Superbet – najlepsze kursy na koszykówkę. Cashback 500 i 50 zł na start. Sprawdź! >>
W sobotę rozstrzygnęło się, kto zagra w tegorocznym finale wielkiego turnieju NCAA. Półfinał między uniwersytetami Baylor i Houston był meczem bez historii – ci pierwsi już do przerwy prowadzili 25 punktami i jasne było, że pewnie zmierzają po zwycięstwo. Za to drugi półfinałowy pojedynek zostanie zapamiętany jako jeden z najbardziej emocjonujących meczy w dziejach Final Four.
Spotkały się w nim zespołu UCLA oraz Gonzagi – była to walka kalifornijskiego kopciuszka z drużyną numer jeden w kraju. UCLA przystępowali do turnieju rozstawieni dopiero jako 11. drużyna ze swojej konferencji, ale młodzi koszykarze Bruins napisali piękną historię i niemal udało im się zagrać w wielkim finale. Na drodze stanęli dopiero Bulldogs, a marzenia zniweczył Jalen Suggs.
Jeden z najbardziej utalentowanych obecnie graczy w NCAA i kandydat do wysokiego wyboru w tegorocznym drafcie rzutem z 12 metrów – równo z syreną – dał Gonzadze zwycięstwo po niezwykle zaciętym meczu. Dość powiedzieć, że do wyłonienia zwycięzcy potrzebna była dogrywka, a prowadzenie zmieniało się w tym pojedynku aż 19 razy.
Gdy na kilka sekund przed końcem Bruins wyrównali wynik, zdawało się, że zespoły trochę jeszcze pograją. Mark Few, trener Bulldogs, nie zdecydował się jednak wziąć czasu na żądanie, a przy stanie 80-80 można było nieco zaryzykować. W taki właśnie sposób Suggs trafił jeden z największych rzutów w historii turnieju. Po wszystkim wskoczył na stolik sędziowski przy ogromnej radości swoich kolegów z zespołu.
„Wyobrażasz sobie takie rzeczy jako małe dziecko, gdy jeszcze bawisz się koszykówką. To szaleństwo” – mówił bohater Gonzagi po spotkaniu. Zags kontynuują tym samym swój zwycięski marsz: w trwającym sezonie wciąż nie przegrali jeszcze spotkania. W poniedziałek w wielkim finale zmierzą się z Baylor – w ostatnim meczu turnieju zagrają więc najlepsze dwie drużyny tego sezonu.
Taka historia nie zdarza się w turniejach NCAA zbyt często – po raz ostatni 16 lat temu, gdy w finale w 2005 roku zmierzyły się ze sobą uniwersytety Illinois oraz North Carolina. W ostatnich dwóch sezonach bilans meczów Bulldogs oraz Bears to łącznie 115 zwycięstw oraz ledwie osiem porażek. W poniedziałkowym finale któraś z tych drużyn przejdzie do historii NCAA na stałe.
Najbardziej wyczekiwany pojedynek to starcie Suggsa z Davionem Mitchellem. Ten pierwszy to pewniak do topu draftu, a ten drugi w ostatnich tygodniach poprawił swoje notowania w naborze chyba jak nikt inny. Kluczowa może jednak okazać się wojna podkoszowa – tutaj dużą przewagę pod względem wzrostu i siły mają zawodnicy Gonzagi, a w szczególności Drew Timme.
Warto dodać, że ani Bears, ani Bulldogs w swojej historii nie zdobyły jeszcze mistrzostwa NCAA. Uniwerek Baylor najbliżej tego było w 1948 roku, kiedy to jedyny raz awansował do finałów, lecz tam przegrał. Także dla Gonzagi to ledwie druga szansa na tytuł w dziejach szkoły – pierwsza nadarzyła się cztery lata temu, gdy barwy Zags reprezentował Przemek Karnowski.
Tomek Kordylewski