Piszę ten felieton pełen obaw. Pamiętam doskonale, że ten sam euforyczny nastrój udzielił się koszykarskiemu środowisku, po ósmym miejscu na mistrzostwach świata w Chinach. Wtedy wszyscy wyrażali nadzieję, że wróci ten boom na koszykówkę z lat 90-tych.
Pisali dokładnie to samo, co piszą dziś. Na próżno. Nie wydarzyło się nic pozytywnego, a zamiast o pozytywach, czytaliśmy o konfliktach w kadrze i wokół niej. Wróciliśmy do naszego polskiego bagienka, by przez kolejne lata babrać się w nim w najlepsze.
Teraz los po raz kolejny wyciąga do nas ręce. Informacje o kadrze wrzuca na Instagram Make Life Harder, filmik zachęcający do kibicowania nagrywa Robert Lewandowski, dziewczyny kadrowiczów odwiedzają „Dzień dobry TVN”. Koszykówka jest w otwartej telewizji na dwa najważniejsze mecze w ostatnich 50 latach. Krzysztof Stanowski zabrał syna na mecze do Berlina, a na Twitterze sprzecza się o wysokość koszy dla dzieci. Jeremy Sochan za chwilę zadebiutuje w NBA. W poniedziałek o 12:30 tłum powita koszykarzy na lotnisku Chopina.
A później? Gdy konfetti opadnie, trzeba będzie wziąć się ostro do pracy. Najważniejsza jest w tym rola ligi i związku. Mają najwięcej narzędzi. Oto kilka rzeczy, które powinni zrobić na początek: Pojechać do Łodzi i zakopać wojenny topór z Marcinem Gortatem. Dać mu rolę ambasadora polskiej koszykówki. Marcin to nadal najbardziej rozpoznawalny polski koszykarz, celebryta. Musi grać w drużynie o nazwie „polska koszykówka” razem z prezesem PZKosz Radosławem Piesiewiczem. Nie muszą się lubić, ale muszą współpracować.
Druga rzecz? Wynegocjować jedną transmisję w tygodniu w kanale otwartym Polsatu. Albo dogadać się na sublicencję z TVP Sport. I pokazywać mecz z największą produkcyjną pompą. Tak jak Canal Plus pokazuje piłkarską Ekstraklasę. Po to, żeby w końcu zarobić na sprzedaży praw do transmisji. Stworzyć atrakcyjny produkt, o który walczyć będą największe telewizje.
Dalej? Obowiązkowo choć jedna transmisja otwarta na kanale YouTube ligi. Kolejna rzecz? Stworzyć koszykarski odpowiednik „Łączy nas piłka”, a dobrze wiem, że były takie plany. Nie może być tak, ze za ligowe social media i stronę internetową odpowiadają dwie osoby na krzyż, a największe zasięgi robi na Twitterze Mateusz Babiarz, który o koszu pisze z zajawki.
Powinien powstać zespół ludzi, pasjonatów dyscypliny, świetnych marketingowców, speców od wideo, jak youtuber keepthebeat i fotografii, grafików, social media managerów. Liga musi mieć na to środki. Koszykówka musi być opakowana, jakby odpowiadał za nią Maciej Kawulski z KSW.
Warto zadbać o osobny program na Kanale Sportowym, nawet jakby liga miała za niego zapłacić. Niech skróty meczów zachwycają, jak wideo, które dla Spójni Stargard robi Kacper Salamon. To świetny sport, który przy odpowiednim opakowaniu, pokochają młodzi ludzie. Ci sami, którzy kochają NBA. Widzieliście reelsy z EuroBasketu? Najlepsze miały kilka milionów odtworzeń.
Koszykówka ma także wszelkie narzędzia, by robić zasięgi w mediach społecznościowych. Problemy z dostaniem biletów na finały Śląska Wrocław pokazały, jaki drzemie w rodzimej koszykówce potencjał. Liga nie może więc robić transmisji na inaugurację z maleńkiej sali w 18-tysięcznym Łańcucie. To oczywiście piękna historia, ale nie do telewizji. Nie na początek.
Ligowy Instagram i TikTok powinny być prowadzone z taką starannością, żeby ich admini mogli opowiadać o nich z chlubą na branżowych konferencjach. Takie samo życzenie mam do klubów, gdzie tylko Anwil Włocławek i Legia Warszawa nie boją się wydawać pieniędzy na swój medialny zespół.
Koszykówka to w gruncie rzeczy prosta gra, która wymaga tylko odpowiedniego opakowania. Zadbajmy o nie na początek. A gdy już to zrobimy, będziemy mogli spokojnie sprzeczać się, czy w modelu szkolenia kopiować wszystko od Finlandii czy od Hiszpanii.
EuroBasket 2022 był jak sen. Teraz, budzimy się i działamy! Intuicja podpowiada mi czarne scenariusze na najbliższe miesiące i lata. I niech ją szlag trafi.
Kosma Zatorski
Superbet – najlepsze kursy na koszykówkę. Cashback 1300 i do 200 zł na start. Sprawdź! >>