsce dla młodszych graczy jak wybrany z trójką w drafcie Evan Mobley, podpisany na kolejne pięć lat Jarrett Allen czy właśnie Markkanen.
24-latek od początku kariery grał w Chicago – w drafcie w 2017 roku wybrali go Bulls. Szybko pokazał się z dobrej strony, choć najlepszy sezon zaliczył trzy lata temu. Od tego czasu szło mu coraz gorzej – nie potrafił odnaleźć się u kolejnych trenerów Bulls, aż w końcu stracił miejsce w pierwszej piątce. W poprzednim sezonie w 51 meczach notował średnio najgorsze w karierze 13.6 punktów i 5.3 zbiórek.
Fiński zawodnik był najlepszym dostępnym graczem na rynku wolnych agentów – aż do piątku. Teraz najgłośniejsze nazwiska to chyba Paul Millsap, DeMarcus Cousins czy Avery Bradley, a więc weterani, którzy jednak w ostatnich latach – głównie przez wiek oraz kontuzje – nie odgrywali w NBA zbyt dużych ról, dlatego też ich kandydatury zbyt mocno nikogo już nie ekscytują.
Tomek Kordylewski
Superbet – najlepsze kursy na koszykówkę. Cashback 500 i 50 zł na start. Sprawdź! >>