Asseco Gdynia dostało nagrodę za to, że nie zwątpiło. WKK Wrocław zyskało delegując swoich graczy do lepszych zespołów. I tylko ta kadra wygląda średnio optymistycznie.

Buty Kevina Duranta – świetne modele, atrakcyjne ceny >>
Największy wygrany turnieju – Asseco Gdynia
I to nie tylko z najbardziej oczywistego powodu, tj. złotych medali odebranych po finałowym meczu. Droga, jaką w drodze po mistrzostwo musieli pokonać gdynianie, nadaje się na scenariusz dla amerykańskiego filmu – albo przynajmniej na wskazówkę dla przyszłych finalistów, że nigdy nie jest tak źle, żeby akurat w tym momencie odpuścić.
Koszykarzom Asseco mina mogła już nieco zrzednąć po turniejach półfinałowych, gdy los wrzucił ich do grupy z murowanymi faworytami do podium – WKK Wrocław i Biofarmem Basket Junior Poznań. Później nie było lepiej – w pierwszym meczu, mimo walki przez 3 kwarty z wrocławianami, ostatecznie przegrali 16 punktami – a taki wynik nie napawał optymizmem także w kontekście możliwej małej tabelki na koniec rozgrywek grupowych.
Last but not least – decydujący mecz z poznaniakami nie układał się po ich myśli. Potrzebowali wygranej co najmniej 10 punktami, a przez niemal cały mecz gonili rywala. W połowie IV kwarty był remis. Dopiero w tym momencie los postanowił się do nich uśmiechnąć – dwie akcje trzypunktowe z rzędu, porażenie nerwowe w szeregach przeciwników, którzy popełnili kilka prostych strat i ostatecznie wynik 80:69, który wprowadził ich do medalowej czwórki kosztem będących jeszcze kilka minut wcześniej pewnych tego koszykarzy Biofarmu.
Rozpędzeni gdynianie, dysponujący wcale nie najsilniejszym na papierze składem, nie przegrali już meczu do końca turnieju – i to mimo absencji jednego z liderów, rozgrywającego Macieja Leszczyńskiego (kontuzja). Niesamowita historia, o której niech przypomną sobie wszyscy, którzy po porażce zwieszają głowy.
Największy przegrany turnieju – Biofarm Basket Junior Poznań
Często wspaniała historia idzie w parze z wielkim dramatem – i taki z kolei przeżyli podczas turnieju finałowego koszykarze z Poznania. W czwartek byli prawie w siódmym niebie – wygrana z głównym faworytem, bilans 2-0 po dwóch dniach i bezpieczny wynik przez większość ostatniego meczu grupowego.
Zagrali bardzo dobre 115 ze 120 minut w grupie – ale tak się złożyło, że o ich miejscu zadecyduje akurat te gorsze 5. Ktoś kto powiedział, że w sporcie liczy się szczęście, miał jednak trochę racji.
Najlepszy pomysł turnieju – WKK Wrocław
Jakub Kobel, Dominik Rutkowski, Michał Jodłowski – kręgosłup WKK tworzą zawodnicy, którzy w tym sezonie w WKK… nie grają. Cała trójka jest w I lidze – pierwszy w Jamalex Polonii 1912 Leszno, gdzie zbiera zresztą świetne recenzje, dwójka pozostałych w Zetkamie Doral Nysie Kłodzko.
Dobrze to we Wrocławiu wymyślili – zawodnicy ogrywają się na wyższym poziomie, zamiast kisić się w coraz bardziej amatorskiej II lidze, a dodatkowo dostają okazję gry w turnieju o stawkę (a klub – zwiększa szansę na medal). Czy w przyszłym sezonie znajdą się inni, którzy będą chcieli iść tym tropem?
Odkrycie turnieju – Bartłomiej Pietras
OK, 20-latek z Włocławka nie był przed turniejem kimś zupełnie nieznanym. Gdy 3 lata temu wyjeżdżał do Madrytu, na chwilę stał się wielką nadzieją trochę ubogiego w porównaniu z poprzednimi rocznika ‘98. Jednak pobyt w Hiszpanii nie należał do udanych, o Pietrasie trochę u nas zapomniano. Ten zdecydował się wrócić do Polski i trafił do Asseco. W kończącym rozgrywki młodzieżowe jego rocznika turnieju finałowym dominował pod koszami i zdecydowanie o sobie przypomniał.
Największy ból głowy po turnieju – kadra
Tradycyjnie po zakończeniu meczu finałowego, gdy opadną emocje i posprzątamy konfetti, będzie można z czystym sumieniem pomyśleć o lecie. Bynajmniej nie o wakacjach – czerwiec i lipiec znów będzie ciężkim czasem dla tych, którzy zostaną powołani do kadry na ME U20 (dyw. B, jak to ostatnio mamy w zwyczaju). I to będzie dopiero weryfikacja ich umiejętności (a doświadczenie pokazuje, że różnica między mistrzostwami Polski a dywizją B jest większa, niż może się nam wydawać).
Przed debiutującym w roli trenera kadry Przemysławem Frasunkiewiczem niełatwe zadanie. Jeśli chciałby oprzeć grę na zawodnikach regularnie występujących w PLK, to praktycznie będzie miał do dyspozycji dwóch – Daniela Gołębiowskiego (Polpharma) i Łukasza Kolendę (Trefl). Pomoc z zagranicy ograniczy się prawdopodobnie do braci Szymona i Jana Wójcików, którzy zbierają coraz lepsze recenzje za swoją grę we Francji. Pozostaje z nadzieją liczyć na jakieś pozytywne zaskoczenie.
Michał Świderski, @miswid, PolishHoops.pl
Buty Kevina Duranta – świetne modele, atrakcyjne ceny >>