W tym przypadku od pierwszych sekund czuliśmy atmosferę play-off! Kibice gospodarzy byli dziś naprawdę głośni, a i Trefl otrzymał wsparcie prosto z Sopotu. W tym sezonie widzieliśmy na żywo przynajmniej kilkanaście spotkań z udziałem zawodników Śląska. Szczerze? Chyba nigdy nie wyszli na parkiet tak zmotywowani! Przy tym byli zabójczo skuteczni, czasem trafiali z naprawdę niełatwych decyzji – mamy na myśli m.in. rzuty Kolendy czy Mitchella.
Mimo tego, gdy spoglądaliśmy na reakcje zazwyczaj dość nerwowego Żana Tabaka, ten co rusz chwalił swoich podopiecznych. W pierwszej kwarcie pierwszy do oklasków szczególnie był Michał Kolenda, który błyskawicznie trafił 3 trójki. Sopocianie mieli z kolei problemy w strefie podkoszowej. Śląsk dość chętnie kierował tam podania zarówno do Dziewy, jak i Parakhouskiego, a całość najczęściej kończyła się punktami. Do tego grona chwilę później dołączył Jeremiah Martin. Amerykanin w niektórych swoich zagraniach jest wręcz nie do zatrzymania. Trefl też nie potrafił. Efekt? 46:32 na korzyść WKS-u po pierwszej połowie.
Po zmianie stron w barwach Trefla najlepiej wyglądał Andrzej Pluta. Dołożył trzy trójki i każdorazowo na chwilę uciszał trybuny we Wrocławiu. Sęk w tym, że i Śląsk miał swoich strzelców. Gdy zza łuku punktowali Ramljak czy Bibbs, kibice przecierali oczy ze zdumienia. Z kolei Radić, Jovanović czy Nevels byli daleko od wybitnej formy. Po wcześniej wspomnianych trafieniach Pluty Trefl jakkolwiek zbliżył się do rywali. Jakkolwiek, czyli na dokładnie 11 punktów.
Czwarta kwarta wpadła na konto gości. Mistrzowie Polski nie byli już tak skuteczni w ataku, co wykorzystali podopieczni Żana Tabaka. Udało się zmniejszyć stratę już do 9 oczek. I choć na tablicy pozostały niecałe 2 minuty, to trener Śląsk poprosił o przerwę. Trefl jednak od tej pory zaliczył jedno trafienie, przez co finalnie play-offy rozpoczyna od porażki we Wrocławiu – 73:80.