20-letni strzelec kilka miesięcy temu stał się rozgrywającym, a teraz uczy się, jak łączyć obie role na boisku. – Jedynka z rzutem to dużo większe zagrożenie dla rywala – mówi zawodnik Sokoła Łańcut.

Znasz się na koszu? – wygrywaj w zakładach! >>
Przez dwa lata w ekstraklasie, jako nastolatek, rozegrał zaledwie 127 minut w Stelmecie i Czarnych. W tym sezonie Marek Zywert spędził na boisku już 212 minut. To nowość, także ze względu na pozycję na parkiecie. Bo Zywert dotychczas grał tylko jako rzucający. Jego brat, Kamil, to jedynka, a on przez całe życie był dwójką.
Przełom przyszedł w lecie, gdy na zgrupowaniu kadry do lat 20 okazało się, że kontuzje wyeliminowały wszystkich rozgrywających – dziurę łatali właśnie Zywert, Marcel Ponitka i Igor Wadowski. Żaden z nich nie jest typową jedynką, wszyscy ustawiani są na obu obwodowych pozycjach.
Teraz i Ponitka, i Wadowski grają w PLK, a Zywert, w poszukiwaniu minut, trafił do I ligi, do silnego Sokoła Łańcut, który tym momencie z bilansem 8-0 jest liderem. I jest bardzo zadowolony.
– Trafiłem do dobrej, ustawionej drużyny z doświadczonymi zawodnikami, którzy mi pomagają i trenerem, który mi zaufał – mówił w sobotę w Warszawie, gdzie Sokół pokonał Legię 65:60. Zywert w meczu na szczycie grał przez 24 minuty – rzucił 8 punktów, miał 5 zbiórek, 3 asysty, 3 przechwyty i 3 straty. I takie mniej więcej są jego średnie z sezonu.
– Trener Dariusz Kaszowski daje mi wolną rękę, jeśli chodzi o kreowanie gry dla kolegów, ale też dla siebie. To mnie bardzo cieszy, bo mogę się rozwijać – nic nie mam narzucone, nie jestem robotem, robię to, co uważam za słuszne – mówi Zywert.
Na boisku to widać. Mierzący 186 cm wzrostu gracz nie jest mistrzem kozła, nie okręca obrony wokół siebie, ale podejmuje rozsądne wybory. W pierwszej połowie meczu z Legią raczej podawał, zaliczył m.in. bardzo ładne, długie podanie w kontrze, które stało się asystą. W drugiej – raczej rzucał. Po zasłonach zostawał na obwodzie, trafił dwie trójki.
Z tym rzucaniem nie jest jednak dobrze, w ośmiu meczach Zywert ma tylko 30 proc. skuteczności. Możliwe, że wynika to z chwilowego rozdarcia – podawać czy rzucać? Szukać kolegów czy kreować pozycje dla siebie?
– Może się wydawać, że grając jako jedynka, trzeba tylko podawać. Ale wcale tak nie jest – rozgrywający często ma piłkę i znajduje się na dobrej pozycji do rzutu lub w sytuacji, w której jest okazja na wejście. Wcale nie mam powiedziane, że muszę tylko podawać – mówi Zywert.
Nowy gracz Sokoła w przyszłości widzi siebie jako tzw. combo. – Jedynka z rzutem to dużo większe zagrożenie dla rywala, bo ma więcej opcji gry i obrona musi na to reagować. Myślę, że jestem na dobrej drodze, by stać się takim graczem.
– O postępach trudno mówić już w tej chwili – za mało czasu upłynęło w sezonie. Ale najważniejsze, że gram i zdobywam doświadczenie. Pracować muszę nad kozłem, nad szukaniem kolegów, nad wieloma rzeczami. Ale myślę, że to rozgrywanie ogarniam.
ŁC