PRAISE THE WEAR

Legia Warszawa pewna awansu do kolejnej rundy! Kapitalne wyniki w FIBA Europe Cup

Legia Warszawa pewna awansu do kolejnej rundy! Kapitalne wyniki w FIBA Europe Cup

W kratkę w lidze, niepokonani w pucharach! Zwycięstwem nad słowackimi Levicami 74:63 Legia zapewniła sobie awans do kolejnej rundy z 1. miejsca jako pierwsza polska drużyna, mimo że do rozegrania pozostała jeszcze jedna kolejka.

fot. Andrzej Romański / plk.pl

Dla Legii zwycięstwo w tym meczu mogło dać pewny awans przed ostatnią serią gier fazy grupowej FIBA Europe Cup,. W pierwszych minutach nie dało się odczuć, że dla ekipy Wojciecha Kamińskiego ten mecz jest szczególny. Swoje winy z poprzedniego ligowego starcia w Sopocie odkupywał Christian Vital, który w samej pierwszej kwarcie zapisał na swoim koncie 11 punktów – w całym meczu 21 punktów (4/10 za 3) i 6 zbiórek, z kolei Levice niemalże całą zdobycz punktową zyskały dzięki rzutom z dystansu – cztery “trójki” na 14 zdobytych “oczek”.

Drugą kwartę agresywnie zaczęli Słowacy, notując kolejne trafienia zza łuku i podwajając ilość punktów z pierwszej kwarty w niecałe 5 minut. Dzięki temu odrobili wszystkie straty i grali punkt za punkt z liderem grupy. Nieco zatrzymał się atak “Zielonych Kanonierów”, gdy na ławkę zszedł Vital, którego mimo wybryków i zbędnych dyskusji z arbitrami można nazwać jednym z liderów tegorocznej Legii. Chwilę po jego powrocie ofensywa Legii wróciła na odpowiedni poziom, dzięki czemu schodziła do szatni z 8-punktową zaliczką (40:32).

Trener Wojciech Kamiński miał dziś do dyspozycji wszystkich zawodników oprócz chorego Grzegorza Kulki, jednak nie zdecydował się wykorzystać w tym spotkaniu Amerykanina Shawna Pipesa, mimo że występowali zawodnicy z końca ławki tj. Marcin Wieluński czy Adam Linowski. Powodem nie jest ani kontuzja, ani zawieszenie, tylko odpoczynek w niekoniecznie wymagającym szerokiej rotacji meczu.

Od serii 5:0 drugą połowę rozpoczęli gospodarze, dzięki czemu wyszli na najwyższe prowadzenie w meczu opiewające na 13 “oczek”. Bardzo dobrze, również dzięki serii punktowej – aż 12:2, Levice momentalnie zdołało wrócić do różnicy zaledwie jednego posiadania, co skłoniło trenera Kamińskiego dopiero do pierwszej przerwy na żądanie w meczu. Pomimo falującej dyspozycji koszykarzy z Warszawy należy ich pochwalić, oddali inicjatywę rywalom przez zaledwie przez moment w drugiej połowie – w całym meczu Słowacy prowadzili przez 90 sekund.

Mistrzowie Słowacji wyszli z podwójną motywacją na kolejne 20 minut. Porażka z Legią przy wygranej Oradei z Katają, która stała się faktem podczas 15-minutowej przerwy, kompletnie eliminowała ich z dalszej gry po fazie grupowej FIBA Europe Cup. Trzecią kwartę ewidentnie zdominowali, choć miejscowi cały czas prowadzili – przed decydującą częścią meczu już zaledwie jednym punktem (52:51).

Ekipa ze Słowacji zdołała wrócić na chwilowe prowadzenie po pierwszej akcji czwartej kwarty, jednak wtedy sprawy w swoje ręce wziął Aric Holman. Od tego momentu Levice nie miały już żadnego pola do popisu, zaś Legia potwierdzała swoją wyższość, a jej przewaga z minuty na minutę jedynie rosła – w pewnej chwili doprowadzili do największej w tym spotkaniu, aż 15 punktów (70:55). To wszystko dzięki niesamowitej dyspozycji w tej kwarcie, która miała przełożenie na serię punktową – aż 16:2.

Kanonada bloków Josipa Sobina, indywidualne popisy Christiana Vitala, czy kontrataki to coś, co mogliśmy obserwować w ostatnich minutach spotkania w hali na Bemowie. Świetne zawody poza Christianem Vitalem zaliczyli Aric Holman (19 punktów, 9 zbiórek i 5 asyst) oraz Michał Kolenda (8 punktów, 5 zbiórek i 4 asysty). Co jeszcze warto pochwalić po stronie Legii to fakt, że każdy zawodnik dołożył min. 2 punkty do dorobku zespołu.

Autor tekstu: Błażej Pańczyk

Autor wpisu:

POLECANE

tagi

Aktualności

16 lat i… koniec. Tyle musieli czekać kibice z Bostonu na kolejne mistrzostwo swojej ukochanej drużyny. Dokładnie w tym dniu w 2008 roku Celtics zdobyli swoje ostatnie mistrzostwo. Przyznać trzeba jednak, że tym razem zrobili to w wielkim stylu, ponosząc w tych Playoffs tylko trzy porażki. Finał z Dallas, który miał być bardzo zacięty, skończył się tak zwanym „gentleman sweep”, czyli 4:1.
18 / 06 / 2024 12:31
– Koszykówka to moja ucieczka od codzienności – przyznaje koszykarz Mateusz Bręk, u którego sukcesy sportowe w ostatnim czasie przeplatały się z trudnymi doświadczeniami poza parkietem. Kogo dziś widzi? – Po prostu chyba szczęśliwego człowieka, który cieszy się tym, że mógł spotkać się w kawiarni i porozmawiać o życiu – odparł, dodając później, że rozmowa ta była pewnego rodzaju formą terapii.

Zapisz się do newslettera

Bądź na bieżąco z wynikami i newsami