
To, jak zaprezentował się Anwil w starciu ze Sportingiem w pierwszym meczu, pozwalało sądzić, że w środę może być tylko lepiej. Nie było. Włocławianie zagrali dość przeciętnie, o czym świadczy m.in. wygranie tylko jednej kwarty. Anwil pod koniec próbował jeszcze zrównać się punktami z przeciwnikiem, jednak strata była zbyt duża, a czasu zbyt mało.
Anwil miał niewiele okazji, by cieszyć się z prowadzenia. Zaczął całkiem dobrze, jednak nie potrafił znacząco odskoczyć rywalom. Zresztą, największa przewaga włocławian w tym meczu wynosiła raptem trzy oczka. To było w pierwszej kwarcie, przy stanie 14:11. Potem to Sporting przejął inicjatywę, a Anwil musiał gonić.
I gonił przez każdą kolejną minutę. W pewnym momencie Sporting prowadził nawet dwudziestoma trzema oczkami! Chwilową nadzieję dał nagły zryw Anwilu, który zaczął się pod koniec trzeciej kwarty. Podopieczni Przemysława Frasunkiewicz znacznie lepiej funkcjonowali w defensywie, dzięki czemu zatrzymali rywali na 70 oczkach, a sami w tym czasie zdobyli dziewięć z rzędu. Stratę do przyjezdnych udało się zmniejszyć, ale nie zlikwidować. Zawodnicy z Lizbony zanotowali jeszcze kilka trafień, utrzymując bezpieczną przewagę. Ostatecznie Sporting wygrał z Anwilem 85:73.
Wśród zawodników Anwilu należy wyróżnić trzech graczy – Lee Moore’a, Josha Bostica oraz Luke’a Petraska. Ci zdobyli znaczną większość punktów całego zespołu – łącznie 48 z 73. Po drugiej stronie parkietu szczególnie dawał się we znaki D.J. Fenner, który… dość dobrze zna polskie parkiety, bo jeszcze w ubiegłym sezonie reprezentował barwy MKS-u Dąbrowa Górnicza. Amerykanin zakończył mecz z double-double (23 punkty, 10 zbiórek).
Z bilansem 2-2 podopieczni Przemysława Frasunkiewicza zajmują drugie miejsce w grupie G. Kolejny mecz rozegrają 23 listopada o godz. 18:30. Gościć ich będzie fińskie Karhu Basket, z którym przegrali we Włocławku 88:89.
Piotr Janczarczyk