Sokół jest najlepszym zespołem I ligi, a 35-letni skrzydłowy – jego najlepszym strzelcem. W każdej chwili może odejść do innego klubu, ale na razie w Łańcucie wszystko mu się podoba.
Znasz się na koszu? – wygrywaj w zakładach! >>
W sobotę, w meczu wagi ciężkiej, Sokół pokonał w Warszawie Legię 65:60. Marcin Sroka długo grał po prostu słabo – rzucał na siłę i pudłował, miał 2/11 z gry w meczu. Ale 11 punktów uzbierał i ważną trójkę w końcówce trafił.
Dopiero potem okazało się, że dzień wcześniej wyszedł ze szpitala. – Dopadł mnie jakiś wirus, było nieciekawie. Ale wszystkie wyniki badań są już dobre, cieszę się, że znów mogę grać – mówił po spotkaniu.
W ośmiu zwycięskich meczach Sokoła Sroka zdobywał średnio po 15,9 punktu oraz 4,6 zbiórki, zwykle wchodząc z ławki. Gra tak, jak zwykle – bije się pod koszem, coś dobije, rzuca z dystansu. Jest Marcinem Sroką, tylko w lidze o niższym poziomie.
– Różnica z PLK jest duża, a pod względem umiejętności – zawodników, nawet całych drużyn – ogromna. Gra jest mniej poukładana, jest więcej biegania, choć zdarzają się mecze, w których taktyka ma większe znaczenie – mówi 35-letni gracz.
Niektórzy rywale z dezaprobatą zwracają uwagę na jego cwaniactwo, gierki z sędziami, naciąganie na faule itp. To często przeciwnicy z młodszych, mniej doświadczonych zespołów. – No zgadza się, gram cwaniacko. Ale przecież zawsze taki byłem.
– Przez kilkanaście lat grałem w ekstraklasie, czegoś się tam nauczyłem. Wykorzystuję doświadczenie tak samo, jak w PLK, tylko, że w I lidze są zawodnicy słabsi fizycznie, niektóre rzeczy są dla nich nowe – tłumaczy Sroka.
Z pobytu w Łańcucie jest bardzo zadowolony. – Tu jest trochę tak, jak było w Ostrowie za śp. Andrzeja Kowalczyka – rodzinna atmosfera, wszyscy uśmiechnięci, każdy chce pomóc każdemu. Trener robi, co może, by każdy zawodnik czuł się dobrze i tą atmosferą też robimy dobry wynik.
– Mamy taką drużynę, że jednego lidera nie ma. Są zawodnicy mniej i bardziej doświadczeni. Ja, moi starsi koledzy, pomagamy młodszym, szczególnie cwaniactwem. Dajmy z siebie wszystko, wiemy, o co walczymy, nieźle nam to wychodzi – mówi Sroka.
W jego kontrakcie z Sokołem jest opcja, która pozwala mu na odejście z klubu w trakcie sezonu. Sroka przyznaje, że telefony do agenta dzwonią, np. z Czech czy Słowacji, ale mówi też: – Jestem po słowie z trenerem Kaszowskim i generalnie nie chciałbym zmieniać klubu w trakcie sezonu.
– Jeśli trafi się fajna i konkretna propozycja, to wiemy obaj z trenerem, że mogę odejść. W tej chwili jednak jestem zawodnikiem Sokoła, jest mi w nim dobrze, mamy fajną drużynę, wygrywamy. Jest super, nigdzie się nie wybieram.
ŁC