Nowa oferta powitalna PZBUK – darmowy zakład 50 zł.! >>
Od początku sezonu w Orlando trwa proces przywracania Markelle Fultza do żywych. Magic zaryzykowali i wzięli do siebie niechcianego w Filadelfii obrońcę, a potem zainwestowali w niego sporo czasu. Numer jeden draftu z 2017 roku po cichu rozgrywał więc solidny sezon, by w środę z wielkim hukiem i na wielkiej scenie rozegrać fantastyczne spotkanie.
21 punktów, 11 zbiórek i 10 asyst – tak wygląda ostateczny dorobek Fultza. Dodajmy do tego bardzo ważne trafienia w końcówce pojedynku z Los Angeles Lakers oraz wygraną 119-118 w Staples Center i okaże się, że 21-latek tak dobrych momentów w NBA jeszcze nie miał. Magic w ogóle nie ugięli się potędze Lakers i przerwali serię dziewięciu zwycięstw z rzędu drużyny z Miasta Aniołów.
To dopiero pierwsza porażka Lakers z zespołem o ujemnym bilansie w trwających rozgrywkach. Gospodarze byli zresztą bardzo blisko wielkiego comebacku, bo odrobili 21 punktów straty, lecz koniec końców Fultz nie pozwolił im wygrać meczu. Rozgrywający dał z siebie wszystko, a najlepszym tego dowodem były skurcze, które dopadły go zaraz po jego ostatnim trafieniu w meczu.
Na słowa pochwały zasłużyli też jednak inni zawodnicy Magic, w tym m.in. Aaron Gordon (21 punktów) czy Wes Iwundu (19 punktów), który znakomicie zastąpił nieobecnego Evana Fourniera. „Mamy trochę kontuzji, ale nasze podejście w ogóle się nie zmienia: zawsze wierzymy, że mamy szansę na zwycięstwo” – mówił po spotkaniu Fultz.
Dla niego musiało to być wyjątkowe starcie, bo wreszcie mógł pokazać się bardzo dużej publiczności i udowodnić, że może być „kimś” w NBA. Zrobił to zresztą w najlepszym możliwym stylu i nie chodzi tutaj już nawet o triple-double, lecz o te ważne trafienia, które zaowocowały największym w tym sezonie zwycięstwem Magic. „To było spełnienie marzeń” – określił te ostatnie minuty meczu.
Z pewnością tej nocy spełniły się marzenia wielu kibiców drużyny z Florydy, którzy mają nadzieję, że tego typu występ Fultza to dopiero początek. W przekroju całego sezonu notuje solidne 11.5 punktów oraz 4.5 asyst na mecz, a do tego opuścił zaledwie jedno spotkanie – czyli tylko w tym sezonie rozegrał więcej meczów niż łącznie w dwóch poprzednich w barwach 76ers.
Tomek Kordylewski
.