fot. Marcin Mierzejewski
Mając na uwadze świetny początek Czarnych w poprzednim meczu ze Śląskiem, z pewnością trener Arkadiusz Miłoszewski nie chciał doprowadzić do podobnej sytuacji. Jednak słupszczanie zaczęli ponownie z wysokiego C, tym razem od serii 8:0. Solidnie w to spotkanie wszedł Verners Kohs, trafiając dwukrotnie z dystansu – w całym meczu Łotysz zdobył 10 punktów (3/6 za 3). Solidna defensywa i skuteczność 8/12 z gry czy 4/6 za 3 w pierwszej kwarcie pozwoliła ekipie Mantasa Cesnauskisa odjechać przeciwnikom nawet na 10 “oczek” (18:8).
Skutecznych akcji po stronie gości nie było końca. Koszykarze Czarnych trafiali “trójkę” za “trójką”, po 14 minutach mieli na koncie już 32 punkty – 75% (24 z 32) zdobytych punktów było zza linii 6.75 m. Dzięki temu ich zaliczka z minuty na minutę rosła, zawodnicy mistrzów Polski byli w tym aspekcie bezradni. Ich atak był siermiężny, przy takiej grze ciężko było im nawiązać jakikolwiek kontakt. Przestój Kinga na początku drugiej kwarty był na tyle długi, że tablica wyników wskazywała nawet 19 “oczek” przewagi Czarnych.
Żaden zawodnik zespołu ze Słupska się nie wyróżniał, w zaledwie 15 minut spotkania każdy, kto pojawił się na parkiecie, dołożył min. 2 punkty do dorobku drużyny. Jednak jeszcze przed końcem pierwszej połowy gospodarze zaczęli stopniowo odrabiać straty m.in. dzięki agresywniejszej obronie i punktowaniu słabości rywali, zwłaszcza w strefie podkoszowej. Dużo przewag swoją fizycznością tworzył Morris Udeze, który w pojedynku z podkoszowymi Czarnych robił co chciał – w całym był najlepszym strzelcem drużyny z dorobkiem 24 punktów (9/11 z gry).
Trzecią kwartę można nazwać imieniem Morrisa Udeze, który siał popłoch pod koszem gości i co akcję punktował. Z drugiej strony fatalną serię z linii rzutów wolnych miał Griciunas – na 8 prób w meczu nie trafił ani jednej. Napędzało to ofensywę Kinga, a w efekcie zaliczka Czarnych topniała – jedynie cały czas przy życiu utrzymywały ich akcje indywidualne liderów zespołu.
Koncertowa gra w trzeciej kwarcie mistrzów Polski, wygrana aż 29:17, doprowadziła do remisu przed decydującą odsłoną meczu. Stało się tak głównie dzięki “trójkom” szczecinian, których w pierwszej połowie w ich wykonaniu nie widzieliśmy (0/5 zza łuku po 20 minutach, aż 5 w trzeciej kwarcie) – po dwie trafili Filip Matczak i Michał Nowakowski. Chwilę po rozpoczęciu ostatnich 10 minut meczu za sprawą dwóch celnych wolnych Matczaka King objął pierwsze prowadzenie w meczu (66:64). Kolejne minuty nie wyłoniły zdecydowanego faworyta, drużyny grały punkt za punkt i wymieniały się na prowadzeniu.
Obie drużyny bardzo nerwowo rozgrywały ostatnie akcje meczu. Sporo strat i indywidualnych akcji przeplatane z próbą wymuszania fauli czy celnymi rzutami z dystansu – na nieco ponad minutę przed końcem trafił Michał Michalak, dając trzypunktowe prowadzenie (82:79), posiadanie później znów w indywidualnej z dystansu trafił Michalak, zapewniając swojej drużynie aż pięciopunktową zaliczkę na 35 sekund przed końcową syreną.
To nie był koniec emocji w Netto Arenie! Filip Matczak przestrzelił dwa rzuty wolne, zebrał po sobie i zmniejszył stratę do trzech “oczek” (82”85), chwilę później ostatni punkt w meczu zdobył MaCio Teague na 86:82 dla swojego zespołu.
To druga wygrana z rzędu Czarnych, pokonali wicemistrzów i mistrzów Polski! Lider zespołu Michał Michalak nie zawiódł, w ostatecznej fazie meczu poprowadził Czarnych do zwycięstwa. Miał 16 punktów, najwięcej w całej drużynie.
Autor tekstu: Błażej Pańczyk