– Wiem, że aby zostać trenerem, dobrym trenerem, trzeba przejść wszystkie etapy, zaczynając od najmłodszych dzieci, po te najwyższe ligi – mówi Magdalena Leciejewska, do niedawna wybitna koszykarka, obecnie rozpoczynająca karierę trenerską.

W takich butach finały NBA wygrywał Kevin Durant! >>
Magdalena Leciejewska – jedna z bardziej utytułowanych polskich zawodniczek, 10 – krotna uczestniczka finałów mistrzostw Polski. Karierę zakończyła w wieku 32 lat, choć z powodzeniem mogłaby dalej występować na parkietach Energa Basket Ligi Kobiet oraz Euroligi. Dziś początkująca trenerka i motoryki w 1 – ligowym MUKS-ie Poznań, a także uczestniczka projektu Szkoła Trenerów PZKosz 2018-2019.
Jan Delmanowski: Szott-Hejmej, Żurowska-Cegielska… Można grać w tym wieku w ekstraklasie na fajnym poziomie.
Magdalena Leciejewska: No można, można.
JD: To co Cię przekonało do tego, żeby po sukcesie, po mistrzostwie Polski z Polkowicami powiedzieć, że kończysz?
ML: Taki był plan. Chciałam odejść na własnych warunkach. Tym warunkiem było zdobycie mistrzostwa. Nie ukrywam, że gdy rok wcześniej zdobyłyśmy brąz z Polkowicami, to już wtedy myślałam o zakończeniu kariery. W dużej mierze Valeria Musina namawiała mnie na kolejny sezon, żebym pomogła w Polkowicach, wywalczyła złoto i wtedy zakończyła karierę. Jak widać, udało jej się to i zostałam kolejny sezon.
Moja decyzja nie była podjęta ze względów zdrowotnych. Fizycznie czułam się dobrze. Często po zakończeniu kariery pytano mnie o kolano, wiele osób sugerowało się właśnie tym myśląc, że to był powód zawieszenia przeze mnie butów na kołku. To, że miałam stabilizator na kolanie, czy ruszałam się tak a nie inaczej, to nie było tym spowodowane. Wręcz mnie czasami to denerwowało, jak ktoś mówił „aaa, Ty z tym kolanem taka biedna”, a tak naprawdę jakbyś poszedł do fizjoterapeuty w Polkowicach i zapytał, ile Leciejewska opuściła treningów, to tak spośród trzech dziewczyn, które przetrenowały i przegrały cały sezon byłam właśnie ja. To mnie mocno frustrowało i nie rozumiałam, dlaczego ludzie się tym sugerują.
JD: Gdybyście zdobyły mistrzostwo rok wcześniej, to wtedy byś skończyła karierę, czy jeszcze by Cię korciło?
ML: No pewnie by mnie jeszcze korciło. To nie była łatwa decyzja dla mnie. Mimo, że już ją podjęłam, to gdzieś tam w głowie siedziało, że może by jeszcze spróbować. Skoro podjęłam decyzję, to już nie mogłam ciągle do tego wracać, bo zaprzątałabym sobie tym na okrągło głowę. To, że zdecydowałam, że nie gram, też zmusiło mnie do szybkiego działania, żeby znaleźć coś nowego i zająć tym głowę.
Tak się ułożyło, że wylądowałam w Poznaniu, bo stąd pochodzi mój narzeczony i tutaj wiążemy nasze plany na przyszłość. Od rozmowy do rozmowy, od telefonu do telefonu i tak się potoczyło. Trenerkę Iwonę Jabłońską też miałam już przyjemność poznać we wcześniejszych latach mojej kariery. Razem z Maciejem Brodzińskim zaproponowano mi tutaj współpracę z dziewczynami i podjęłam się tego.
JD: Polkowice w tym sezonie to naprawdę mocny zespół – Euroliga, zapowiadana obrona tytułu – nie kusiło Cię to, żeby jeszcze być częścią takiego teamu?
ML: Mówiąc nieskromnie, jakby tak usiąść i zobaczyć, gdzie w jakich latach grałam, to generalnie przez te lata, co zdobywałam medale, zawsze trafiałam do tych czołowych zespołów, gdzie grały światowe zawodniczki i gdzieś, gdzie zawsze biłyśmy się o najwyższe cele. Zaliczyłam bodajże 10 finałów Mistrzostw Polski i co roku w składzie mieliśmy naprawdę wybitne zawodniczki.
Nie da się ukryć, że teraz w Polkowicach są nazwiska, fajni gracze no i dziewczyny, ale dla mnie to co roku się powtarzało. Miałam możliwość co roku grać w tej czołówce, więc dla mnie byłoby to po prostu kolejny, niczym nie różniący się sezon.
adidas Dame D.O.L.L.A. – w takich butach szaleje Damian Lillard! >>
JD: Zamykając wątek Polkowic – to faworyt do złota w tym sezonie?
ML: Myślę, że na papierze na pewno. Kwestia jest taka, jak to trener poukłada. Przypuszczam, że ze strony klubu i sponsorów jest duże parcie, żeby obronić tytuł. Jeśli chodzi o polską ligę, to Polkowice mają najdłuższą ławkę, więc nawet jak im się przytrafiają wpadki, że gdzieś tam przegrywają, to myślę, ze jak przyjdzie czas play-off, to ta ławka na pewno się sprawdzi.
JD: Ciągnie Cię do roli trenera? Chciałabyś samodzielnie prowadzić zespół? Nie mówię, ze teraz czy za chwilę, ale czy chodzi Ci to po głowie?
ML: Zawsze sobie mówiłam, że kończąc swoją profesjonalną zabawę z koszykówką chciałabym jednak przy tym zostać. To jednak ponad połowa mojego życia, więc chcę to w jakiś inny sposób kontynuować. Nie do końca byłam przekonana, czy rzeczywiście jest to ta rola trenera. Nie ukrywam, że wcześniej miałam możliwość pracowania z mniejszymi dzieciaczkami i nie do końca byłam w tym cierpliwa. Bardzo się ucieszyłam z możliwości przyjścia tutaj do 1 ligi kobiet, bo wiedziałam że są to już dziewczyny, że tak powiem, bardziej ogarnięte, który jakiś już poziom prezentują. Wiedziałam, że też łatwiej mi będzie przekazać doświadczenie czy znane ćwiczenia dziewczynom, które już kilka lat w basket grają – niż maluchom.
Wiem, że aby zostać trenerem, dobrym trenerem, trzeba przejść wszystkie etapy, zaczynając od najmłodszych dzieci, po te najwyższe ligi. Latem też prowadzimy ze znajomym campy i tam już mamy rozstrzał wiekowy. Staram się sprawdzić również tam, budować tą cierpliwość i być może się przekonam, że z tymi maluchami też można działać.
JD: Jaki cel w tym sezonie stawiacie sobie w MUKS-ie Poznań?
ML: Przede wszystkim naszym celem jest to, żeby być w pierwszej czwórce i wyjść dalej. Tego się trzymamy i nie wychodzimy w przyszłość. Jeżeli uda nam się to zrealizować, to będziemy się dalej zastanawiać.
JD: Odpowiadasz za przygotowanie fizyczne dziewczyn, ich motorykę. Jak patrzysz na nie i przypomnisz sobie trochę siebie sprzed lat, to widzisz wśród nich drugą Magdę Leciejewską?
ML: Tak bym nie chciała porównywać, bo generalnie każda dziewczyna jest inna. Widzę czasami gdzieś podobne rzeczy. Śmieję się bardzo, gdy prowadzę trening i wprowadzam ćwiczenie, którego ja nie lubiłam – ciekawi mnie wtedy to, czy u nich się sprawdzi. Widzę te wykrzywione miny, że im się to też nie podoba i śmieję się sama pod nosem „wiem dlaczego, też tego nie lubiłam”.
JD: Coraz częściej się zdarza, ze zawodniczki z takim doświadczeniem jak Ty, decydują się na pracę w klubach i szkolenie. Czy to, że jeszcze rok temu grałaś na najwyższym poziomie pomaga i łatwiej Ci dotrzeć do dziewczyn?
ML: Myślę, że tak. Dodatkowo ta różnica wiekowa między nami nie jest taka duża i wiem, że dziewczyny doceniają to, szanują. Wiedzą, że grałam, gdzie i jak, znają moje osiągnięcia. Sporo mi to ułatwia. Widzę też, że dziewczyny np. z niektórymi rzeczami „boją się” iść do głównego trenera, bojąc się jego reakcji typu „przecież to oczywiste”. Wolą z tym przyjść do mnie, nawet jak to pytanie się często powtarza. Wiedzą, że wytłumaczę i pokażę.
Trener z doświadczeniem ma na pewno o wiele większą wiedzę teoretyczną, ale mi za to jest łatwiej pokazać wiele rzeczy, biorąc pod uwagę to, że dopiero rok temu skończyłam zawodowe granie.
JD: Charakterologicznie jesteś przeciwieństwem trenera Brodzińskiego, który jest dość ekspresyjny i temperamentny.
ML: To prawda, czasami się śmieję, że specjalnie nas tak dobrali, żebym była tą taką delikatniejszą stroną. Nie znam długo trenera, ale widzę, że czasami działa pod wpływem emocji. Ja osobiście uważam, ze to jest fajna cecha u trenera, że on żyje tym, co się dzieje na boisku, a nie siedzi i tyle.
Trener Maciej cały czas gdzieś tam „tańczy” przy tej linii i gra z dziewczynami. To jest bardzo na plus i nie ukrywam, że też bym tak chciała. Mocno cenię takich trenerów. Miałam możliwość grania u takich trenerów – Jacek Winnicki, Kovacik czy Fernandez to trenerzy, którzy żyją tym wszystkim, co dzieje się na parkiecie. Trener Maciej ma dokładnie tak samo. Ja czasami staram się go stonować troszkę i chyba taki układ nam się sprawdza.
Jan Delmanowski
W takich butach finały NBA wygrywał Kevin Durant! >>