
fot. Andrzej Romański / plk.pl
Starcie drużyn z kompletnie innymi celami i założeniami przed tym meczem. Goście z Ostrowa Wielkopolskiego wygrali 6 z ostatnich 8 meczów, dzięki czemu od kilku tygodni okupują wysokie miejsca w tabeli, z kolei Arka od początku grudnia zanotowała tylko jedną wygraną, przez co nie mogą wydostać się ze strefy spadkowej. Dodatkowo gdynianie po raz drugi przystępowali do spotkania bez pierwszego trenera Wojciecha Bychawskiego, po którym stery chwilowo przejął Krzysztof Roszyk.
Z dużą energią zaczęła Arka, liderzy po słabszych występach rozpoczęli od pierwszego celnego rzutu, co mogło dać dobry prognostyk na kolejne minuty. Tak naprawdę w “Stalówce” jedynie Aigars Skele dobrze wszedł w mecz, przez co gospodarze byli w stanie prowadzić przez znaczną część pierwszej kwarty. Oprócz Pluty Jr i Kamińskiego w zdobywanie punktów z ławki włączył się Bryce Alford, trafiając dwa razy z dystansu. Z taką dyspozycją strzelecką najważniejszych postaci z pewnością ekipie Krzysztofa Roszyka łatwiej się gra – 26 punktów w pierwszych 10 minutach oraz 4 celne “trójki” napawają optymizmem.
O dziwo, gdynianie łatwo skóry nie sprzedali, przez co cały czas, aż do zejścia do szatni, mieli kilkupunktową zaliczkę. Co więcej, produktywne wejście z ławki zaliczył… Stefan Kenić, dla którego to dopiero ósmy mecz w barwach Arki – podczas pierwszej zmiany zdobył 4 punkty i 2 zbiórki, w całym meczu poprawił swój dorobek do 17 punktów, wow! Tempo spotkania było naprawdę dobre, nie dało się odczuć, że spotkały się dziś zespoły o innej klasie w tym sezonie. Dowodem na to jest fakt, że pierwszą stratę w meczu – biorąc pod uwagę obie drużyny – zanotował Andrzej Pluta Jr… w 16. minucie meczu.
Arka nie zwalniała, zaś “Stalówka” polegała jedynie na swoim rozgrywającym – to trochę jak w tym sezonie często bywa, lecz na odwrót! Gospodarze pewnie zakończyli tę część gry serią 9:2, dzięki czemu po raz pierwszy zbudowali dwucyfrową przewagę (48:37) na sam koniec pierwszej połowy. Z kontuzją kolana tuż przed przerwą z parkietu zszedł Damian Kulig, na szczęście o własnych siłach. Do końca meczu już nie zagrał. Miejmy nadzieję, że to nic poważnego…
Działacze gdyńskiego klubu z trenerem Wojciechem Bychawskim na czele nie ukrywają, że ten skład to “projekt”, który ma rozwijać młodych koszykarzy, “bo nikt tego nie zrobi”. Dziś wyglądało to trochę inaczej, bo chociażby w pierwszej połowie – obcokrajowcy (minuty): Alford 11, Kenić 12, LeDay 15; młodzi Polacy: Gordon 0, Wilczek 0, Szumert 8. Skąd taka nagła zmiana?
Podrażnieni słabą pierwszą połową w swoim wykonaniu ostrowianie rzucili się do odrabiania strat. Zbudowana szybko seria punktowa 12:4 na początku trzeciej kwarty, dominacja na zbiórce ofensywnej i narastające problemy defensywy Arki z liderem rywali, który tworzył sporo różnic tak naprawdę samą swoją obecnością na boisku. Udało się odrobić sporą część zaliczki rywali, jednak znów Arka odskoczyła na dwucyfrowe prowadzenie (66:54). Seth LeDay wniósł do zespołu sporą świeżość, dodał także sporą liczbę zbiórek, zwłaszcza tych w ataku – Amerykanin zanotował 15 punktów i 12 zbiórek, z czego aż 6 w ataku.
Pierwsza pogoń gości nieudana, do drugiej przez długie fragmenty nie dochodziło. To efekt dobrej gry gospodarzy, którzy po trzech kwartach mieli na liczniku już 75 punktów – choć tę zdobycz powiększało głównie sześciu zawodników, którzy dziś notowali solidną skuteczność. Tuż przed zakończeniem trzeciej kwarty światełko w tunelu zapalił Rodney Chatman, który trafił “trójkę” równo z syreną, czym zniwelował przewagę Arki do dziewięciu “oczek” (66:75).
Ciężko wrócić do meczu, gdy w dalszym ciągu tracisz punkty. Choć “Stalówka” nieco poprawiła się w ataku, tak cały czas rywale z łatwością i sukcesywnie powiększali swoją przewagę – na ponad 5 minut przed końcem przegrywali różnicą 13 punktów (74:87), najwięcej w meczu. Goście jednak się nie poddawali, walczyli o odwrócenie losów. Aigars Skele niemal w pojedynkę ciągnął cały zespół na swoich barkach, zaś jego koledzy nie trafiali z dość otwartych pozycji. Przez moment przegrywali 9 “oczkami”, a rzutu zza łuku nie trafił Arunas Mikalauskas. Z punktu widzenia końcowego wyniku moment, który zadecydował o nieudanej gonitwie za rywalem Stali.
Ekipa z Ostrowa pomimo tego miała w dalszym ciągu swoje szanse po błędach koszykarzy z Gdyni, jednak znów tego nie wykorzystała. Coraz bliżej piątej wygranej w sezonie była Arka, jednak nie mogła być jeszcze tego pewna. Arcyważne rzuty z dystansu trafili David Brembly oraz Arunas Mikalauskas, który chwilę później popełnił wręcz dziecinną stratę ważącą o porażce swojego zespołu. Kolejne akcje to wymiana ciosów – rzutów wolnych Bryce’a Alforda oraz prób zza łuku ostrowian. Arka przekroczyła nawet barierę 100 punktów, licznik finalnie zatrzymał się przy 102 “oczkach”.
Gdynianie na ani sekundę nie stracili prowadzenia w drugiej połowie, bez większych perypetii utrzymywali zaliczkę oscylującą wokół 10 “oczek” różnicy. Aż dziwnie to zabrzmi w tym sezonie – pewna wygrana Arki, od początku do końca byli drużyną po prostu lepszą. Kibice w Łańcucie po wczorajszej porażce w Zielonej Górze i dzisiejszym zwycięstwie gdynian będą przez najbliższe dni spać niespokojnie, nieco drżeć o byt swojej drużyny w ekstraklasie, która jako jedyna pozostaje z czterema wygranymi.
Duet Pluta & Alford zdobył 45 punktów, trafiając 7 z 15 rzutów z dystansu. Można? Można! Double-double zanotował Seth LeDay (15 punktów i 12 zbiórek), a niespodziewanie świetne zawody rozegrał Stefan Kenić, autor 17 punktów. Stal opierała swoją grę głównie wokół Aigarsa Skele, który indywidualnie spisał się bez zarzutu – 24 punkty (4/8 za 3), 6 zbiórek i 7 asyst. Skrzydłowi – Arunas Mikalauskas i David Brembly – dodali od siebie po 14 punktów. Tą porażką Stal wprowadziła jeszcze większy chaos i ścisk w tabeli, teraz zrównała się bilansem z Kingiem Szczecin, który dwie godziny wcześniej wygrał ze Śląskiem Wrocław.
Autor tekstu: Błażej Pańczyk